Rozdział 12 Awanturka

4.7K 201 8
                                    

W podziękowaniu za prawie 800 wyświetleń dłuższy rozdział!!!
*Beth*
Było mi gorąco. Bardzo gorąco co było adekwatne do sytuacji. Byłam przytulona do żywego kaloryfera i okryta kołdrą podczas gdy na zewnątrz były 22 stopnie.
- Złaź ze mnie tłuściochu!-wrzasnęłam mu do ucha co dało natychmiastowy skutek gdyż Archie od razu się poderwał.
- Kochanie naucz się odróżniać tłuszcz od mięśni-powiedział zaspanym głosem.

Dopiero teraz się zorientowałam że nadal trzymam na rękach małego Shona.
- A właśnie co to za dziecko?- spytał unosząc brew do góry.
- A masz coś przeciwko? Jakaś kobieta przyniosła i powiedziała że znalazła go na progu w koszyku z tą karteczką-podałam mu karteczkę. Rzucił na nią okiem.
- Nie,oczywiście nie mam nic przeciwko tylko czy ty tego chcesz?- zapytał.
- Odbiło ci do reszty. Jak mogłabym nie chcieć tego dziecka!? Spojrz na nie!- wkurzyłam się. Co jakbym go nie chciała? Wyrzuciłby je?
- Rozumiem że to odpowiedź twierdząca. Przyślę tylko specjaliste z laboratorium to może uda się ustalić skąd jest i kim są jego rodzice, ok?- pokiwałam głową na znak zgody.
- Apropos laboratorium to i tak tam idę, może już stwierdzono przyczynę pożaru?- No właśnie. Pożar. Od kilku dni mieszkaliśmy w Domu Watahy gdyż Dom Alfy był w remoncie.
- Halo ziemia do Beth!- jego głos przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Co?
- Mówiłem że idę już. Zostaniesz razem z Shonem czy mam przysłać opiekunki?- gdyby wzrok umiał zabijać to już by nie żył.
- Wyp***dalaj z mojego pokoju- wrzasnęłam.
*Archie*
Po tym co powiedziała szybko zniknąłem jej z oczu. Za co ona się tak wkurzyła? No okey, może niepotrzebnie palnąłem to o niańkach. Ale chciałem dobrze, prawda? Kobiety...

Swoje kroki skierowałem w stronę laboratorium gdzie miałem nadzieję że czekają wyniki obdukcji.
- Witaj Alfo!- ukłonił się Mark.
- Są już wyniki?- spytałem z nadzieją.
- Były już dwa dni temu...- na jego słowa wezbrał się we mnie gniew.
- TO CZEMU DO JASNEJ CHOLERY NIKT MNIE NIE POWIADOMIŁ?!!- ryknąłem na całe labortorium.
- No bo... My myśleluśmy że Alfa jest zbyt zajęty Luną i...
- To ja tu jestem od myślenia, nie wy!- chwyciłem Mark'a za kołnierz.
- Alfo puść Mark'a on nic nie zrobił! Chciał dobrze!- usłyszałem głos Anthona zza pleców i cichutki chichot Oli. Nie chciałem przy niej robić scen więc szybko go puściłem.
-Masz szczęście szczeniaku!- warknąłem.
-A teraz dawaj mi te wyniki!- drżącymi rękami podał mi wydruk z wstępnymi wynikami.

To co tam przeczytałem sprawiło że krew się we mnie zagotowała a ciśnienie mocno skoczyło. On. Mogłem się domyślić.

💜💙💛
Mientowa2004

Moja wilczycaWhere stories live. Discover now