Rozdział 3 - Zebranie Nieśmiertelnych ( wersja poprawiona )

1.9K 101 12
                                    



Patrzyli na siebie w milczeniu, które coraz bardziej zaczęło im ciążyć, a mimo to ani on, ani ona nie chcieli jako pierwsze zabrać głosu. Oboje wiedzieli, że sytuacja jest poważna, jeśli nie krytyczna i wymagała natychmiastowych decyzji oraz działań. Strażnik czasu wiedział, że dłużej nie może już zwlekać. Domyślał się, iż wiedziała, co się dzieje. Zresztą... kto, jak nie ona? Najlepszym dowodem na istnienie problemu były jawne ataki Mroka: na Zatokę Księżycową, na ziemskich strażników i w końcu na Gwiezdną Tarczę.

Blondynka splotła ręce na wysokości biustu, patrząc wyzywająco na swojego opiekuna i jednocześnie przyjaciela. Czekała, by przekonać się, co ten ma jej do powiedzenia. Była ogromnie ciekawa tego, co było tak istotne, że Ojciec Czasu osobiście się do niej pofatygował. Jeśli przyszedł, aby ją zbesztać, to nie zamierzała pozwolić sobie w kaszę dmuchać. Nie po tym, co się ostatnio wydarzyło. To był JEGO obowiązek, by zainterweniować. To w JEGO kompetencjach leżało poinformować, w najgorszym razie wspomóc strażników marzeń, a ten nic nie zrobił. Absolutnie nic. Nawet palcem nie kiwnął. Teraz powinien po rękach ją całować za to, że zdążyła na czas i wyciągnęła tamtych z tarapatów i to poważnych.

Ojciec Czas patrzył na blondynkę poważnie, jednocześnie trochę zdziwiony wojowniczą postawą swojej podopiecznej. W końcu westchnął, dając za wygraną. Doskonale wiedział, iż dziewczyna jest uparta jak osioł i równie zacięta, co - nawiasem mówiąc - było ogromnym atutem w walce.

– Wiem, co zrobiłaś – rzekł poważnie. Obserwował dziewczynę, której wyraz twarzy niezmiennie pozostawał zacięty.

– Wooow, w końcu się zainteresowałeś...! – krzyknęła i zaklaskała kilka razy.

– Mo, proszę cię... – Czas uniósł prawą dłoń, posyłając tym samym karcące spojrzenie dziewczynie, które nie zrobiło na strażniczce żadnego wrażenia. – Daj mi skończyć... otóż wiem, co zrobiłaś i nie zamierzam cię za to ganić, wręcz przeciwnie! Należy ci się pochwała – rzekł staruszek z przydługą brodą. Mo zamrugała kilka razy z wrażenia. Chyba się przesłyszałam, powiedziała sama do siebie w myślach, powoli i dogłębnie przyswajając sens wypowiedzianych przez Czas słów.

– Ty mówisz poważnie? Ale tak serio serio? – Zbliżyła się do Dziadziusia, dokładnie mu się przyglądając. Nie wierzyła, że kiedykolwiek usłyszy takie słowa z ust Starego Pryka.

– Jak najbardziej serio, dziecko. Wróćmy do sprawy, sytuacja na Ziemi staje się coraz bardziej poważna. Ziemianie nie są już w stanie sami zająć się Mrokiem. – Staruszek spoważniał na nowo. Mo też otrząsnęła się z lekkiego szoku, jakie wywołały u niej wcześniejsze słowa mentora.

– On wchłonął czarną energię, to dlatego stał się taki silny. Ciekawe tylko, skąd ją wytrzasnął. Co prawda, ostatnio na Ziemię dostały się jej większe ilości, ale obyło się bez zbędnych komplikacji, chyba że... – Mo zastanowiła się przez chwilę.

– ...zdobył klucz – dokończył za nią Ojciec Czas. Mo zbliżyła się do staruszka w błękitnej szacie, zaciskając dłonie na swoich ramionach.

– To niemożliwe. Wyczułabym to. – Dziewczyna zmarszczyła brwi, gorączkowo się zastanawiając nad przyczyną wzrostu siły Czarnego Pana. Jej zaciętość zniknęła, a na jej miejscu pojawił się niepokój. – Jest dokładnie tak, jak wtedy... – powiedziała półszeptem jakby do siebie. Mocniej objęła się ramionami, chcąc dodać sobie choć trochę potrzebnej otuchy. Wspomnienia nawiedziły ją, przypominając o tragedii sprzed stuleci, o których blondynka po dziś dzień nie potrafiła zapomnieć. Ona nigdy tego nie zapomni. Nie może. Po prostu nie może zapomnieć o śmierci własnego brata...

Strażniczka GwiazdDonde viven las historias. Descúbrelo ahora