prolog

2.4K 171 37
                                    

           Powrót do Nowego Jorku, był dla niego powrotem do domu. Po trasie koncertowej chciał chwilę odpocząć w cieple domowego ogniska, zanim znów rzuci się w wir pracy. Właśnie wychodził z siłowni. Obiecał żonie, że zrobi jeszcze zakupy, dlatego podjechał do marketu. Wziął wózek i pchał go w stronę alejek, w które musiał wejść po potrzebne artykuły. Stanął przy jednej z półek i sięgnął po ketchup. Przeszedł do alejki ze słodyczami, widząc, że Juliet napisała na kartce by kupił czekoladę gorzką, która była ich ulubioną. Zatrzymał się patrząc na półkę, w poszukiwaniu tej mającej 85% kakao. Znalazł w końcu to czego szukał, gdy obok dostrzegł kobietę, która pomimo wysokich obcasów dalej nie mogła dosięgnąć mlecznej czekolady. W jej ruchach było coś znajomego, dlatego postanowił pomóc. Podszedł i sięgnął po produkt nie patrząc na szatynke. 

- Proszę, chyba to chciałaś - powiedział, wręczając kobiecie mleczną czekoladę ciasteczkową. 

- Um, dziękuję, to moja ulubiona - odparła. Natychmiast podniósł wzrok, rozpoznając ten głos. Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek go usłyszy. Myślał, że wyjeżdżając ochroni ją przed powtórzeniem sytuacji, ale ona i tak musiała stanąć na jego drodze. Jej niebieskie oczy się nie zmieniły, pomimo tego, że teraz na jej powiekach był brązowy cień, który pasował do niej. Miał ochotę pocałować jej usta, pomalowane na czerwony kolor, które układały się w najpiękniejszy uśmiech jaki widział. Miała na sobie szarą obcisłą sukienkę, w której wyglądała nieziemsko oraz brązowy płaszcz pasujący do jej makijażu. Beżowe szpilki dodawały jej wzrostu, a całą stylizacje dopełniała brązowa torebka. Jej jasne włosy teraz były ciemnobrązowe, prawie takie jak gorzka czekolada, jednak wciąż tak niesforne jak wcześniej. 

- Wciąż piękna - wymksęło mu się. Libby spojrzała na niego z niezrozumieniem. Jej spojrzenie było takie piękne. 

- Czy my się znamy? - zapytała. Była inna, jednak wciąż ta sama. 

- Przypomina mi pani kogoś, kogo znałem dawno temu - odparł, odzyskując panowanie nad sobą. Znów obdarzyła go tym uroczym uśmiechem, a on miał ochotę ją przyciągnąć do siebie. Poczuć jak się w niego wtula. Poczuć jak gładzi palcami jego plecy. Poczuć jak znów jest jego. 

- Ach rozumiem, ostatnio spotkałam kogoś strasznie podobnego do mojego narzeczonego, nawet nie wie Pan jak mi było głupio, gdy krzyknęłam do niego "Kochanie", a jego dziewczyna mnie spoliczkowała - Libby się zaśmiała. Do Andy'ego zaczęła docierać wiadomość, że ona ma narzeczonego i ułożyła sobie życie. Była taka szczęśliwa. 

- Życie jest pełne pomyłek - powiedział, oblizując wargi. Dziewczyna wciąż się uśmiechając przekrzywiła głowę. 

- To śmieszne, ale pan wydaje się znajomy też mi, tylko nie wiem skąd - odparła. Andy trzymał język za zębami. Tak było lepiej. Ona powinna go niepamiętać, oszczędzi jej tylko cierpienia. 

- Jestem prawie pewien, że się nie znamy - odpowiedział, chociaż miał ochotę walnąć sobie w twarz. 

- W takim razie możemy się poznać. Nazywam się Libby Peterson - powiedziała. 

- Andy Biersack - odpowiedział, podając szatynce rękę. Uśmiechnął się szeroko. Dziewczyna zmrużyła oczy. 

- Jesteś pewien, że wcześniej się nie spotkaliśmy? 

- Na pewno - odpowiedział. Spojrzał na 

telefon w celu sprawdzenia godziny. Musiał iść, choć mógłby stać z nią całą wieczność, bo właśnie zdał sobie sprawę, że kocha ją o milion razy bardziej niż pięć lat temu. 

Bum!
O to Prolog drugiej części "Własne Piekło". Powiem tak, poprzednia część będzie niczym w porównaniu do tej. Naprawdę, będzie się działo. Mam nadzieję, że, zostaniecie do końca i będziecie zadowoleni. Liczę na was!
All the love xx

Nasze piekło// Andy Biersack ✔Where stories live. Discover now