Rozdział II.

2.1K 153 9
                                    

        - Młody czarodzieju - zaczął powoli stary medyk - szukałem cię wczoraj, gdzie byłeś?
- Poszedłem z Arthurem po prezent dla króla Uthera - odparł bez namysłu.
Gajusz jakby badał jego prawdomówność tą słynną przenikliwością w oczach, jedna brew zawsze szła ku górze zostawiając drugą w tyle. Melin przewrócił oczami i westchnął ciężko.
- Uparł się żeby ruszyć na polowanie, nie martw się powstrzymałem go, Anextiomarus przeżyła.
- Ła? - zdziwił się Gajusz.
- To druid, do tego jest kobietą. - Chwila zawahania, ale w końcu dodał - Mam wrażenie, że Arthur był wczoraj dziwny... Powiedział, że nie mógł jej zabić, że nie wie, czy wciąż wierzyć w to czego zawsze uczył go Uther o czarodziejach.
- Doprawdy? - odparł zaskoczony.
- Chciałbym mu powiedzieć...
- Nie. Co jeśli się już rozmyślił?
- Na pewno nie! - wykrzyczał. - Znam go. Gdyby nie był pewien co mówi, to by nic nie mówił.
Gajusz tylko wzruszył bezradnie ramionami, nie dało się przemówić Merlinowi do rozsądku. Ale może tak ma być, pomyślał. Chłopak opowiadał co zawsze powtarzał smok, jak był jeszcze uwięziony pod Camelotem. "Arthur będzie królem, który zjednoczy ziemie Albionu. A wy jesteście stronami monety. Jedna nie może istnieć bez drugiej". Prawdopodobnie chodziło o wyznanie sekretu przyszłemu władcy, by ten potrafił pokochać magię i pogodzić magiczne istoty ze zwykłymi ludźmi.
Merlin nie wiedział, czy wierzy, że po wyjawieniu Arthurowi prawdy rzeczywiście nadal będą przyjaciółmi. A po wyjawieniu mu czegoś jeszcze, co zawsze ukrywał przed wszystkimi, podobnie jak swój dar, to już w ogóle nie był niczego pewien.

        Z dziedzińca ujrzał dobrze znane białe mury i łuki biegnące przez całą długość budynku. Był wspaniały, wciąż tak uważał. W pobliżu Ealdor, wioski w której się wychował, nie było żadnych zamków, jedynie dom barona i to nim zawsze się zachwycał. Teraz mieszkał w obrębie tego ogromnego zamku, zastanawiał się, jak ludzie wznoszą coś tak kolosalnego bez użycia magii.
        Pod komnatą Arthura odetchnął ciężko i wszedł. Książę wciąż spał. Zamknął cicho drzwi, ale blondyn zaczął się wybudzać. Czarodziej odsunął zasłony.
- Śniadanie! - zakrzyknął, tym znienawidzonym przez Arthura tonem. Książę uważał, że mógłby wołać w ten sposób "góra złota dla każdego!", a i tak wszyscy by się poirytowali. Choć złoto i tak by pewnie wzięli. Arthur uśmiechnął się szeroko odwrócony plecami do niego.
- Moja wanna... Zapomniałem wczoraj rozkazać ją opróżnić - wyjęczał.
Chłopak skrzywił się lekko i podszedł do niej. Zauważył, że woda jest delikatnie zaróżowiona.
- Arthurze?
- Noo? - wymamrotał z policzkiem w poduszce.
- Znalazłem krew, nie zraniłeś się wczoraj?
- Co? Nie, daj mi jeszcze pospać...
- Pozwól mi lepiej cię obejrzeć, Gajusz na pewno da jakąś maść na gojenie.
Książę odkrył bezceremonialnie kołdrę ukazując nagi tors, wciąż próbował spać. Merlin zbliżył się do niego, na wewnętrznej stronie uda spostrzegł dosyć paskudne rozcięcie. Rana była rozogniona, choć na szczęście czysta.
- Zaraz wrócę.
Przyniósł maść od medyka, pachniała żywicą.
- Usiądź na krześle, z pościeli w życiu tego nie spiorę - rozkazał chłopak.
Arthur jęcząc przygramolił się w stronę wskazanego mebla. Rozsiadł się iście po królewsku przecierając oczy. Merlin uklęknął nabierając maści, przyłożył palce do wnętrza uda księcia, poczuł chwilowe napięcie mięśni. Substancja była zimna.
Arthur odchylił na moment głowę na oparciu i mimowolnie jęknął, co nie uszło uwadze czarodzieja. Blondyn też wyraźnie zaskoczony wstał z krzesła jak oparzony w poszukiwaniu koszuli. Merlin z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze niedawno była noga księcia. Reakcja blondyna go bardzo speszyła, pierwszy raz zrobił coś takiego i było to strasznie dziwne. Tak bez słowa. Zerknął w stronę Arthura, który przeciskał koszulę przez głowę.
- Gajusz mówił, że smarowidło bardzo plami ubrania, lepiej posiedź chwilę bez spodni.
Chłopak zabrał wiadro i wziął się za wylewanie wody z wanny przez okno na trawę. Książę leżał na łóżku rozkraczony podpierając się łokciami na poduszce.
- Już? - spytał.
- Tak... - Zmęczony wielokrotnie zadawanym pytaniem, chłopak przyniósł czystą szmatkę z zamiarem wytarcia maści.
- Ja to zrobię. - powiedział książę, wyrywając ją z ręki zaskoczonego czarodzieja.
- W porządku... To ja wracam do mycia wanny...
        Tamten dzień był spokojny. Bez żadnych zamachowców, niezwykłych wypadków, czy stworów z lasu. Merlin delektował się wolnym popołudniem.

Merthur w świecie alternatywnymDove le storie prendono vita. Scoprilo ora