Rozdział 11 - Nieprawda

697 43 25
                                    


W życiu zdarzają się chwile, momenty, które zapamiętujemy niemalże za zawsze. Tak samo odczucia, jakie nam wtedy towarzyszą, a już zwłaszcza ludzi. Zwykle bywa tak, że to właśnie oni najczęściej zapadają nam w pamięć. To, jak stoją, poruszają się, mówią, gestykulują, śmieją się, czy po prostu patrzą. To oni nadają najcenniejszym wspomnieniom wyjątkowości i nieuchwytnej magii. Zmieniają nasz światopogląd. Sprawiają, że zaczynamy dostrzegać to, co wcześniej było dla nas niewidzialne, a niezrozumiałe staje się oczywiste. Jedno spojrzenie, jedno zdanie. Jedna chwila. Tylko tyle wystarczy, by zapomnieć o istniejącym wokół świecie, by zatopić się w marzeniach, pragnieniach. By z chłopca przeistoczyć się w mężczyznę.

Była piękna. Po prostu i niezaprzeczalnie piękna. Niczym idealnie spełnione marzenie. Dokładnie, od początku do końca, perfekcyjna. Zapierająca dech w piersi. Odbierające mowę i zmysły. Idealna. Odkąd ją po raz pierwszy ujrzał, wtedy na ulicy, wiedział, że ma w sobie coś wyjątkowego, że ona cała jest wyjątkowa. Od zawsze to wiedział, choć z początku nie zdawał sobie z tego sprawy. Odkąd pamiętał, zawsze była odważna, dumna, szła z wysoko uniesioną głową, niczego się nie bała, była nieustraszona, silna, szlachetna, czasami wyniosła, sprawiedliwa. Niepokonana. Tak właśnie ją widział. Jako niepokonaną wojowniczkę, lecz teraz, kiedy stała przed nim w swojej prawdziwej postaci, jako Tsarina Stellarum, Starlight, Gwiezdna, która ma pokonać Ciemność z Kosmosu, był święcie przekonany, że wszystko, absolutnie wszystko, dobrze się ułoży. Czekał na ten moment, wiedział, że jej przebudzenie to kolejny krok ku zwycięstwu i jej przeżyciu. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że już zawsze, aż do końca świata i jeszcze dłużej, będą razem.

Jego serce zamarło na chwilę, kiedy para zielononiebieskich, roziskrzonych oczu spojrzała na niego, tak przenikliwie, jakby chciała wypalić jego duszę od środka. Poczuł niesamowitą energię jej spojrzenia, które tylko spotęgowało jego odczucia. Natomiast to, co nastąpiło później sprawiło, iż nie tylko jego serce się zatrzymało, ale cała kula ziemska przestała się kręcić, a sam czas stanął w miejscu.

Uśmiech.

Jeden, szeroki, szczery uśmiech rozpromienił twarz Manen, który sprawił, że i jego kąciki ust uniosły się do góry. Najwyżej, jak tylko się dało. To był najszczerszy uśmiech i najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek u niej widział. Pomyślał, że z takim uśmiechem jej do twarzy. Zawsze powinna się tak uśmiechać., rzekł sam do siebie w myślach. Posłał jej spojrzenie pełne radości. Jego szmaragdowe tęczówki błyszczały z równą siłą co jej oczy. Oboje wiedzieli, iż od dzisiaj wszystko się zmieni. Nowa Manen odwróciła się w jego stronę, stając z nim twarzą w twarz, dzięki czemu mógł podziwiać ją w pełnej krasie. Gwiezdna cesarzowa uniosła lekko głowę ku górze, a lewa dłoń powędrowała w jego stronę. Zaraz potem zrobiła krok ku niemu, wbijając nowe ostrze w ziemię. Jej gwiezdna suknia falowała z każdym jej ruchem, podobnie jak jej włosy, które pod innym kątem lśniły srebrzyście. On także ruszył ku niej. Nie minęła minuta, a stanęli naprzeciw siebie, szczerząc od ucha do ucha. Po kolejnych kilku sekundach wpadli sobie w ramiona, mocno się przytulając.

- Belle* - szepnął strażnik miłości, kiedy już oderwali się od siebie, choć ich dłonie nadal pozostawały splecione. Chłopak patrzył na Mo wręcz z uwielbieniem jednocześnie obdarzając ją kolejnym szerokim uśmiechem. - Piękna i doskonała. Lśnisz jaśniej niż kiedykolwiek. - Jego prawa dłoń puściła rękę Gwiezdnej i powędrowała do jej policzka.

Kiedy poczuła na swojej skórze jego ciepłą dłoń, jej oczy ukryły się pod osłoną powiek i długich, czarnych rzęs. Odruchowo wtuliła swoje lico we wnętrze dłoni Amora, rozkoszując się jego dotykiem. Był taki przyjemny.

Strażniczka GwiazdUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum