Rozdział XII.

416 28 12
                                    

        Mało prawdopodobnym było, że z pomocą smoka przylecą na wyspę niezauważeni. Obserwowało ich wiele oczu, niektóre należące do żywych, inne do martwych. Tam, gdzie była szczelina w wieży, przez wejście do krainy zmarłych, patrzyły na nich duchy. Przed nimi stała Kardeiz, wyraźnie zaskoczona ich przybyciem.
- Czego tu szukacie? - Krzyknęła wściekła. Jej oczy zapłonęły na złoto, a moc rozświetliła całe pomieszczenie, ukazując bijące źródło w jego centrum, wielkiego łabędzia i ogromne lustro, jakby wpasowane w wysokie pęknięcie wypukłego muru wieży za nimi, a w nim latające dusze w postaci błękitnych ogników.
- Ma kielich w ręce! - krzyknął Arthur, wskazując go dzierżonym mieczem.
- Poddaj się - powiedział Merlin.
Kardeiz uniosła ręce w poddańczym geście, udając przestraszoną.
- Ups! - Zaśmiała się. - Chyba mnie macie, ależ ze mnie głuptas... Jak się tu dostaliście? Tylko umarli, właściciel kielicha oraz jego goście mogą przebywać na wyspie Avalon.
- Nie tylko! - uciął Merlin. - Nie przyszliśmy tu na pogawędkę. Uwolnij Lohengrina.
- Kogo? - zamrugała oczami, przybierając wyraz twarzy głupca.
- Nie udawaj! - wtrąciła się Morgana. - Zamieniłaś go w łabędzia!
- Ale sprytnie... Jestem taka przebiegła! Ha ha! - Nagle pojawiła się tuż obok łabędzia i przystawiła kielich do jego dzioba.
Przechyliła go, lecz zanim napoiła Lohengrina eliksirem, ciecz wyparowała na jej oczach, za sprawą magii Merlina.
- Nie! - krzyknęła, przystawiając miecz do szyi łabędzia. - Zabiję go, jeśli ktoś się zbliży.
Morgana wstrzymała oddech i zastygła w przerażeniu.
Merlin nie wydawał się wzruszony, trzymany przez niego szmaragdowy kostur parował złowieszczą zielenią. Oczy bruneta świeciły, tak jasno, jak jeszcze nigdy. Złoty ogień płonął wysoko, wydostawał się wprost z oczodołów.
Kardeiz była w amoku, zignorowała ich obecność.
- Zrobię nowy, braciszku... Tak! Nic się nie stało. Cii-iii... - uspokajała go, gdy próbował się wydostać.
Morgana nie mogła oderwać wzroku od długiej, cienkiej szyi łabędzia, którą tak łatwo można by zranić.
- Uważaj, co robisz Merlinie - ostrzegła czarnowłosa, trzymając swój miecz w gotowości, widząc złote światło jego mocy, czując, jak wprawia dziwne powietrze w wibracje. - Ona go skrzywdzi, jeśli nie przemyślisz następnego kroku.
- Uważaj, co robisz Merlinie - powtórzyła za nią Kardeiz.
Na twarzy Morgany pojawiło się zirytowanie.
- Jestem nieśmiertelna chłopcze, co teraz zrobisz? Pomyśl sobie, a ja tylko...
Zamachnęła się mieczem i rzuciła nim w Merlina. Jak w wizji z kryształu. Merlin nie mógł go zatrzymać swoją mocą, coś ją blokowało. Jego oczy pojaśniały, otworzył usta, oczekując ciosu, wszystko działo się za szybko. Arthur zasłonił chłopaka, próbując sparować cios, lecz jego miecz roztrzaskał się ze szczękiem w drobne kawałeczki. Ostrze przecięło zbroję blondyna, godząc w jego bok i upadając z brzękiem na marmurową posadzkę. Arthur syknął cicho z bólu.
- Arthurze! - krzyknął brunet, jego oczy były teraz słupami złotego ognia, spowijała go świetlista aura.
Przytrzymał blondyna i przycisnął dłonią krwawiące miejsce, próbując zasklepić ranę.
- Nie jest głęboka - powiedział Arthur, przez chwilę zahipnotyzowany jego obecnym wyglądem. - To draśnięcie - dodał, chwytając szybko za miecz Kardeiz i stając w bojowej postawie.
Merlin wiedział, że tak nie jest. Może i było to tylko draśnięcie, ale nie mógł go wyleczyć magią. W wizji Arthur konał.
- Skąd wzięłaś Excalibur? Pani Jeziora ukryła go i strzegła - spytał Merlin lodowatym tonem.
Ów miecz został zahartowany przez niego w smoczym ogniu, aby służył Arthurowi, lecz Merlin uznał, że bezpieczniej było ukryć broń niż pozwolić, aby dorwał ją ktoś inny.
- Był ukryty w źródełku - odpowiedziała Kardeiz słodkim głosikiem. - Nie miała ze mną szans, to tylko śmieszna, naga panienka. Niegroźna. Mogła sobie tylko popatrzeć, jak go zabieram. Ciężko się sprzeciwiać, gdy nie masz jak się poruszyć.
- Co jej zrobiłaś!? - wrzasnął.
- Ucięłam jej paluszek, potrzebowałam go do eliksiru. - Merlin ledwo powstrzymywał się od wybuchu gniewu. - Przez ciebie będę musiała uciąć jej drugi, od kiedy jeden już zmarnowałeś.
- Gdzie ona jest?!
Kardeiz przewróciła oczami.
- Niespodzianka.
- Jesteś potworem - syknęła czarnowłosa.
- Ciągle to słyszę - skrzywiła się Kardeiz. - Ale nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz. Jesteś tylko kiepskim żartem, zwłaszcza teraz, bez magii. Jesteś żałosna.
Suknią Kardeiz szarpał powiew jej mocy, rozłożyła ręce, podłoga pod nimi zawibrowała, gdzieś w pobliżu słychać było pękające kamienie.
- Troszkę mnie zaskoczyliście - przyznała - dlatego pozwólcie, że wrócę teraz do swoich spraw i spotkamy się wkrótce.
Rzuciła się na łabędzia, objęła go i oboje dosłownie rozpłynęli się w powietrzu.
Merlin wyczuł kielich Graala, wciąż byli na wyspie. Nie uciekli daleko.
- Musimy ich znaleźć, są blisko - powiedział Merlin.
Chłopak wciąż emanował mocą, oddychał nią. Arthur obserwował, jak razem z Morganą wychodzą ostrożnie na zewnątrz ruin. Dotknął swej rany, była gorąca. Poczuł krew spływającą po biodrze i zobaczył ją na palcach dłoni.
Dołączył do nich, próbując nie zdradzać, że cierpi.

Merthur w świecie alternatywnymWhere stories live. Discover now