Rozdział 5 Kara

32.3K 1.8K 402
                                    

  Nightcore - God Is A Girl

Dodaję wcześniej, ale jutro rozdziału nie będzie! :D

— Klaus —

Siedziałem sobie spokojnie w pokoju — w którym miałem tymczasowy gabinet — i czytałem zeznania paru świadków tych dziwnych morderstw. W ciągu dwóch tygodni zabito pięć osób. Wszystkie te ofiary były wilkołakami. Nie były z sobą powiązane. Nie chodziły do tych samym szkół, nie pracowali w tych samym miejscach. Byli dla siebie nieznajomymi, jednak to tą piątkę zabito. Tylko, dlaczego? Sposoby morderstw także się od siebie różniły. Pierwsza ofiara została powieszona u siebie w domu. Ciało odnalazła jego dwunastoletnia córka. Druga natomiast została postrzelona i pozostawiona w jakimś zaułku. Znalazła ją przypadkowy przechodni. Morderstwa odbywały się w różnych miejscach tej strefy i łączyły je tylko dwie rzeczy. Fakt, że wszyscy zamordowani to wilkołaki i wypalona skóra na obojczyku. Uniosłem wyżej zdjęcie przedstawiające ranę. Była w kształcie gwiazdy, wokół której była jakiś napis. Niestety zdjęcie było zbyt rozmazane. Zacisnąłem szczękę. Jeśli ci idioci nie przepisali tego napisu to po prostu ich oskóruję.

W chwili, kiedy natrafiłem na białą karteczkę, uśmiechnąłem się wrednie. A jednak nie są takimi bez mózgami, za jakich ich miałem — pomyślałem, chwytając za kawałek papieru. Napisane na nim były jakieś dziwne słowa: Halál farkas-uralkodó. Vége a tiéd közel.* Zgniotłem w dłoniach tę bezwartościową karteczkę i wrzuciłem ją do kosza. Głupi ludzie! Myślą, że będę szukał znaczenia tych słów! Zniszczę tych, którzy ośmielając się podważać mój autorytet. Ja jestem tym, przed, którym muszą padać na kolana. Wiem, że większość się mnie boi, lecz są i tacy, którzy uważają mnie za tchórza, bo nie chcę się im pokazać. Ale dlaczego śmieci miały by mnie widzieć? Po co miałbym tracić dla nich swój cenny czas? Wystarczy, że pozwalam im żyć. Nagle ktoś wszedł do pokoju, a ja warknąłem. Kto śmie wchodzić tu bez mojego pozwolenia?! Uniosłem wzrok i zauważyłem swojego brata. Westchnąłem zirytowany. Czegoż on ode mnie znowu chce?

— Klaus! — zawołał, a ja słyszałem w jego głosie oburzenie. — Powiedź coś tej głupiej dziewczynie, bo za chwilę ją rozszarpię! Nazywa ciebie i mnie tchórzem! Jest arogancka i niewychowana! — Zmrużyłem oczy na jego słowa. Nie lubiłem ludzi, którzy nie wiedź kiedy trzeba się poddać. — Rozkazuję ci z nią porozmawiać! — krzyknął.

Wstałem z swojego miejsca, a on chyba dopiero zrozumiał, co do mnie powiedział. W chwili, kiedy stanąłem obok niego, bez jakichkolwiek oporów uderzyłem go pięścią w twarz.

— Nie masz prawa mi rozkazywać — wysyczałem, a on spuścił głowę. Miałem nadzieję, że się ukłoni, lecz nie zrobił tego.

Warknąłem władczo, pokazując mu, że ma się mi podporządkować. Tristan nie chciał płaszczyć się przede mną, lecz jego wilk nie mógł zignorować mojego polecenia. Pochyliłem się nad klęczącym mężczyzną.

— Gdyby nie fakt, że jesteś moim bratem zabiłbym cię baz jakichkolwiek oporów — oznajmiłem, a on odetchnął z ulga. — Jednak, nie obejdzie się bez kary. — Odszedłem trochę od zielonookiego. Miałem już wymyślony odpowiedni wyrok. — Wybieraj, kto ma zginąć? Twoja przeznaczona, czy córka? — Nie żartowałem. Miałem zamiar zabić albo swoją szwagierkę, albo bratanice.

Mój brat zerwał się na równe nogi, po czym spojrzał na mnie. W jego oczach widać było przerażenie. Nie wierzył w to, co powiedziałem.

— Każesz mi wybierać pomiędzy Natalią, a Julią?! — zapytał oburzony.

— Uspokój się, albo zabije je obie — oznajmiłem, a on zacisnął dłonie w pięści.

Uśmiechnąłem się. Za swoje błędy trzeba płacić.

— Julia ma tylko cztery latka, to tylko dziecko! — Zaśmiałem się.

— Nie każe ci przecież zabijać córki, możesz zabić swoją partnerkę.

Tristan uderzył pięścią w ścianę.

— Wiesz przecież, jaki jest mój wybór! — wykrzyczał. — Nie mogę zabić swojej Klirdisys! To przecież sens mojego życia... Jeśli bym to zrobił... To... Byłoby to równoznaczne z moją śmiercią — wyszeptał, poklepałem go delikatnie po plecach.

— Widzisz? — zapytałem. — To nie było takie trudne — podsumowałem. — A teraz zacznij przygotowania. Masz zaplanować jej śmierć tak by wyglądało to na atak banitów.

Rozdziawił usta. Nie spodziewał się, że sam będzie musiał przygotować morderstwo swojej córeczki. Nie mówiąc już nic, wyszedłem z pomieszczenia w celu nauczenia kolejnej osoby, co to znaczy mieć do mnie szacunek. Drzwi się otworzyły, a ja uśmiechnąłem się psychicznie. Teraz nie będę musiał się powstrzymywać... Jednak to, co zobaczyłem sprawiło, że moje serce zamarło, a przez ciało przeszło miliony dreszczy. Chęć mordu wyparowała ze mnie natychmiastowo. Wpatrywałem się w ciemnoniebieski oczy, wiedząc tylko jedną rzecz: to ona. Moja przeznaczona.

*Halál farkas-uralkodó. Vége a tiéd közel — jeśli ktoś chce to może spróbować rozszyfrować z jakiego języka pochodzą te słowa. Jeśli odgadniesz poprawie język, będziesz mógł wysłać mi odpowiedź, a ja napiszę ci co ono znaczy. Jednak pamiętajcie, że znaczenie tego zdania pojawi się w późniejszych częściach.

CDN

Juhu! Klaus spotkał się z Niną, lecz czy wszystko potoczy się po jego myśli? Coś w to wątpię! Kolejny już w środę! (Wiem, że wytrzymacie!)

Ps. Kolejny rozdział mam już napisany, lecz nie opublikuję go szybciej. Muszę dotrzymacie chociaż raz terminu. Na nic wasze prośby!

(Data opublikowania tego rozdziału: 15.01.17r)

Pokochasz mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz