21

1.1K 130 67
                                    

          Wychodziłam właśnie z pracy, gdy na parkingu dostrzegłam wysokiego mężczyznę opartego o dach czarnego Mustanga. Jego krótkie włosy były pofarbowane na czarno, a w czarnej kurtce skórzanej wyglądał nieziemsko. Palił papierosa, a za każdym razem gdy dym wydostawał się z jego warg moje serce stawało. Zbyt długo stałam w jednym miejscu. Zauważył mnie. Rzucił papierosa i go zgasił butem. Nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymywałam oddech, dopóki nie zaczęłam się dusić. Andy zaczął iść w moją stronę, a ja nie wiedziałam co robić. Z każdym jego krokiem mój oddech przyspieszał. Nie mogłam się z nim spotkać. Wiedziałam, że bym mu uległa, bo jest dla mnie gorszy niż amfetamina i marihuana razem wzięte. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam zmierzać w przeciwną stronę.

- Libb! - wołał za mną. Nie wiedziałam, czy się nie przesłyszałam. Jego nie mogło tutaj być. Zaczęłam biec. Dziękowałam Bogu, za to, że dziś zdecydowałam się, założyć buty na płaskim obcasie. Przyspieszyłam, słysząc jak znów mnie woła. Już wiedziałam, że był tu naprawdę. Skręciłam w jedną z uliczek i zwolniłam. Moje płuca rozrywało. W tamtej chwili przeklinałam swój brak kondycji.

      Gdy już myślałam, że go zgubiłam, poczułam jego dłonie na moim nadgarstku.  Obrócił mnie do siebie, jednocześnie przypierając do ściany. Wstrzymałam oddech widząc determinację w niebieskich oczach.

- Puść mnie - wychrypiałam. On uniósł brwi. Przesunął dłonią, po moim odkrytym przedramieniu. Moje ciało zareagowało na niego. Prawda była taka, że po odwyku narkotyk działa na nas dwa razy bardziej, niezależnie od tego czy to jest czekolada, alkohol, narkotyki czy miłość.

- Nie tego chcesz - powiedział. Zamknęłam oczy. Jego głos, jego głos, jego głos. Otworzyłam powieki. Jego oczy, jego oczy, jego oczy.

- Nie powinieneś. Po co tu przyszedłeś? - zapytałam, próbując zebrać myśli. Nasze klatki piersiowe stykały się z każdym naszym życiodajnym oddechem. Uczucia we mnie szalały, a moje myśli uciekały. W głowie miałam tylko jedno słowo: Andy.

- Musiałem cię zobaczyć - powiedział. Nachylił się nade mną. Jego nos trącił moją szyję. Stalam jak sparaliżowana. Chciałam go przyciągnąć, a powinnam go odepchnąć. Chciałam go pocałować, a powinnam wysłać go do żony. Moje serce toczyło walkę z rozumem. Zamknęłam oczy, gdy zaczął całować moją szyję. Westchnęłam ostatnio raz rozkoszując się jego bliskością. Położyłam dłonie na jego ramionach i odepchnęłam go. Nie wiem skąd miałam w sobie tą siłę. Spojrzał na mnie z niezrozumieniem.

- Tak cholernie chcę pieprzyć się z tobą na tej ścianie, że zaraz oszaleje, ale w domu czeka na ciebie żona, która nosi twoje dziecko - powiedziałam, uspokajając się po jego bliskości. Wyprostowałam się, patrząc prosto w jego zimne oczy.

- Nie potrafię, nie po tym jak znów wywróciłaś mój świat - powiedział.

- Przestań - szepnęłam - Masz żonę, musisz ją kochać i o nią dbać.

- Kocham ciebie - powiedział, podchodząc do mnie. Zatrzymałam go wyciągając przed siebie rękę.

- Przestań Andy.

- Wiem, że ty też mnie kochasz - powiedział. Był taki pewny siebie. Znał mnie zbyt dobrze. Westchnęłam. Odwróciłam głowę. Sama nie wierzyłam, w to co chcę zrobić.

- Nie kocham - powiedziałam.

- Sama w to nie wierzysz - powiedział. Musiałam, to wszystko zakończyć. Tak będzie najlepiej.

- Nie kocham cię i wszystkiego żałuję - powiedziałam. Zdobyłam się na to i popatrzyłam mu w oczy. Jego źrenice się rozszerzyły. Przez chwilę miałam wrażenie, że jego serce stanęło.

