Rozdział 1 - Nieznajoma ( wersja poprawiona )

3.1K 121 12
                                    


Czyste, nocne niebo usiane milionami wesoło migoczących gwiazd. Niejedno spojrzenie zostaje przyciągnięte przez tak przepiękny i urzekający widok, który właśnie pogrążył planetę w ramionach rozgwieżdżonej ciemności. Gwiazdy w towarzystwie srebrnego księżyca czuwały nad spokojnie śpiącymi i niczego nieświadomymi ludźmi, śniącymi o swoich najskrytszych marzeniach i pragnieniach. Nie tylko oni byli bacznie obserwowani przez świetliste ciała kosmiczne. Nad miastem Nowy Jork unosił się delikatnie połyskujący złoty piasek, dający wszystkim dzieciom zamieszkującym owe miasto wspaniałe, kolorowe i pełne radości sny. Wysoko w górze nad budynkami, na złotej chmurze niczym dyrygent kierujący orkiestrą stał Piaskowy Ludek – strażnik snów. Piasek spojrzał na tarczę księżyca nad sobą, który dzisiejszej nocy ukazał się mieszkańcom w swojej pełnej krasie. Strażnik zasalutował w stronę swojego stworzyciela i powrócił do przerwanej pracy. Jako najstarszy ze strażników pamiętał, jak kiedyś wyglądał Pan Księżyc. Nagle w jego głowie ukazały się prawie zapomniane już wspomnienia z czasów, kiedy dopiero co został wybrany. Było to tak dawno temu, że aż sam nie dowierzał, iż tyle czasu minęło od tego dnia... i Tego wydarzenia. Na samo wspomnienie na twarzy sennego ludka zagościł wielki smutek. To już prawie tysiąc pięćset lat... Jak ten czas leci. Piasek potrząsnął głową, jakby chciał wyrzucić z niej stare, smutne wspomnienia sprzed wieków. Strażnik na powrót się rozpogodził, postanowił nie wracać już do bolesnej przeszłości. Machnął w powietrzu swoimi drobnymi dłońmi, a w górę wzbiło się jeszcze więcej błyszczących, złotych, piaskowych nici. Niespodziewanie tuż przy jego uchu, niczym strzała, przemknęła mała mleczuszka, pomocnica Zębowej Wróżki, niosąca mały ząbek. Piasek pomachał do malutkiej wróżki, która odmachała mu pospiesznie i zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Jak widać, strażnicy mieli pełne ręce roboty. Czy aby na pewno wszyscy?

Wiatr we włosach, zero zasad i pełna swoboda - to właśnie liczyło się dla niego najbardziej. No i jeszcze dawanie dzieciakom radości z zabawy, oczywiście. Chociaż w pewnym sensie to jego praca, nic nie stało na przeszkodzie, by traktować swoje „obowiązki" jako rodzaj zabawy. Bo w końcu kto może poszczycić się tym, iż ma najfajniejszą robotę, jaką tylko można sobie wyobrazić? I jeszcze możliwość robienia sobie żartów z tego „kangura" i to bez żadnych konsekwencji, a przynajmniej tak sobie myślał. Po prostu bajka. Pewnie, zdarzały się momenty, gdzie trzeba było wziąć się do kupy i stłuc parę Koszmarów, ale od kiedy Czarny Pan stracił swoją moc, wszystko wróciło do idealnego porządku. Wiara dzieci była silniejsza niż kiedykolwiek, co doskonale odzwierciedlała Sfera Snów na biegunie. Mogłoby się wydawać, że nic i nikt nie będzie w stanie już zagrozić dzieciom i ich snom. A nawet jeśli, to strażnicy, to znaczy North, Piasek, Ząbek, Zając Wielkanocny i oczywiście on, Jack Mróz, pospieszą z pomocą i zrobią wszystko, by ochronić świat i ich małych mieszkańców. Jack właśnie wylądował na jednym ze słupów elektrycznych na obrzeżach miasta w jednej z dzielnic Nowego Jorku. Chociaż był środek nocy, to miasto nigdy nie zapadało w sen. W oddali chłopak obserwował żarzące się banery reklamowe, migające i gasnące światła wieżowców, reflektory mijających się nieustannie samochodów... I ludzi nieustannie gdzieś się spieszących, nawet w nocy. Białowłosy spojrzał w górę, na nocne niebo usiane miliardami gwiazd. Przypatrując się tak temu niesamowitemu widokowi, wydawało mu się, iż te małe punkciki na niebie się do niego uśmiechają. Niespodziewanie Jack zaśmiał się pod nosem i, pokręciwszy głową, wzniósł się w powietrze, przywołując do siebie swojego odwiecznego kompana, wiatr. Śmiejąc się na całe gardło, pognał w kierunku Central Parku, mijając po drodze kolejne złote nici piasku strażnika snów. Jack wyciągnął bladą dłoń i dotknął jednej z sennych nici, a z niej, stworzone z czarodziejskiego proszku Piaska, wystrzeliły w górę trzy złote delfiny. Okrążyły strażnika zabawy kilka razy, po czym pognały w tylko sobie znanym kierunku. Jack zaśmiał się jeszcze jeden raz, machając do tworów sennych na pożegnanie. Zawsze lubił to robić. To była jedna z jego nielicznych rozrywek, zanim dołączył do strażników, a od tego wydarzenia minęło już pięć lat. To było dobre pięć lat. Jack odnalazł swoje powołanie, nastał kres jego samotności. Zdobył prawdziwych przyjaciół i czuł, że jest komuś potrzeby i że on sam ma na kogo liczyć. To było wspaniałe uczucie - wiedzieć, że ma się bliskie osoby, rodzinę... Ale, jak to bywa w każdej wesołej rodzinie, zawsze musiała się znaleźć tak zwana czarna owca. O to miano podświadomie walczyli Zając, zwany przez Jacka kangurem i on sam. Prawie każda ich rozmowa kończyła się kłótnią, gdzie za każdym razem North próbował ich razem jakoś pogodzić, lecz daremne były jego starania, gdyż i jeden, i drugi byli w gorącej wodzie kąpani, a co za tym idzie, żaden nie chciał odpuścić drugiemu, a tym bardziej przeprosić. Gdy Jack wspominał miny tego hopsającego kangura, bo tak go właśnie nazywał, rozpierała go kolejna dawka zdrowego śmiechu. Wkurzanie Zająca Wielkanocnego było już jego hobby. W oddali chłopak dostrzegł już pierwsze drzewa, więc zwolnił nieco swój lot, aby móc się zatrzymać na jednym z wystających konarów wielkiego klonu, wzniesionego nieopodal betonowego mostu nad niedużą rzeką. W tej części parku drzewa nie rosły zbyt gęsto, co pozwoliło Jackowi obserwować w oddali „późnych" spacerowiczów czy imprezowiczów. Jednak dzisiaj w parku nie było nikogo, ani jednej żywej duszy. Mróz, ułożywszy się wygodnie na jednym z najwyższych konarów i pokrywszy go po części iskrzącym się, białym szronem, rozejrzał się dookoła. Faktycznie, dzisiejsza noc była nad wyraz spokojna, a jak na jego gust - zbyt spokojna. Chłopak westchnął, założył ręce za głowę i skierował swój wzrok w górę na księżyc. Dzisiejszej nocy była pełnia ukazująca Pana Księżyca w pełnej okazałości. Cóż to był za piękny widok. Strażnik uśmiechnął się do swojego srebrzystego przyjaciela. Już miał coś powiedzieć, kiedy jego uwagę przykuła pewna tajemnicza, zakapturzona, rozświetlona postać.

Strażniczka GwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz