Ze skrajności w skrajność, czyli Marysia na stosie i Gary w kuchni

3.1K 425 112
                                    

Ave! Pomysł na rozdział podrzuciła mi TajnySzpieg za co bardzo dziękuję. Zachęcam także innych do podsyłania tematów, jeśli chcecie poczytać o konkretnych problemach albo zabiegach pisarskich. 

Nie cierpię tematu Marysujek, ale wyjątkowo napiszę kilka słów z nieco innego stanowiska. I dopiero teraz do mnie dotarło, co takiego zabawnego jest w zdaniu ,,Gary w kuchni'' XD



Wattpadowa inkwizycja


Dawno, dawno temu, czyli jakieś półtora roku wstecz, były czasy, kiedy dopiero startowałam z Kursem, wszelkich poradników pisania było jak na lekarstwo, a pojęcie Mary Sue nie było wcale tak powszechne. Od tamtego czasu świadomość Wattpadowiczów bardzo wzrosła - wystarczy tydzień na tej pięknej stronie, by dowiedzieć się o istnieniu takiego terminu. A przez to, że poradniki ,,Jak nie robić Maryśki'' pojawiły się jak grzyby po deszczu, to wszyscy zaczęli bardziej zwracać uwagę na ten problem. Niestety, jak to często bywa, znacząca część wattpadowej populacji popadła ze skrajności w skrajność - wszędzie widzimy Maryjki.

Co nie wejdę w jakieś recenzje, widzę zarzuty, że protagonistka to Mary. Tak samo w komentarzach. Na grupach facebookowych typu ,,Wattpad Polska'' wciąż pojawiają się dyskusje na ten ten temat, zaś autorzy zjadają własne zęby, wypełniając testy ,,sprawdź, czy twoja postać nie jest zbyt silna'', które znaleźli w otchłani internetu.

I o ile dobrze jest mieć świadomość, iż przekokszona bohaterka to zło, tak robienie z niej ofiary losu, byle tylko nikt nie określił jej mianem na ,,M'', również daje tragiczne skutki. Myślę, że problem leży w zrozumieniu, o co tak naprawdę chodzi z tą całą Mary Sue. Pierwsze rozdziały Kursu dokładnie przybliżają jej postać - wspominam tam o idealnym wyglądzie, nieomylności, czy chociażby tragicznej przeszłości - jednak nie dajcie się zmylić. W tamtych częściach wspominałam również, iż nie da się jednoznacznie stwierdzić, czy protagonistka została źle wykreowana bez przeczytania dzieła, choć wiele osób chyba przegapiło pingwinią mądrość.

Nawet postać o ogromnej mocy, wielu zaletach i sporych umiejętnościach wcale nie musi być Mary Sue!

Opiszę Wam teraz dwie bohaterki z pewnych książek fantasy, a Wy spróbujcie stwierdzić, która jest Maryśką.

Uwaga, trochę spoiler! Jak nie chcesz czytać, to streszczę: pierwsza bohaterka ma mnóstwo mocy, wszyscy ją ścigają, jest dzieckiem z przepowiedni i prawdopodobnie najsilniejszą postacią z całego uniwersum. Druga to z pozoru zwyczajna, dorosła wiedźma, której opis nie ma w sobie niczego niezwykłego.

1. Księżniczka, której kraj został zaatakowany, a ona musiała uciekać. Jej rodzina zginęła, zaś nasza bohaterka wiele przeszła już w pierwszych latach życia. Przeznaczenie tak nią pokierowało, że została przyjęta na szkolenie u prawdziwych mistrzów miecza. Księżniczka szybko nauczyła się wywijać salta i siekać ostrzem jak mało kto, ale w międzyczasie okazało się, iż posiada bardzo rzadkie zdolności magiczne. Trafiła do szkoły, gdzie otrzymała podstawowe wykształcenie, a prywatnie uczyła się magii u bardzo sławnej czarodziejki. Niestety w wyniku intrygi politycznej, bohaterka została zmuszona do ucieczki - wskoczyła w teleport i wylądowała na środku pustyni. Spotkała jednorożca, dołączyła do szajki młodych bandytów, a także nauczyła się zabijać z zimną krwią. Gdzieś tam później wyszły na jaw moce psioniczne, księżniczka walczyła na arenie, ścigali ją groźni łowcy głów, szalony czarodziej, elfy z innego świata, a także grupa czarodziejek, która miała co do naszej bohaterki poważne plany. Ponadto okazało się, że dziewczyna ma władzę nad czasem i przestrzenią, więc może się w nieograniczony sposób teleportować, gdzie jej się podoba. Przewinęła się też kwestia pradawnej przepowiedni, oczywiście mówiącej o naszej dzielnej dziewoi (bądź jej dziecku). A warto dodać, że pod koniec historii księżniczka miała około szesnastu lat.


2. Dorosła kobieta, która pracuje w policji, a po godzinach spędza czas w nadnaturalnej części miasta, bo sama jest wiedźmą. Jej rodzina ma się dobrze, aczkolwiek protagonistka nie utrzymuje z nimi kontaktu. Kobita mieszka sobie ładnie, choć skromnie, nie opływa w luksusy, nie ma wyjątkowej pozycji ani w świecie ludzi, ani w tym magicznym. Posiada wrogów i przyjaciół, ma liczne zalety, ale również sporo wad. Pod względem umiejętności jest opisywana jako średnio zdolna wiedźma, która nie dorasta do pięt starszym kolegom po fachu. Bohaterka, jako że jest policjantką, dostaje zadanie od magicznej rady - znaleźć porwane magiczne stwory i dowiedzieć się, kto stoi za uprowadzeniami. Pomaga jej w tym przyjaciel we friendzonie i różni bohaterowie trzecioplanowi. W sytuacji kryzysowej, kiedy już wygląda na to, że sprawa jest przegrana, ratuje ją znajomy. Ona dostaje level up, ale wciąż twierdzi, że nie jest wyjątkowo silną wiedźmą.


No, to która bohaterka na Marysię wygląda? Oczywiście pierwsza. A która ostatecznie została okrzyknięta mianem Mary Sue? Druga. Pingwin potwierdza, księżniczkę uwielbiam, wiedźmy nienawidzę. Kto zgadnie, kim są te postaci?

Przez te opisy chciałam Wam pokazać, że nie należy sztucznie ograniczać wyobraźni, byle czytelnicy nie zarzucili nam przekokszenia bohaterki. Przecież w literaturze często można spotkać takich ludzi (i nieludzi), których opis sprawia, że śmiejemy się z niedowierzaniem, a potem okazuje się, iż nie da się ich nie pokochać. Weźmy pod lupę chociażby postać boga jakiegokolwiek z czegokolwiek - z definicji ma ogromną moc i pewnie tragiczną przeszłość, bo nadistotom w żadnej mitologii nie było łatwo, ale to nie oznacza, że został źle wykreowany.

Niektóre postaci po prostu muszą być takie, a nie inne. Tym, co w ostateczności decyduje, jak bohaterka zostanie odebrana, jest kwestia umiejętności autora. Jeden zrobi Maryśkę z nudnej, szarej myszki, a inny stworzy cycatą piękność z magicznym mieczem i niesamowitymi mocami, a tłumy ją pokochają.



Gary na drugim planie


Bo często bywa tak, że autor chorobliwie boi się zrobienia Maryśki, więc wypełnia te testy, daje bohaterce dziesiątki wad, robi jej pryszcze, garba i płaskostopie, a całkowicie zapomina, że istnieją także inni bohaterowie. Tutaj skupię się na romansach, które już mają taką przypadłość, że często przedstawiają wymarzonego partnera pisarza. A stąd już łatwo popaść w kolejną skrajność - protagonistka brzydka jak siedem nieszczęść i ofiara losu + jej idealny chłopak.

Upośledzenie dziewoi nic nie da, kiedy otacza ją stado przystojniaków i piękności, którzy są idealni w każdym calu i nigdy się nie mylą. Nie mówię oczywiście tylko o wyglądzie, bo nawet największa szkarada może zostać Garym przez nadanie mu cech księcia z bajki. Facet jest na każde zawołanie, nigdy się nie złości, zostaje bezwzględnie wierny, zgadza się we wszystkim i wspiera swoją kobietę, a ponadto jest mistrzem wszystkiego - od robienia sushi po bójki w obronie godności ukochanej? Nie ma takich samców, choć literatura kobieca rządzi się swoimi prawami i nikt nie zabrania pofantazjować. Warto jednak zwrócić uwagę także na dalszy plan - główna bohaterka, choć jest centrum opowieści, to nie znaczy, że musi być pępkiem świata. Inni ludzie są równie ważni, więc im także trzeba poświęcić sporo uwagi.


Podsumowując: nie dajcie się wciągnąć w ten chorobliwy strach przed Maryśkami i przystopujcie z wypatrywaniem ich w każdym zakątku internetu. Jak ktoś umie, to zrobi przewspaniałego bohatera, który wciąż będzie wystarczająco ludzki, by czytelnicy go kochali. O razu też mówię, że ten rozdział wcale nie gryzie się z pierwszymi częściami Kursu - tam również wspomniałam, iż nie należy tego tematu traktować całkowicie serio. Wszystko zależy od umiejętności i podejścia autora, a każdy przypadek należy rozpatrywać osobno.

Pingwinowy kurs pisaniaWhere stories live. Discover now