Książę błąkał się po korytarzach. Zastanawiało go, czy wciąż może ufać Merlinowi. Rana po wczorajszej wyprawie wciąż dokuczała. Wydedukował, że pewnie jeden z oplatających jego nogę korzeni musiał przedrzeć spodnie i zranić mu nogę. Jadąc na koniu ledwo zwracał na nią uwagę, tak bardzo był w szoku. Cały dzień unikał ojca. Niestety wieczorem i tak będzie musiał być na bankiecie.
        Kiedy przyszła pora na świętowanie urodzin władcy, wielka sala przepełniona była gośćmi. Kolorowe stroje mieniły się w oczach. Umalowane, wystrojone panie i dostojni panowie w uroczystych szatach. Arthur ubrał czarny, ćwiekowany kubrak, poszerzane w udach spodnie i prostą, książęcą koronę. Wszyscy wyczekiwali króla.
Książę wypatrzył w tłumie Merlina.
- Merlinie - zagadał podchodząc do niego - nie miałeś być w domu?
- Jakoś nie mogłem usiedzieć, to w końcu urodziny króla. Jak mógłbym przegapić tyle wspaniałości? - odrzekł uśmiechając się od ucha do ucha.
Chłopak włożył na siebie ceremonialne szaty sługi, tym razem nie dając się nabrać Arthurowi, że trzeba nosić do nich głupi kapelusz z wielkim piórem. Rzadko rozstawał się ze swoją chustą, którą nosił na szyi. To właśnie była ta rzadka chwila. Tak wyglądał zupełnie inaczej, długa szczupła i gładka skóra szyi nie miała nawet cienia zarostu.
- Przyznaj się, chodzi ci o jedzenie, które już czeka na ciebie w królewskiej kuchni żebyś je zwędził.
- To też - zaśmiał się - ale lubię też patrzeć na ten przepych, wszystkiego tu w nadmiarze. Mało kto może zobaczyć urodziny króla od środka. - Zapatrzył się na oczekujących gości, a Arthur na niego.
- Przybył król! - rozbrzmiewały podekscytowane szepty.
Do sali wszedł Uther, dumnie i groźnie. Jego peleryna dostojnie muskała posadzkę. Książę odwrócił się do niego. Wręczono prezenty.
Król zachwycony pięknym amuletem, jaki otrzymał w darze od syna, z  miejsca włożył go przez głowę i często popatrywał w duży rubin osadzony w dzwonie z brązu.
- Ani słowa nikomu skąd go wzięliśmy, jasne? - wysyczał Arthur do ucha czarodziejowi.
- To oczywiste, choć faktycznie z początku uznałem, że to wspaniały pomysł wyznać Utherowi, iż dar od syna tak naprawdę dała mu jakaś druidka, której raczył nie zabijać. - Popatrzył na niego spode łba krzywiąc się. - Ach naprawdę... Myślisz, że jestem taki głupi?
- Nie, nie myślę, że jesteś głupi. - Merlin uniósł brwi zdumiony - Po prostu chodziło mi o to, że głupio by było to rozpowiadać komukolwiek.
- Chodźmy do Morgany - powiedział Arthur dobrze tuszując przed Merlinem swoje zawstydzenie.
Kobieta rozmawiała z Ginewrą i Lohengrinem. Odchodził on właśnie od nich pozostawiwszy Morganę zarumienioną, a Gwen chichoczącą. Blondyn z brunetem wymienili się zdziwionymi spojrzeniami.
- Czy ty przypadkiem - zagadał Arthur - nie wzięłaś zbyt poważnie oprowadzania naszego gościa?
- Nie bądź uszczypliwy, on jest uroczy - przygładziła włosy - I naprawdę dojrzały, jak na swój wiek.
Arthur parsknął szczerze rozbawiony.
- Och dobrze wybacz mi - udał skruchę i zaraz potem dodał - Ale faktycznie, wyglądało na to, że już kiełkował mu koper pod nosem. - Oboje z Merlinem się zaśmiali, Merlin dyskretnie, a Arthur już nieco mniej. Morgana zachłysnęła się powietrzem.
- Moim zdaniem jest gładki i bardzo przystojny. Jego wiek mu służy, w przeciwieństwie do ciebie, te rozszerzone pory... - odparła kręcąc głową z udawanym smutkiem w głosie. - Do tego z wiekiem przychodzi coraz więcej dziwactw, na szczęście tylko tym co mają pustkę w głowie. Co się tyczy ciebie. Zobaczymy czym się wykażesz skoro uroda kiedyś przeminie.
Arthur uśmiechnął się samymi ustami chowając dolną wargę pod górną.
- Chodźmy Merlinie, bo jeszcze nam wciśnie jakąś maść na pryszcze, która swoją drogą i tak u niej nie skutkuje.
Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem.
- Zabawne - odpowiedziała lodowatym tonem uśmiechając się krzywo.
- Taka ładna buzia - powiedział do Merlina już na osobności - a taka pyskata. Chodź, wypijemy coś za tamtą kolumną.

        Wirowało mu w głowie, położył się czując jak alkohol powoduje senność. Tak jakby leniwie dryfował na wodzie. Trunek sprawił, że nie przeszkadzały mu odstające deski pod cienkim materacem. Czuł błogość. Często przypomniał mu się dzień, gdy do Camelotu przybył mały druid. Zastanawiało go teraz i po raz kolejny, czy dobrze uczynił pozwalając Arthurowi myśleć, że sam został schwytany przez straże, podczas gdy książę czekał na pomoc czarodzieja przy zakratowanym wylocie z tuneli w zamku. Merlin nie przybył specjalnie. Leżał wtedy na łóżku bijąc się z własnymi myślami i wciąż krążyły mu po głowie słowa smoka... "Druid musi zginąć, inaczej twoje przeznaczenie się nie wypełni, a Arthur zginie". W końcu zawierzył mu, bo zawsze wszystkie jego słowa się spełniały. Nienawidził swojej decyzji prawie tak samo, jak myśli o śmierci Arthura. Nie mógł pozwolić żeby zginął na rzecz jakiegoś dziwnego chłopca. Wmawiał sobie, że źle mu patrzyło z tych lodowato-błękitnych oczu.
Po wszystkim złapali Arthura i druida, Arthura ukarano, a druida spalono nazajutrz . Merlin nie mógł znieść wrzasków chłopca w swojej głowie, nie potrafił przyjść na egzekucję, ale chłopak dopilnował żeby nie mógł zamknąć się w czterech ścianach z poczuciem winy. Wciąż wrzeszczał, pytał... Czemu nie pomogłeś? Czemu odtrącasz swojego, to mogłeś być ty sam!
Chłopak przewrócił się na bok i z tą myślą zapadł w niespokojny sen.

Merthur w świecie alternatywnymDove le storie prendono vita. Scoprilo ora