Rozdział XI

21 6 0
                                    

-Może pójdziemy do reszty?-zapytałam,splatając moje i Con'a palce razem.

Chłopak długo się wahał czy iść i dopiero po godzinie zgodził się.Byłam zachwycona,ponieważ wiedziałam że chłopacy i dziewczyny również bardzo za nim tęsknili.Gdy się ogarnęłam w łazience i przebrałam w czyste ubrana,wyszłam wraz z Con'em z mojego pokoju.W połowie korytarza zauważył nas ochroniarz,który wypuszczał mnie rano z hotelu.Miałam cichą nadzieje,że mnie nie rozpozna,a tym bardziej chłopaka koło mnie.Przechodząc koło niego,miałam bezdech.

-Oooo proszę pani! Lepiej się już pani czuje? Jakiś chło....o ten chłopak!Prosił mnie abym się panią zaopiekował do momentu aż się pani nie obudzi-oznajmił facet,a ja spojrzałam na Con'a i westchnęłam.

-Nic mi nie jest-odpowiedziałam i nie dając nic powiedzieć facetowi,wyminęłam go z Con'em i ruszyłam szybkim krokiem do windy.Wcisnęłam odpowiedni numerek i oparłam się o ścianę.Spojrzała na Connor'a,który spoglądał na mnie.-O co chodzi?

-Patrzę jakim jestem szczęściarzem,że mam tak wspaniałą dziewczynę-odparł,odpychając się od ścianki z na przeciwka.Podszedł do mnie i położył swoją dłoń na moim policzku,a następnie pochylił się i pocałował mnie.-I która mnie nie opuściła ( chociaż inne by to zrobiły już dawno ),bo nic jej nie mówię...

-Ufam ci Con i na prawdę jesteś tak wspaniałym mężczyzną,że aż sama jestem w wielkim szoku,że w ogóle na mnie spojrzałeś...

-Masz słabą samoocenę...-odparł,a ja prychnęłam.

-I kto to mówi? Chłopak,który kilka sekund temu powiedział prawie to samo co ja-odparłam,kręcą głową.- I obiecasz mi przestać mówić,że nie należę ci się,bo to ja sama podejmuję decyzje i to ja podjęłam,że chce z tobą stworzyć związek.

-Okey.Pod warunkiem,że sama mi to obiecasz...-odparł z założonymi rękami na klatce piersiowej.

Pomiędzy nami nastała cisza,bo nie wiedziałam co odpowiedzieć.Mogłabym obiecać,że nie będę sama tak sądzić,ale ja nie umiem tak nie sądzić.Od momentu gdy Con zniknął zaczęły mnie nachodzić myśli,że może ode mnie uciekł,bo nie byłam wystarczająca dobra dla niego.Że unika mnie dlatego,że ma kogoś na boku,a nie chce mi nic mówić tylko po to,żeby mnie nie zranić...

Od mojej odpowiedzi uratowały mnie rozsuwające się drzwi od windy.Spojrzałam na którym piętrze się znajdujemy i gdy zauważyłam,że został jeszcze jedno piętro, postanowiłam szybko się z windy urwać.Niestety Con przewidział co mam zamiar zrobić i zagrodził mi drogę.Przyparł mnie do ściany i spojrzał na mnie oczekująco.

-Możesz mnie puścić?-zapytałam po jakimś momencie ciszy,mając nadzieje,że chłopak się zlituje i mnie puści.

-Nie wypuszczę cię do momentu,aż nie obiecasz mi nie mówić nic złego o sobie i przestaniesz uważać,że nie zasługujesz na mnie.Ja ci to samo obiecam pod warunkiem,gdy ty mi to samo obiecasz-odpowiedział spoglądając mi głęboko w moje oczy.Spuściłam głowę na dół i kiwnęłam lekko głową.

-Obiecuje-odpowiedziałam cicho,a chłopak zmarszczył brwi.

-Co powiedziałaś?-zapytał,a ja westchnęłam.

-Obiecuje

-Jeszcze raz,nic nie słyszałem. Słyszę jedynie jakieś mamrotanie pod nosem-odpowiedział,a ja spojrzałam na niego z byka.

-Wiem doskonale,że robisz to specjalnie...nie jesteś głuchy...

-Co?-zapytał,marszcząc brwi.

-CON,DO CHOLERY,OBIECUJE!!-zawołałam,a chłopak uśmiechnął się chytrze i przywarł swoimi ustami do moich

Westchnęłam i pogłębiłam pocałunek.Całowaliśmy się przez moment i dopiero nasz pocałunek przerwały otwierające się drzwi windy i cichy pisk zaskoczenia.

Zniknięcia / C.Ball ✔Where stories live. Discover now