Rozdział IV.

2K 144 12
                                    

Merlin wszedł po cichu do domu by nie obudzić Gajusza, nie wiedziałby co mu powiedzieć. W pokoju rzucił się na łóżko i mimo niemiłego zakończenia wieczoru, nie potrafił powstrzymać coraz to szerszego uśmiechu, co chwilę wychodzącego na jego twarzy. Pierwszy raz przytrafiło mu się coś tak cudownego. Spełnienie najskrytszego marzenia. Nigdy by nie pomyślał, że Arthur lubi go również w ten sposób. Zasnął z uśmiechem na ustach i po raz pierwszy w życiu przespał całą noc jak skała.
Rankiem poczuł gwałtowne szarpnięcie i tak raz za razem, aż w końcu zaczęło go to irytować. Strzepnął źródło irytacji ręką i przewrócił się na drugi bok, ale szarpanie wróciło ze zdwojoną siłą. Usłyszał głośne
- Wstawaj chłopcze! Jesteś już spóźniony.
- Co? - zerwał się do siadu.
- Ładnie to tak po nocy wracać? Czy ten rozpieszczony książę nie wykorzystuje cię zbytnio?
Merlin uśmiechnął się głupkowato potrząsając przecząco głową.
- Zbieram się, zjem w drodze - zarzucił na siebie ubranie, porwał jabłko ze stołu i pognał do wyjścia. - Pa! - rzucił w biegu i wyszedł trzaskając drzwiami.

Trochę bał się konfrontacji z Arthurem, gdy wszedł do jego komnaty, stwierdził, że książę już wyszedł. Było aż tak późno? Pranie stało tam, gdzie je zostawił wczoraj, listy zabrano, a stół nie pełnił już roli biurka, bo nie było na nim inkaustu i stosu papierów.
Wysprzątał pokój najszybciej jak umiał, nie używał magii, bo bał się, że wejdzie ktoś obcy i wszystko by wyszło na jaw. Usłyszał pukanie. Otworzył, w drzwiach stanęła lady Morgana, ucieszyła się na jego widok.
- Dzień dobry Merlinie! - wyśpiewała radośnie zarażając go dobrym humorem.
- Cześć Morgano. - Odwzajemnił uśmiech.
- Szukam Arthura, nie wiesz gdzie jest? - spytała zaglądając przez ramię chłopaka.
Merlin w odpowiedzi uśmiechnął się krzywo kręcąc głową.
- Nie mówił gdzie idzie?
- Nie... - Uznał, że nie musi jej informować, że spóźnił się do pracy.
- W porządku - powiedziała. - Jakaś sprzeczka? - spytała ściszając głos, pochylając się ku niemu delikatnie z podejrzliwością.
- Skądże! - odparł natychmiast. - Po prostu nie mówił dokąd idzie. Nie jesteśmy nierozłączni, nie zawsze sobie mówimy wszystko... - Zaśmiał się nerwowo wspominając ostatni wieczór. - Nie martw się, jak go znam pewnie się leni i unika obowiązków.
Morgana parsknęła rozbawiona.
- A ty co taka zadowolona?
- Och... Bo wiesz... - Popatrzyła na boki. - Znasz to uczucie, kiedy wiesz, że ktoś zna twój największy sekret i akceptuje w tobie wszystko?
Merlin popatrzył na nią uśmiechając się i czekając na kontynuację.
- Och, nieważne... Jest coś przez co szukam Arthura jak głupia. Przyjechały kandydatki! - wyszeptała podekscytowana.
- Nie rozumiem - wycedził zaniepokojony.
- Kandydatki na żonę dla Arthura.
Merlinowi momentalnie serce opadło do żołądka. Poczuł jakby stąpnął dwa schodki w dół zamiast jednego.
- Widziałam je - kontynuowała - jak nie poprosi o rękę żadnej z nich, uznam, że zwariował. Są piękne, uzdolnione i naprawdę poważane.
- Racja - powiedział udając zachwyt - Żeby nie wybrać takiej kobiety to trzeba by być szaleńcem.
- Zapewne siedzi gdzieś sam, on zawsze unikał swat. Najwyższa pora aby wreszcie się ożenił. - Pokręciła głową. Złapała Merlina za dłoń oburącz zamykając ją w uścisku. - Trzymaj się ciepło Merlinie - powiedziała.
Speszony chłopak pozdrowił ją gestem i odeszła. Już miał zamykać drzwi, gdy Arthur je zatrzymał. Merlin odskoczył żeby mógł przejść. Lady Morgana musiała spostrzec wchodzącego do komnaty księcia, bo zakrzyknęła za nim z drugiego końca korytarza po czym weszła do pokoju zamykając drzwi.
- Arthurze, szukałam cię - powiedziała.
Książę przewrócił oczami stojąc tyłem do nich.
- Nie uciekaj znowu - zagroziła palcem. - Przynajmniej na nie zerknij. A nóż może któraś przypadnie ci do gustu - prosiła. - Nie chcę żeby przyszły król został starym, bezdzietnym kawalerem. - To powiedziawszy puściła oko Merlinowi, któremu wcale nie było do śmiechu.
- Mówisz tak - powiedział Arthur - bo sama niedługo wychodzisz za mąż...
- Postaraj się nie zrobić wstydu ojcu i sobie. Po południu wszyscy cię oczekują.
Lady Morgana pokręciła głową zawiedziona, że Arthur nawet nie zechciał na nią spojrzeć.
- Spóźniłeś się... - powiedział blondyn, gdy Morgana zamknęła za sobą drzwi. W głosie zabrzmiała nieprzyjemna nuta.
- Przepraszam... - powiedział cicho Merlin.
- Znajdź dla mnie mój odświętny kaftan - wycedził szybko. Z wczorajszej uprzejmości nie pozostał żaden ślad.
Merlin uznał, że pewnie chciałby udawać, że wczoraj nic się nie wydarzyło. Poczuł ukłucie w sercu. Ciekawe, czy jakby teraz upadł bez ducha Arthur by zareagował. Pewnie nawet by nie zauważył, bo był odwrócony plecami, odgradzając się od niego jak murem. Chłopak bez słowa zaczął grzebać w szafie żeby mieć to jak najszybciej z głowy. Nie chciał go drażnić, teraz mogło zdarzyć się wszystko. Mógł stracić pracę, bo jak to powiadają, łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Wczoraj książę był czarujący, a dziś znów nieznośny i arogancki. Chociaż, pomyślał Merlin, z Arthurem przynajmniej jest o tyle dobrze, że nie był aż tak nieprzewidywalny. Częściej raczej zachowywał się niemiło niż wspaniałomyślnie.
Bolało go to jak otwarta rana. Najpierw Arthur dał mu płonną nadzieję, a potem zbył. W przeciwieństwie do niego Merlin był w nim zakochany co ugodziło prosto w jego serce. Teraz pójdzie wystrojony na zabawę, otoczony pięknymi i bogatymi niewiastami, padającymi mu do stóp, a Merlin będzie biegał nalewając im wino.
Wyczyścił czerwony, ćwiekowany kaftan Arthura i położył go na łożu, bez słowa.

Merthur w świecie alternatywnymWhere stories live. Discover now