×16×

182 24 11
                                    

Weszliśmy do salonu i zastaliśmy małżeństwo siedzące na sofie. Kobieta była bardzo przygnębiona. Siedziała obok męża, który obejmował ją ramieniem i mocno do siebie tulił. Sam mężczyzna wydawał się być spięty.

- Hej.- Zaczęłam cicho. Natychmiast odwrócili się w naszą stronę. Nancy wstała i podeszła do mnie. Złapała mnie delikatnie za dłoń.

- Wyjaśniliście sobie wszystko, to mieliście wyjaśnić?- Spytała kobieta. Uparcie parzyła w moje oczy, tak jakby to z nich chciała wyciągnąć odpowiedź.

- T-tak, chyba wszystko już sobie omówiliśmy.- Niepewnie spojrzałam na chłopaka, który stał za mną. Ten uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.- Ale jeszcze musimy z wami porozmawiać.

- Dobrze.- Nancy trochę zbyt energicznie pokiwała głową.- Chodźcie, usiądziemy.

Kobieta wróciła na swoje poprzednie miejsce, natomiast my zajęliśmy kanapę prostopadłą do nich. Usiadłam bliżej "rodziców", a Theo zaraz za mną i obiął mnie w pasie ręką.

- Najpierw chciałabym się dowiedzieć, jak tak naprawdę mam na nazwisko?

- Alison Claremont. W dowodzie i w innych papierach masz nasze nazwisko. Odkąd jesteś pod naszą opieką, przejęłaś nazwisko Waller.- Odpowiedziała Hugh.

- Claremont.- Powtórzyłam.

- Ładnie.- Szepnął mi do ucha wilkokrwisty.

- Nie chcę być niemiły, ale czy ten... chłopak musi nam towarzyszyć w tej jakże rodzinnej rozmowie?- Zapytał mężczyzna dodając nacisk na słowo rodzinnej.

- Tak.- Odparłam hardo.- Obiecałam mu, że go nie opuszczę, a on mi, że będzie ze mną podczas tej rozmowy.

Mimo, że na nic takiego z chłopakiem się nie umawiałam, to jestem pewna, że by mnie nie opuścił. Poczułam jak jego ręka ciaśniej się zaciska na mojej tali, przez co bardzie mnie do siebie przyciągnął.

- Po za tym, on już wszystko wie, przynajmniej to czego ja się jak na razie dowiedziałam.

- Czyli... wiesz już o "tym" świecie?

Theo się zaśmiał, głośno zaśmiał.

- Taa, to jest już trochę bardziej skomplikowane.- Powiedziałam drapiąc się po karku.

- W jakim sensie "skomplikowane"?

- Theo jest...

- Jestem jednym z nich.- Wyszczerzył zęby w stronę małżeństwa.- Jestem wilkołakiem.

Widać było, że są bardzo zaszokowani, przez tą wiadomość. Nancy z niedowierzania rozszerzyła oczy, natomiast mężczyzna zrobił kwaśną minę, po czym spojrzał tępo w sufit, tak jakby się nad czymś zastanawiał.

- Ale twoja matka, Rose, ona cię ostrzegała...- Zaczęła kobieta.

- Znam już Theo trochę czasu i zdążyłam mu zaufać. Nic mi... zaraz, Rose?

- Tak miała na imię twoja matka.

- Jak byliście z nimi blisko?

- Ja z Rose przyjaźniłam się od zawsze, od dziecka, byłyśmy dla siebie jak siostry. O wszystkim sobie mówiłyśmy. Kiedy wyszła za Johnem, twoim ojcem, wtedy powoli zaczęły się ich problemy, ale wtedy jeszcze nic nie zauważali. John, był to bardzo dobry mężczyzna. Opiekował się wami, czasami aż za bardzo, ale było widać, że bardzo się kochają i mogliby dla siebie przebiec świat.- Zawiesiła się na moment.- Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie te... bestie... potwory.- Wskazała gestem dłoni na chłopaka za moimi plecami.

Samotny Wilk~ Mój Omega/zawieszoneWhere stories live. Discover now