Resurrection. - 24.

401 20 0
                                    

Nigdy nie wiadomo co się stanie. Każdy dzień może przynieść niespodziewane wydarzenia które nawet przez myśl nie przeszłyby człowiekowi. Bo nic ich nie zapowiada. Nie występują żadne, nawet najmniejsze przesłanki, że to co właśnie trwa, jest szczęściem, ma za chwilę się skończyć. Tak jak wtedy. Dwadzieścia lat temu nie przyszłoby mi na myśl, że coś takiego może się stać. Tak samo teraz, po tylu latach, nie było niczego, nawet jednego najdrobniejszego znaku, że znów coś ma się zmienić. Tym razem znów o całe 360 stopni. Wtedy moje życie wywróciło się do góry nogami, teraz też. On znów się w nim pojawił.
W tej chwili czułam się jakby odcięta od całej reszty świata, od tego wszystkiego co czułam jeszcze tak niedawno, całej złości, tego chaosu, który się we mnie kotłował. To wszystko wciąż we mnie żyło, ale teraz było jakby zamknięte w żelaznym kokonie, który nie pozwalał się temu rozprzestrzenić i pozostawiał dużo miejsca na coś zupełnie nowego. Zupełnie nowe odczucie, którego dawno nie miałam okazji przeżywać. Czułam się spełniona. W końcu szczęśliwa i chociaż miałoby to trwać tylko te kilka chwil, to oddałabym za to dosłownie wszystko co mam. Z wyjątkiem syna, oczywiście. Wszystko inne była bym zdolna poświęcić, byleby tych dwoje zawsze było ze mną. Tak zawsze powinno być. Mój syn i on. Dlaczego dopiero teraz się to dzieje?
Wolna od burzy emocjonalnej wszystko odczuwałam dwa razy silniej. Każdy jego spokojny oddech, który muskał moją twarz. Spał spokojnie. Ja nie spałam. Patrzyłam na niego, chłonęłam go wzrokiem, starałam się nim nacieszyć na zapas. Było mi tak ciepło... Ale nie chodziło tu wcale o temperaturę panującą w sypialni. Tylko o jego ręce, którymi mnie oplatał i przytulał do siebie. O jego ciało, jego bliskość i zapach jego skóry. O to wszystko, czego tak bardzo mi brakowało do tej pory. Teraz to wszystko wróciło. Odurzało mnie jak narkotyk. Wolałabym umrzeć, niż gdyby miał teraz znów zniknąć. Jeszcze parę godzin wcześniej tego właśnie chciałam, żeby się wynosił i nigdy nie wracał. Ale wiedziałam, że to tylko emocje, które nieraz pewnie jeszcze wrócą. Chciałam by był ze mną, potrzebowałam go. Kiedy leżałam obok niego w pościeli, zrozumiałam jak bardzo.
Nie miałam wątpliwości, kiedy przyprowadziłam go do swojej sypialni. Wiedziałam czego chcę i wiedziałam, że on też tego chce. Był taki zdenerwowany na początku, nie wiedział co najpierw zrobić... A ja chciałam tylko jednego. Żeby był i żeby mnie przytulił. Kiedy to zrobił, reszta już sama poszła instynktownie... Tak samo jak kiedyś. Kochał mnie z pasją, mocno i tak dogłębnie, że tak powiem. To było niesamowite. Oddawał mi się cały, każdy jego gest po prostu wyrażał wszystko co czuje. Wyczuwałam jego emocje, nie musiał nic mówić. Żałował tego wszystkiego co się stało i przepraszał mnie za to w każdym cichym słowie i geście.
Sprawił, że trochę odżyłam. Że ból stał się trochę mniejszy, że zaczęłam wierzyć, że sobie z nim poradzę. I może to było tylko chwilowe, ale wystarczyło. Chciałam z nim być. Znów, tak jak kiedyś. Nic się nie liczyło w tej chwili, kiedy tak na niego patrzyłam. Co będzie później było mało ważne.
Czułam się przyjemnie zmęczona, oczy mi się kleiły, ale nie chciałam spać. Chciałam na niego patrzeć, jakby miał zniknąć gdy tylko zamknę oczy. Ale był tu, nie ruszał się nigdzie. Objęłam go mocniej cisnąć się jeszcze mocniej i całując jego mostek. Raz za razem. Włosy miałam rozpuszczone, przypominałam sobie jak wplatał w nie palce i chował w nich twarz. Przypominałam sobie jego czuły dotyk. Nic się nie zmienił. Był taki sam jak wtedy. Tak samo kochany, tak samo ciepły. Mój, po prostu.
Ale moje wiercenie chyba musiało go obudzić, bo wciągnął powietrze głęboko do płuc i mruknął coś cicho zmieniając nieznacznie pozycję i spojrzał na mnie ledwo rozchylonymi oczami. Moja dłoń natychmiast podążyła do jego policzka. Westchnął przeciągle przymykając oczy jakby czymś się zaciągał. Po chwili chwycił moją dłoń w swoją delikatnie i powoli, palec za palcem, zaczął mi je całować. Uśmiechnęłam się. Kiedy skończył przycisnął znów moją dłoń sobie do policzka i ucałował jej wnętrze. Zaczął ją muskać ustami i przesuwać się wzdłuż całej ręki aż znalazł się na mojej szyi. Zamknął mnie szczelnie w swoim uścisku. Tego właśnie chciałam.
Sama zamruczałam, kiedy zaczął przesuwać opuszkami palców wzdłuż mojego kręgosłupa. Wywołało to mile dreszcze i łaskotki. Uśmiechnął się i znów tak jak wcześniej wtulił twarz w moje włosy.
- Dzień dobry, kochanie. - szepnął mi do ucha, na co aż zadrżałam. Poczułam jego ciepły oddech. Musnął je lekko wargami... Chyba wciąz pamiętał, gdzie mam łaskotki, bo zaśmiał się cicho, kiedy mu uciekłam, odsuwając się zaledwie na milimetr.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko zagryzając wargę.
- Która godzinka? Wyspałaś się? - wymruczał przeczesując mi palcami pasmo włosów.
- W ogóle nie spałam. - trochę się zdziwił.
- Jak to, dlaczego?
- Patrzyłam na ciebie. - odpowiedziałam, po czym usmiechnęłam się ładnie. Sam się uśmiechnął, kiedy dotarło do niego o czym mówię.
- Mogłaś mnie obudzić. Też chętnie bym na ciebie popatrzył.
- Patrzyłeś już dość chyba, co? - pokręcił stanowczo głową na nie.
- Nigdy nie będę miał dość.
- Naprawdę?
- Ciebie nigdy. Przecież wiesz... - pogładził kciukiem moją dolną wargę.
- Nie wiem... - postanowiłam się z nim trochę podroczyć.
- Nie wiesz jak bardzo cię kocham? - zagryzłam wargę znów, by się nie uśmiechnąć. - Mam ci pokazać? - zapytał nagle i pocałował mnie krótko.
- Czemu nie. - zaśmiałam się cicho pod nosem. - Jestem bardzo ciekawa... Produkuj się, mistrzu. - uśmiechnął się lekko patrząc na mnie.
Spodziewałam się jakiegoś monologu z jego strony, jakichś wyznań... Ale to nie byłoby do końca w jego stylu. On mówił o uczuciach, owszem, okraszał te czułe słówka czułymi gestami i tak dalej, pamiętałam to. Albo po prostu przytulał i nie puszczał przez długie minuty. Wspomnienia wracały, ale te dobre. Przyjemne. Ale czasami wybierał bardziej dosadne i bezpośrednie sposoby 'udowadniania' uczuć, że tak to nazwę i chyba teraz też właśnie na taki sposób się zdecydował...
Zanurkował pod kołdrę nie krępując się z niczym wcale, zezując tylko na mnie aż całkiem nie zniknął pod pościelą. Obserwowałam to lekko zaskoczona, a potem tylko przymknęłam oczy. Ułożyłam się wygodnie otwierając bardziej na niego i poddawałam się jego pieszczocie. Sięgnęłam rękami ponad głowę i zacisnęłam je na poduszce. Całkowicie zapomniałam o czymkolwiek co się działo dookoła. Liczyło się tylko to co działo się ze mną w tej chwili. Liczył się on i przyjemność. Moje urywane westchnięcia powoli zaczynały znów wypełniać sypialnię. To było wspaniałe, poruszałam powoli biodrami nawet nie zdając sobie z tego sprawy, a on dopasowywał się do tego. Po jakiejś chwili zrzucił z siebie i ze mnie też kołdrę i w końcu mogłam zobaczyć dokładnie jak sobie ze mną śmiało poczyna. Nie musiałam w gruncie rzeczy patrzeć. Mogłam zamknąć oczy i do szaleństwa doprowadzała mnie sama świadomość tego co ze mną robi. Dodatkowo kiedy zamykałam oczy czułam to jeszcze wyraźniej. Jego język, gorący i szorstki, usta... Czułe muśnięcia palców.
Nie zachowywał się jakoś brawurowo, był spokojny i powoli mnie dopieszczał. Czułam jak serce zaczyna obijać mi się o żebra, słyszałam dudnienie w uszach. Spoglądał na mnie raz po raz bezwstydnie, chyba spodobał mu się wyraz mojej twarzy. Wplotłam dłoń w jego włosy i chwyciłam za nie mocno pociągając. Zaskoczyłam go chyba, bo aż mruknął. Uśmiechnęłam się zagryzając znów wargę. Nie wiedziałam czy to jeszcze możliwe, ale w moim odczuciu stał się jeszcze bardziej namiętny i gorący. Po tym jak potraktowałam jego włosy. Pociągałam za nie co chwila, ale już nie tak mocno. I byłam już na granicy. I wyczuł to, bo skupił się na jednym konkretnym miejscu błyskawicznie doprowadzając mnie na szczyt...
- Twój krzyk to najpiękniejsza melodia w takich momentach, naprawdę. - wymruczał mi w usta chwilę później, po czym pocałował mnie zapalczywie. Czułam swój smak na nim co jeszcze bardziej mnie nakręciło. Żeby było ciekawiej, wyraźnie wyczułam, że po tej całej zabawie on sam też jest teraz w potrzebie. Więc z uśmiechem pomyślałam, że teraz będę miała zajęcie na jakiś czas. Całkiem przyjemne zajęcie...
Powiedział, że nie muszę tego robić, ale ja chciałam. Naprawdę bardzo się starałam. Tak jak on wcześniej, tak jak teraz chciałam, żeby było mu ze mną dobrze. Pomyślałam, że chcę być po prostu lepsza od tych wszystkich i poczułam lekkie ukłucie w piersi. Nie chciałam teraz o tym myśleć. Chciałam po prostu dać mu wszystko czego pragnął w tej chwili.
Kiedy skończyłam, podniósł się do siadu i przytulił mnie mocno, tak mocno jak chyba nigdy. Trzymał mnie tak w ramionach kołysząc lekko i zaczął mi śpiewać... Po chwili rozpoznałam tą piosenkę. To było 'Liberian girl', które jak sam powiedział napisał dla mnie na 'Bad'. To było tak dawno, a wzbudziło we mnie tyle emocji. Spojrzał na mnie i chyba lekko się przestraszył, kiedy zobaczył pojedynczą łzę na moim policzku.
- Dona, skarbie... - szepnął ocierając mi ją. - Przecież nie musiałaś... - chyba coś źle zrozumiał.
- Chciałam i nie o to chodzi. - odpowiedziałam obejmując go lekko za szyję i spoglądając na niego.
- A o co? Powiedz mi. - spuściłam nieco głowę.
- Po prostu chcę być lepsza od tych wszystkich panien, które miałeś przez ten czas. - wymruczałam cicho wciąż ze spuszczoną głową. Otworzył szeroko oczy.
- Dona... - Chwycił moją twarz w swoje dłonie. Musiałam na niego spojrzeć. - Lepsza? Ty jesteś jedyna. Poza tobą nie ma nic. Bez ciebie nie ma nic. Rozumiesz co to znaczy? - patrzył mi w oczy z napięciem. Chyba naprawdę chciał, żebym to zrozumiała. - Nie zasługuję na to, żeby być teraz z tobą. - wyszeptał ledwo słyszalnie. - Ale dziękuję Bogu z całego serca za tą niesprawiedliwość. - musiałam się teraz uśmiechnąć. Przetarłam twarz dłońmi biorąc głęboki uspokajający oddech.
- Przysięgnij mi... że nigdy więcej mnie nie zostawisz. Przysięgnij mi. - w jego oczach widziałam namacalne napięcie. - Kocham cię po prostu miłością niezmierzoną i wybaczam ci to wszystko, chociaż jeszcze nie raz pewnie ci powiem, żebyś wypierdalał z mojego życia. Ale kocham cię. I chcę, żebyś zawsze przy mnie był, bez względu na wszystko. - mówiąc to rozkleiłam się trochę, ale pocałowałam go gorąco, najczulej jak potrafiłam.
Porwał mnie w ramiona jakby coś go poraziło. Przycisnął mnie mocno, nie chciał wypuścić. O mało a by mnie chyba udusił. Zaśmiałam się cicho pod nosem na co odsunął się lekko, popatrzył na mnie, a potem zaczał całować moje dłonie. Tak chaotycznie, ale z zapałem. Jakby się bał, że nie zdązy.
- Spokojnie... - mruknęłam, a on wtedy znów przycisnął mnie mono do siebie i aż wstał z tego łóżka, zaczął kręcić się dookoła ze mną w ramionach. Stopy fruwały mi w powietrzu. Zaśmiałam się znów, na co postawił mnie na nogi dywanie i wtulił się we mnie tak jak mógł. Przyciągnęłam go sama wzdychając cicho.
- Bałem się, że mnie znienawidzisz, że nie będziesz chciała nawet pamiętać tego co było kiedyś. A ja to wszystko zrobiłem, bo panicznie bałem się cię stracić... - szeptał mi na ucho łamiącym się głosem. - Niektórzy chcieli mi za to urwać łeb. Ojciec o mało mi znowu nie wlał. Mama zapłakiwała się tygodniami... A Janet zaklinała się nawet na Boga, że o wszystkim ci powie. Nawet LaToya wtedy obrałą takie samo stanowisko jak ona i założyły koalicję po prostu... Ale w końcu je przekonałem. - spojrzał na mnie. - Janet bardzo przeżywała, że musi okłamywać cię w tak paskudny sposób. - nic na to nie powiedziałam tylko patrzyłam na niego. Co miała bym mu na to powiedzieć?
- Wiesz, że trzymam po tobie wszystko co tylko miałam wtedy aż do teraz? Nigdy się nie rozstałam z tymi drobiazgami, choć Darka bardzo to drażni od momentu kiedy... wiesz. - mruknęłam znów i przytuliłam się do jego klatki piersiowej.
- Wiem. A co takiego trzymasz?
- Mam twoją flanelową koszulę. - zaczęłam wymieniać. - Bardzo długo pachniała tobą, nigdy jej nie wyprałam. Może to dziwne... Ale zakładałam ją do snu i wtedy czułam, że jesteś. Było mi lżej. Ale nie działało to zbyt długo. - usłyszałam jak wzdycha. Ale nie było to lekkie westchnięcie. - Pełno zdjęć... Mam cały karton. I list od ciebie, który dali mi już po wszystkim.
- Masz go jeszcze? - szepnął zaskoczony. Spojrzałam mu w oczy.
- Ty go napisałeś. Nieważne co, ważne że pisała to twoja ręka i że to twój charakter pisma. Bardzo często do niego wracałam. - wcisnęłam się w niego mocniej.
- Wybacz mi... - jęknął. Chyba było tego dla niego za dużo. Ale co ja miałam powiedzieć?
- Nie mówię ci tego po to, żeby zadawać ci ból. Chcę, żebyś pomógł mi pozbyć się bólu, który ja czuję.
- Pomogę ci. Postaram się. - zarzekł się trzymając mnie mocno. - Zrobię wszystko, obiecuję.
- Po prostu ze mną bądź. - szepnęłam.
Była siódma rano, a my staliśmy w tej sypialni wtuleni w siebie mocno. Naprawdę... Dawno nie czułam się tak dobrze, jak w tamtej chwili.

I have fallen, I will rise - Resurrection.Where stories live. Discover now