- Kłamiesz - powiedział. W jego oczach pojawiły się łzy. Zagryzłam wargę i zacisnęłam pięści. Chciałam walnąć sobie w twarz. Okłamywałam go. Nie wiem jakim sposobem sama się nie rozpłakałam.

- Nie - powiedziałam. On podszedł do mnie. Przestraszyłam się jego nagłym ruchem.

- Powiedz to, powiedz to jeszcze raz patrząc mi w oczy. Powiedz, że nie chcesz mnie więcej widzieć. Powiedz, że już nic nie znacze - powiedział. Zamiast łez dostrzegłam w jego oczach czystą furie.

- Nie kocham cię, zrobiłam to wszystko, bo obwiniałam ciebie o swój wypadek - powiedziałam. Mój głos się nie załamał. Nie wiedziałam jak udało mi się tego dokonać. Z każdym jego i swoim słowem, moje serce pękało jakby było z szkła.

- W porządku - powiedział. Jego wzrok stał się zimny i twardy. Myślałam, że zaraz upadnę. Poczułam na skórze ciarki. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, by w jakiś sposób go zatrzymać, jednak żadne słowo z nich nie wyszło. On za to splunął i odszedł. Po moim policzku spłynęła łza.

           Patrzyłam jak jego plecy się oddalają, a po moich oczach zaczęły spływać łzy. Jakby tego było mało, do mojego gardła podszedł lunch. Odwróciłam się i zaczęłam wymiotować przytrzymując włosy. Przytknęłam dłoń do czoła, próbując opanować skurcze żołądka. Zaczęło kręcić mi się w głowie.

- Muszę pójść do lekarza - powiedziałam cicho, opierając się o ścianę. Wyciągnęłam z torby małą wodę i wypłukałam nią usta. Początkowo myślałam, że wymiotowanie jest spowodowane zatruciem pokarmowym, jednak nie powinno trwać ono, aż dwa tygodnie. Odetchnęłam i skierowałam swoje kroki do mieszkania swojego najlepszego przyjaciela.

               Niall otworzył mi drzwi.

- Co tak długo? - zapytał, wpuszczając mnie do środka.

- Miałam niespodziewanego gościa - powiedziałam. Rozsiadając się na kanapie

- Kogo? - zapytał Niall, siadając obok mnie z piwem w ręku.

- Starego znajomego - powiedziałam.

- Andy? - zapytał. Cały czas uważnie mnie obserwował. Westchnęłam. Reakcja Nialla była dokładnie taka, jaką sobie wyobraziłam. Blondyn momentalnie wstał. Chodził niespokojny po salonie i wymachiwał rękami na wszystkie strony.

- On nie może cię nachodzić po tym wszystkim co zrobił! Powinien się zajmować żoną i dzieckiem! Czy on nie widzi jak ty cierpisz?! - mówił, gdy w końcu na mnie spojrzał. Nie mógł znieść tego widoku, dlatego zaczął nakładać buty i kurtkę.

- A ty gdzie idziesz?! - zapytałam, idąc za nim.

- Powiedzieć mu co o nim myślę - powiedział Niall. Zatrzymałam go stając przed drzwiami.

- Nie musisz. Już więcej do mnie nie przyjdzie - powiedziałam.

- Skąd wiesz? - zapytał, unosząc brwi.

- Bo powiedziałam mu coś, czego mi nie wybaczy - szepnęłam, zamykając oczy. Poczułam jak ciepłe dłonie Nialla obejmują moje ramiona i przyciągają do swojej klatki piersiowej. Dłużej nie wytrzymałam. Nawet nie próbowałam. Pozwoliłam by łzy  wsiąkały w biały materiał koszulki Nialla. Pozwalałam sobie ostatni raz płakać za mężczyzną, którego pokochałam lata temu, a który na nowo potrafił rozpalić we mnie żar. Może to on był tym jednym jedynym? Może to on miał być tym, który był mi pisany, ale nie potrafiliśmy tego wykorzystać? Może już nigdy nikogo nie pokocham, tak jak pokochałam jego. Czułam jak moje serce się rozpadło na tak małe kawałeczki, że już nikomu nie uda się tego pozbierać. Nawet Andy'emu, który musiał zadbać o swoją rodzinę. To ona była jego przyszłością. A co było moją? Sama nie wiedziałam, do czasu, aż poszłam do lekarza i usłyszałam diagnozę, która wywróciła mój mały, pojebany świat jeszcze bardziej.

Rozdział bardzo uczuciowy i ogólnie.
Piszcie co uważacie.
All the love xx

Nasze piekło// Andy Biersack ✔Where stories live. Discover now