Rozdział 46 Less

15.9K 1.3K 69
                                    

Nightcore - Demons

— Nina —

Jej usta uformowały się w uśmiechu. Oczy Mirandy zalśniły żółcią. Oddaliłam się od niej o krok.

— Wiem, jednak i tak jestem im wdzięczna... — szepnęła, a w jej głosie doskonale słyszalny był ból. Niespodziewanie wskazał na mnie palcem. — Po tylu latach odnalazłaś rodziców i ich odrzuciłaś. — Z oczu poleciało jej parę łez, które szybko starła wierzchem dłoni. — Nigdy ci tego nie wybaczę! — wrzasnęła z furią, rzucając się na mnie.

Nie zdążyłam nawet zareagować, a ona już ściskała moją szyję. Z każdą upływającą sekundą moje płuca piekły mnie coraz bardziej. Szarpałam się, lecz nic nie mogłam zrobić. Czyżbym miała tu zginąć?

Byłam w potrzasku, jednak nie miałam zamiaru się poddać. Będę walczyć do ostatniego tchu. Położyłam swoją dłoń na jej i próbowałam z całych sił ją od siebie odepchnąć. Niestety, moje starania były bezowocne. Kobieta była zbyt silna. Obraz zaczął mi się rozmazywać, a moje dłonie opadły wzdłuż ciała. Ból w płucach nasilał się z każdą mijaną chwilą, jednak nie przejmowałam się tym. Chciałam spać... Coś, czego nie znałam zmuszało mnie do snu i choć próbowałam z tym walczyć, moje opory były bezskuteczne. Niespodziewanie dłoń Mirandy zniknęła z mojej szyi, a ja zaczęłam lecieć w dół. Czekałam na chwilę, w której moje ciało spotka się z ziemią, jednak ten moment nie nadszedł. Zamiast tego wpadłam w czyjeś ramiona. Chciałam otworzyć oczy i zobaczyć, twarz osoby, która mnie trzymała, lecz było to niemożliwe. Mój wzrok odmówił mi posłuszeństwa. Względem nieznajomego, byłam pewna tylko jednej rzeczy — na pewno nie jest to Klaus.

— Miranda, co ty wyczyniasz? — zapytał męski głos, którego znikąd nie kojarzyłam. — Wiesz, doskonale, że ona nie może zginąć.

W odpowiedzi usłyszałam przepełnione pogardą prychnięcie.

— Denerwuje mnie ta suka — syknęła. Miałam ochotę jej odpyskować, lecz z moich ust nie wydobył się jakiekolwiek dźwięk. Nie mogłam nic zobaczyć, odezwać się, a także poruszyć się choćby o milimetr. To strasznie upierdliwe.

Poczułam jak osoba, która powstrzymywała mnie przed upadkiem wzięła mnie na ręce — przypuszczam — w stylu panny młodej.

— Możesz jej nie lubić, jednak pamiętaj ona jest najważniejszą częścią naszego planu — fuknął, przyciągając mnie mocniej do swojej klatki piersiowej. Chciałam się od niego oddalić, jednak nie byłam wstanie tego zrobić. Nienawidziłam tej bezradności.

— Less, ja wiem, że ona jest ich córką i najważniejszym elementem naszego planu, jednak... — W jej głosie doskonale słyszalny był smutek i ból. — Boli mnie fakt, że tak bardzo ich nie szanuje. Państwo Secret są cudownymi ludźmi i nie mogę pojąć, dlaczego ona tak ich traktuje. Przecież są jej rodzicami.

Z chęcią bym ci to wyjaśniła, Mirando — pomyślałam zirytowana. — Jednak przez pewną idiotkę nie mogę nawet otworzyć oczu, a co dopiero wydusić z siebie choćby jednego najmniejszego dźwięku.

Less — tak nazwała go ta kobieta — pocałował mnie w czoło, a jego ciepły oddech okalał moją twarz. Nie podobało mi się jego zachowanie. Był zbyt śmiał jak dla mnie.

Niespodziewanie poczułam jak moje nogi zaczęły cię delikatnie poruszać, co zasygnalizowało mi, że się przemieszczam. Ciekawe gdzie on mnie niesie?

— Less! — zawołała Miranda. — Gdzie idziesz z tą pokraką? — spytała z jadem.

— W obecnej chwili nie mam innego wyjścia jak zanieść ją do tego dupka — rzekł, jakby z bólem. Ale dlaczego miałby cierpieć z faktu, że ma mnie oddać Klausowi? O co tu chodzi? Kim on jest?

— Czyś ty oszalał?! — wrzasnęła dusicielka.

— Nie, Mirando, nie oszalałem — zaprzeczył, choć moim zdaniem z jego głową nie jest najlepiej. Jak można iść do swojego wroga nie rozważając nawet możliwości, że się stamtąd nie wróci? Czy w szeregach buntowników są sami kretyni?

— Jeśli tam pójdziesz zginiesz, a ja...

— Wiem, wiem. Nie możesz pozwolić by twojemu dowódcy coś się stało — rzekł znudzony. — Nie martw się, znam sposoby na oszukanie tego tępego wilkołaka.

Gdybym mogła, roześmiałabym się. Ten cały Less, jest pierwszą osobą, która wyraża się — w mojej obecności — w tak pogardliwy sposób o moim przeznaczony. Jego ton głosu był przesiąknięty chłodem i nienawiścią. To naprawdę jest niesamowite. Nie powiem. Jest głupi, ale i interesujący. Dodatkowo zawdzięczam mu życie nie wiadomo, przecież, co by się stało, gdyby się nie zjawił. Przypuszczam, że Miranda by, nie udusiła i zostawiła na trawie, bądź zakopała pod jakimś krzakiem.

Zapanowała cisza, a ja poczułam, że mężczyzna po raz kolejny gdzieś idzie.

— Less! — zawołała czarnowłosa. — Uważaj na siebie... — szepnęła, lecz on jej nie odpowiedział. Szedł po prostu dalej.

Zastanawiało mnie, w jaki sposób ma zamiar oddać mnie Klausowi. Może wejdzie przez drzwi główne i powie coś typu: „Hej, idioto! Mam twoją przeznaczoną!" Nie... To zbyt głupie by mogło się okazać prawdziwe. Wydaje mi się, że Less nie jest aż tak tępy. Choć... Nigdy nic nie wiadomo.

Nie wiem ile czasu minęło, ale w pewnym momencie zamiast rąk nieznajomego poczułam miękki materac. Spróbowałam otworzyć oczy, lecz moje powieki nawet nie drgnęły. Spróbowałam poruszyć dłonią i... udało mi się! Na moich usta wstąpił uśmiech. Chłopak chyba to zauważył, bo poczułam na swoim policzku jego dłoń.

— Budzisz się już?

Po raz kolejny spróbowałam otworzyć oczy. Tym razem mi się udało. Byłam prze szczęśliwa. Może nie widziałam jeszcze wszystkie zbyt dokładnie, jednak był to wielki krok do przodu. Po kilku sekundach obraz mi się wyostrzył, a moim oczom ukazał się chłopak z czarnymi włosami. Jego oczy świeciły na czerwono, a ja nie byłam pewna, co do jego rasy. Nie był wilkołakiem — przynajmniej tak mi się wydaje.

— K-Kim jesteś? — spytałam zachrypniętym głosem.

Less chciał już odpowiedzieć, jednak w pomieszczeniu pojawił się Klaus. Alfa zauważając obok mnie obcego, bez namysłu rzucił się w jego stronę.

CDN

I co? Nikt się tego nie spodziewał ;D Ale kim jest ten cały Less? To wiem tylko ja! xD Kolejny już w piątek.

(Data opublikowania tego rozdziału: 12.04.17r)

Pokochasz mnieOnde histórias criam vida. Descubra agora