16. To, co niemożliwe, staje się możliwe

Start from the beginning
                                    

- Mandarynko! Odezwij się, słyszysz? Wybudź się! - krzyk starszego mężczyzny wreszcie wybudza mnie, przez co od razu podnoszę się do pozycji siedzącej, co źle się odbija na ranach, które są jeszcze świeże.

Przerażona spoglądam w przestraszone oczy Gabriela, próbując uspokoić swój przyśpieszony oddech i dygotanie ciała. Biorę kilka wdechów, a wtedy przypominam sobie, co powiedziała mi na górze Carda. Ona... współpracuje z przeciwnikami Lucyfera, silnymi duchami Goecji oraz demonami, które już dawno chciały obalić rządy Diabła i Raula. Od zawsze w żyłach Cardy płynęła demoniczna krew, a jej dobroć to tylko pic na wodę. Ale dlaczego nikt nie rozpoznał, że kobieta, z którą mieszkali szesnaście lat była tylko zwykłym demonem, starającym się utożsamić z dobrymi aniołkami?

- Ona... ona siedzi mi w głowie! Wyciągnij ją. Błagam! - wołam, potrząsając Gabrielem.

- Mówisz o Cardzie?

- A o kim?! Przecież nie o Madonnie! Wyciągaj ją, Gabrielu! Wiem, że potrafisz mącić ludziom w głowie. Przecież jesteś Archaniołem, do jasnej...

- Wyrażaj się - ostrzega mnie, machając palcem wskazującym przed moją twarzą.

Znowu próbuję się uspokoić i myśleć bardziej racjonalnie. Muszę... Gdzie Candida, do cholery?! Dopiero teraz sobie przypominam chwilę, w której zostałam uratowana. Nie do końca byłam sobą, jednak mam przebłyski z tego wydarzenia.Wiem, że była z nimi Candida oraz wiele innych osób, których teraz nie potrafię sobie skojarzyć.

- Nie potrafię wyciągnąć Cardy z twojego umysłu. Może masz jakieś halucynacje przez potężną dawkę narkotyków?

- Brałam narkotyki?!

- Jestem pewien, że sama ich nie brałaś. Nawet nie wiem, skąd mogła je mieć... Posłuchaj, sprowadzę tu Lucyfera, może razem coś wymyślimy, dobrze? - pyta znacznie spokojniej niż poprzednio, dlatego potakuję głową, chociaż boję się zostać sama i już mam prosić, aby przyprowadził kogoś na straż, kiedy zdaję sobie sprawę, że nie mogę się tak zachowywać.

- Gdzie on jest? I gdzie Candida, i cała reszta? Co z nimi?

- Candida śpi. Potrzebowała trochę odpocząć, ale nie jest sama. Czuwa nad nią Magdalena, moja... znajoma.

- Ale to ja jestem od opiekowania się nią! Ona jest moja! Wara od Candidy! - wołam, podnosząc się z łóżka, na co Gabriel przewraca oczami.

- Zajmij się swoim zdrowiem, kobieto, bo jeszcze chwila, a sam cię czymś naszprycuję, byś była spokojna! Leż i się nie ruszaj. A spróbuj gdzieś iść, to przykuję cię do łóżka - ostrzega mężczyzna, po czym wychodzi z pokoju, zatrzaskując drzwi.

Znowu opadam na poduszki wykończona całą sytuacją. Kto by przewidział, że powrót z Majorki może być aż tak dramatyczny? Chcieliśmy tylko odpocząć po podróży, napoić się ciepłą, pyszną herbatką i jakimiś ciasteczkami, a dostaliśmy... rozgniewaną Cardę, która postanowiła zrobić sobie ze mnie laleczkę do wbijania noży. Byłam niczym poduszka na igły.

Każda następna minuta coraz bardziej mi się dłuży i gdy mam wyjść z łóżka na poszukiwania jakiegokolwiek osobnika w tym domu, drzwi do sypialni uchylają się, a z korytarza wyłania się Lucyfer. Nie wygląda na ani trochę szczęśliwego moim widokiem. Jego... widok bardzo mnie przeraża. Cały jest umazany w krwi, swoją białą koszulę ma rozpiętą aż do brzucha, a na twarzy pozostały jeszcze ślady z wizyty w Piekle. Dodatkowo cuchnie od niego Whisky, a to wcale nie jest coś, co robi często Lucyfer.

Chcę wstać, dotknąć go, powiedzieć, że ten koszmar już się skończył, ale nie jestem w stanie nawet poruszyć nogą. Jestem jak sparaliżowana, ale i ból w brzuchu dużo mi nie pomaga, dlatego postanawiam pozostać na swoim miejscu.

Maska AniołaWhere stories live. Discover now