Rozdział 16 Skyfall

3.8K 167 9
                                    

Rozważam czy nie zakończyć tej książki w dramatyczny sposób. Co wy na to?
*Ola*
- To oznacza że Pani Mate...- nie skończył mówić bo do pokoju wpadła Beth.
-Musimy się schować. Sedrick wezwał posiłki!- krzyczała. Wstaliśmy jak oparzeni.
-Ale jakie posiłki?- spytałam drżącym głosem.
-Zdaje się że mamy doczynienia z banitami...
-ŻE CO PROSZE!
-Luno-wtrącił się lekarz-trzeba przetransportować Bete w bezpieczne miejsce!- oznajmił.
- Niech pozostałe kobiety się nim zajmą- zaproponowała Beth.
-Dobrze- zgodziłam się z trudem bo nie chciałam aby inna kobieta go dotykała. Na tą myśl przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
*Beth*
Jakbyśmy mieli niedość problemów to jeszcze mój pierdolony braciszek wezwał sobie posiłki w postaci watahy banitów. Nie no, super poprostu świetnie!
~ Oj weź zawsze może być gorzej- pocieszała mnie moja wilczyca. Skąd u niej tyle entuzjazmu?
~A cichaj...- nie chciałam się z nią wykłucać. Zamiast tego skupiłam myśli na czymś innym: zostawiłam Archiego i reszte niedobitków sam na sam z watahą banitów. Cholercia! Po raz enty wybiegam na dwór i doznaje szoku. Archie leży we krwi a obok niego stoi Sedrick gotowy zadać mu ostateczny cios. Jednak wstrzymuje się widząc mnie.
- No i co? Gdzie ten twój super bohater? Nie ma go.- drwi sobie ze mnie a we mnie zbierają się nowe pokłady nienawiści
- Czego chcesz?- sycze przez zęby.
- Naprawdę tak ci zależy na nim?!- pyta. Co za idiota! Z trudnością powstrzymuję się żeby nie rzucić się na niego z pięściami.
- Widze że tak. Nie zabije cie tak jak miałem to w planach. Przydasz mi się do czegoś innego. Przypieczętujesz mój pokój z watahą banitów- oznajmia. Nie hamuje już łez które lecą strumieniami po mojej twarzy. Doskonale wiem co to znaczy.
- Wyjdziesz za niego-mówi niezrażony. Nie chce zostawiać Archiego! Nie mogę!
- Nigdy! - krzyczę.
-Pozwól że ci coś pokażę- ciągnie mnie za sobą. To co widzę sprawia że prawie mdleje. Ola leży a jej ciążowy brzuch jest kopany przez grupę wilkołaków.  Ona była nieprzytomna.
- Nieeee! Zrób coś z tym!  Błagam!
- To jak zgadzasz się?! - kiwnęłam głową. Zdrowie Oli jest ważniejsze.
Bałam się tylko że Alfa banitów będzie chciał mnie wziąć siłą.
-Chodź poznasz go- złapał mnie mocno za ramię i pociągnął za sobą. Szliśmy w kierunku lini lasu. O jedno z drzew stał oparty wysoki chłopak palący papierosa. Miał czarne włosy do ramion i chyba metri dziewięćdziesiąt. Gdy zobaczył że idziemy w jego stronę rzucił niedopałek na ziemie i przygniótł go butem.
~Nie jest taki zły- skomentowała moja wilczyca. Chłopak staksował mnie spojrzeniem.
- Beth to jest Kai- zwrócił się do mnie a ja spuściłam głowę.
- Kai to jest moja siostra Bethany. Zostawiam was samych- powiedział i poprostu odszedł. Bałam się spojrzeć mu w oczy. Był w końcu banitą. Najbardziej przerażającym rodzajem wilkołaka jaki istniał. Goth opowiadała mi kiedyś że raz spotkała watahę banitów i nie było to miłe spotkanie.
- Hej Bethany- przywitał się. Był to spokojny, głęboki i opanowany głos. Mogę nawet powiedzieć że mi się spodobał.
- Cześć Kai-szepnęłam cicho. Wciągnęłam głośno powietrze by móc poczuć jego zapach. Pachniał papierosami i miętą.
~ Ładne połączenie, nie?- spytała moja wilczyca. Nie sposób było się nie zgodzić. Nagle poczułam jak podnoszą mnie silne ramiona i już po chwili siedziałam u niego na kolanach.
- Nie musisz się bać- szepnął mi do ucha. W tej chwili z niebą luną deszcz mieszając się z moimi łzami. Pozwoliłam pochłonąć się rozpaczy.

INFO:
1. Przepraszam że nie dałam wczoraj rozdziału ale mój telefon mi siadł i nie chciał działać
2. Aby wam to wynagrodzić postaram się dać jeszcze jeden rozdział dzisiaj
3. Wolicie Kaia czy Archiego? ( Ja polubiłam Kaia 😉)
💜💙💛
Mientowa2005

Moja wilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz