27. Nie każdego problemu da się pozbyć

Zacznij od początku
                                    

– Miałam zły sen – odpowiadam szybko, patrząc w jego zmęczone, błękitne oczy. Są takie spokojne, że można byłoby w nich odpłynąć na długą podróż... Można byłoby się w nich zatopić. – Obawiamy się z Lucyferem, że to ja jestem w tej ciąży. A w ten sposób zrujnujemy temu dziecku życie. Chcieliśmy być jak prawdziwi ludzie, stąd te całe oświadczyny, ale nie planowaliśmy potomstwa, bo to źle się kończy... Sam wiesz po Candidzie – tłumaczę, starając się opanować drżenie swojego głosu. Ciężko mi się o tym mówi, a gdybym zrobiła ten test, nie musiałabym tak się tego obawiać. Mimo wszystko wolę poczekać do przyjazdu do domu. Wtedy porozmawiam z Noemi jeszcze raz. Kiedy dyskutowałyśmy w hotelu, postanowiła poopowiadać mi o Lucyferze, wychowaniu tego nadnaturalnego dziecka. Nie stwierdziła dokładnie, kto jest w ciąży, ale skoro wzięła na rozmowę mnie, nie Amarę, mogę śmiało wnioskować, że to ja noszę pod sercem przyszłego potomka.

– Nie zamartwiaj się na zapas, Auroro. Wcale nie zrujnujesz mu życia. Wierzę, że jeśli urodzisz, będziesz najlepszą matką na świecie. Wyobraź sobie, że Candida w trakcie kilku miesięcy dostała takiego kopa szczęścia, że twoje dziecko byłoby przez szesnaście lat takie radosne!

– A potem? Co by było potem, Gabrielu? – pytam cicho.

– Nie myśl o tym, co będzie za tyle lat. Skup się na tym, że jesteś narzeczoną! Naprawdę dalej nie dowierzam, że ten chłopiec posunie się do takiego kroku. Owszem, rozmawialiśmy o tym, o ulepszeniu waszego związku, ale to dla mnie szok – wyznaje Gabriel, przez co od razu się ożywiam. Ci dwaj przeprowadzali rozmowę na temat naszego związku?! A niedawno co tak strasznie się ze sobą kłócili...

– Wiesz, że zrobił to z kanapką? To były najbardziej urocze zaręczyny na świecie! Ale nie rozumiem po co. Przecież jesteśmy z dwóch różnych światów. Co da nam małżeństwo?

– Co wam da? Mandarynko, byłaś człowiekiem, dalej zapewne masz jakieś ludzkie zapędy. Lucyfer chce tylko, byś czuła się jak wcześniej. Chciałaś męża, dzieci, domek. On ci to zapewni, ponieważ sam tego pragnie.

– Chce męża, dzieci i domek? – pytam, posyłając mu rozbawione spojrzenie, na co Gabryś prycha.

– Raczej chce się poczuć jak człowiek, jak mężczyzna z twoich najskrytszych snów. To wiesz... taki napęd do działania. Najlepsza motywacja – stwierdza, uśmiechając się szeroko. – Och, o wilku mowa. Lucy, musisz potrzymać swą damę za rączkę, ponieważ zaraz lądujemy.

– Tylko nie to. Błagam, staruszku, zostań tu z nią! Ja biegnę do Sana! – woła, ale Gabriel macha mu przed nosem palcem.

– To twoja narzeczona.

Słysząc to jedno określenie, od razu robi mi się ciepło. Teraz już nie jestem jego dziewczyną, partnerką, przyjaciółką czy zwykłym pracownikiem. Teraz jestem narzeczoną. Kimś... lepszym. Kimś, kogo ten mężczyzna darzy wielkim, szczerym uczuciem, z kim chce stworzyć normalny dom, i być jak zwykły, pospolity człowiek. Nie pragnie się wyróżniać, lecz zachowywać jak każdy, kto zamieszkuje Ziemię i należy do rasy ludzi. To mnie uszczęśliwia, dlatego w mgnieniu oka pozbywam się strachu oraz lęku przed lotem. Liczy się dla mnie ta wspaniała radość, która ogarnęła mój umysł. Lucyfer zauważa zmianę mojego nastawienia i posyła mi czuły uśmiech, który jest jak miód na serce. Uwielbiam go. Całego. Wiem, że gdyby mój los potoczyłby się inaczej, nigdy nie znalazłabym tak wspaniałego mężczyzny. Choć Lucy nie jest doskonały i posiada mnóstwo, dość istotnych, wad, kocham go. Za to, jaki potrafi być dobry; za to, jakim cudownym jest ojcem, partnerem, i za to, że tak bardzo się stara. Stara być kimś, kim wcześniej nie był. To mnie właśnie uszczęśliwia. A kiedy wiem, iż to ja dużo w nim zmieniłam, moja radość jest jeszcze większa.

Maska AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz