Rozdział 15 - Druga twarz Manen cz. I

477 25 68
                                    


Powiadają, że medal ma zawsze dwie strony, tak samo księżyc, ale również i człowiek. Mówi się, by pokazać swoją drugą twarz. Jeśli ma się ich więcej niż jedną, to która jest tą prawdziwą? A może żadna? Kto ma to wiedzieć, jak nie my sami? Przecież to my decydujemy, jaką przybierzemy maskę, którą z twarzy przywdziejemy w deszczowy, czy w bezchmurny dzień. Jest tak wiele opcji. Tak wiele alternatyw. Ale idealna jest tylko ta jedna, ta w której jesteśmy sobą. Prawdziwym sobą. Bez udawania.

Czasami udajemy kogoś, bo tak czujemy się pewniej. Jest nam łatwiej się dopasować do otoczenia. To nasz mechanizm obronny. Lepiej być takim jak wszyscy, to prostsze, sprawdzone. Otóż nie. Absolutnie nie! Nie można upodabniać się do innych. Gdzie podział się indywidualizm?Kreatywność? Istnieją one właśnie po to, by odróżnić się na tle szarości i monotonni. Ci, którzy mają w sobie odwagę, by pokazać swoją prawdziwą twarz, w pewnych momentach życia są za to nagradzani. Nie mają strachu, nie znają go. Wiedzą, że dwie strony medalu są normalne, ale zawsze wybierają tą prawdziwą, tą słuszną, nie tą, którą chcą inni stronę. Jeśli sami ze sobą jesteśmy szczerzy, inni to zauważą.

Smutek potrafi zmienić wszystko, nas ludzi także. Stajemy się inni, i choć dochodzimy do siebie, czasami niewyobrażalnie długo, nigdy już nie będziemy przypominać siebie ze szczęśliwych lat. Życie nas zmienia. Wydarzenia nas zmieniają. I inni ludzie. Wszystko ma na nas wpływ. Tak jak na księżyc w kosmosie. Jego ciemna strona jest dla nas tajemnicą, choć z nim jest nieco inaczej. Wiemy, że ma on ciemną stronę, ale nie możemy jej zobaczyć. Jest dla nas niedostępna. Tak samo bywa z ludźmi. Poznajemy kogoś, kto jest wiecznie przygaszony, nie ma chęci do życia, a kiedy widzimy go uradowanego, uśmiechniętego od ucha do ucha, nie możemy go poznać. Czyż to nie jest zadziwiające, i piękne zarazem?


Zając Wielkanocny, jak co każdy poranek, udał się na obchód po swojej Norze. Dzisiaj wstał wyjątkowo wcześnie, ponieważ w nocy nie mógł zmrużyć oka. Ciągle mu się wydawało, że ktoś jest u niego w domu. Miał nieodparte wrażenie, iż jest obserwowany, dlatego, jak tylko pierwsze promienie słońca przedarły się przez dziury w suficie jego schronienia, wygrzebał się z cieplutkiej pościeli i ruszył na zielone łąki. Przywitał się ze skalnymi strażnikami, czyli z wielkimi kamiennymi jajkami na nogach. Te powitały go, ukazując uśmiechniętą stronę, a by spróbowały tylko inną... Malutkie pisanki, te które zostały po ostatnich świętach, biegały sobie beztrosko wszędzie tam, gdzie im się żywnie podobało. Aster musiał uważnie patrzeć, gdzie stawia swoje zajęcze stopy, by przez przypadek nie nadepnąć na jedną z niesfornych pisanek. Nie wybaczył by sobie, gdyby coś podobnego miało miejsce. Swoje pisanki uważał za sztukę najwyższej klasy.

Właśnie miał wracać do swojego domku przy wodospadzie farb, kiedy kilka metrów przed nim otworzył się portal, a z niego wyskoczył Jack Frost we własnej osobie z Koszmarem na ogonie.

– Jack, uważaj! – krzyknął jedynie ostrzegawczo i rzucił jednym ze swoich bumerangów prosto w senną marę. Koś nie wiedział, co zrobić. Portal się zamknął, nie miał już żadnej drogi ucieczki. To jego koniec! Jednak Jack zareagował błyskawicznie. Za pomocą swojego kija, stworzył silny podmuch mroźnego wiatru i dosłownie zdmuchnął lecący w nowego przyjaciela przedmiot. Koszmar odetchnął z ulgą, zaś Zając, kompletnie zdezorientowany przykicał do Frosta.

– Co ty robisz? Dlaczego obroniłeś... – Strażnik nadziei popatrzył z niechęcią na towarzysza chłopaka – to coś?

– Nie mam czasu tłumaczyć tego znowu od początku... Co ty masz na twarzy? – Jack dopiero po kilku sekundach zauważył, że Aster ma całe wąsy i brwi wysmarowane czarną pastą do butów, a na samym czole wielkie serduszko przebite strzałą. Nie mogąc się powstrzymać, wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.

Strażniczka GwiazdWhere stories live. Discover now