×1×

599 36 9
                                    

- Powodzenia w szkole!- Krzyknęła do mnie moja mama, gdy byłam już przy drzwiach wyjściowych.

- Dzięki.- Wyszłam zatrzaskując drzwi.

Jest dzisiaj piękna jesienna pogoda. Liście z drzew już opadły i tworzą piękny, kolorowy dywan, wyłożony wszędzie, gdziekolwiek spojrzeć. Jest dosyć ciepło.

Wyszłam z domu w samym swetrze zakładanym przez głowę. Szłam przez las, bo tędy można szybciej dotrzeć do mojej szkoły. Droga do niej normalną trasą zajęłam by mi około dwadzieścia minut, a lasem mogę tam być już po piętnastu.

Włożyłam słuchawki do uszu i idę powolnym krokiem, a zarazem podziwiam piękno natury. Mimo, że wszystkie drzewa są łyse, to i tak wyglądają tak... magicznie.

W pewnym momencie miałam wrażenie, że słyszę odgłos deptanych liści z zdwojona siłą. Tak jakby ktoś szedł niedaleko mnie. Odwracam się, ale nikogo nie widzę. To pewnie było w muzyce w moich słuchawkach, albo po prostu ja stawiam jakieś dziwne kroki. W sumie to las. Każdy może tu wejść. Może są tu też jacyś inny ludzie, na przykład grzybiarze, bo teraz to idealna pora na zbieranie grzybów, albo może było to jakieś zwierze. A, nie ważne. Powracam myślami z powrotem do muzyki i drogi do szkoły.

W szkole jestem raczej osobą cichą, niepopularną. Staram się nie mówić za wiele i nie wychodzić z tłumu. Wolę się uczyć, skupić na swoich pasjach, upodobaniach, niż na imprezach i alkoholu. Więc musicie sobie wyobrazić jak ogromne było moje zdziwienie, kiedy jeden chłopak z "szkolnej ligi" zapytał się mnie czy zostanę jego dziewczyną. To bardziej wyglądało na zmuszanie lub zlitowanie się nade mną. Cody- bo tak się nazywa, na imprezie rozpoczynającej kolejny rok nauki (Jestem na czwartym roku w szkole średniej.) był już lekko wstawiony i zaczął się do mnie "przystawiać". Wszyscy jego kumple od razu okrzyknęli go mianem Szlachetny, bo jak to powiedzieli "Pomaga takiej świętej dziewicy wbić się na nasz poziom". Na początku czułam się fajne, że ktoś mnie w końcu zauważył, ale to szybko minęło, kiedy zaczęły się te ich balangi, na które muszę chodzić, bo byłoby nie do pomyślenia jakby Wielki Cody przyszedł na imprezę bez jakiejś dziewczyny. Nie należę do tych odważnych dziewczyn. Boję się mu odmówić, zostawić go. Już nie raz widziałam jak ci popularni krzyczeli lub w najgorszym wypadku bili tych, co im się sprzeciwiają. Dlatego siedzę cicho. Jak na razie nie przekroczył żadnych granic. Nie zmusza mnie, do rzeczy, których bardzo nie chcę. Na przykład jak oni chleją bez opamiętania, a ja nie piję (nie znoszę alkoholu), to nic mi na siłę nie wciska. Na całe szczęście. Jakoś z nimi żyję. Przynajmniej mam do kogo się odezwać w szkole. Nigdy nie miałam i nie mam prawdziwiej przyjaciółki bądź przyjaciela. Można powiedzieć, że byłam takim wyrzutkiem społeczeństwa. Nawet przyzwyczaiłam się do tego. Jestem samotniczką. Nie lubię być w dużej grupie.

Wyszłam z lasu i już dało się zauważyć moją szkołę. Jest to duży, odnowiony budynek. Teraz jest bardzo nowoczesny, kiedyś wyglądał jak nie z tej epoki. Samą szkołę lubię, natomiast nie lubię społeczeństwa szkolnego.

- Alison!- Zawołał mnie Cody. Opierał się o swój sportowy samochód, otoczony całą swoją grupą. Wyszedł mi na spotkanie i pocałował w usta, ja nieśmiało oddałam pocałunek. Nieswojo się przy nim czuję, ale nie jestem w stanie nic z tym zrobić.- Czekaliśmy na Ciebie.- Przyznał.

- A to dlaczego?- Doszliśmy do reszty i oparliśmy się o samochód.

- Jutro jest impreza, masz przyjść.

- No nie wiem...- Chciałam się jakoś wykręcić, ale nie przychodzą mi do głowy żadne wymówki.

- Alison Waller, jutro jest sobota. Zapewnię nie masz planów. Nie wykręcisz się, Mała.- Powiedział jeden z kumpli Cody'ego.

Samotny Wilk~ Mój Omega/zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz