17 - Andy

1.2K 138 81
                                    

Wszedłem do domu, który należał do mnie i Juliet. Miałem postanowienie, które zamierzałem doprowadzić do końca. Kochałem Libby przez tyle czasu, że nie mogła być złym wyborem. Juliet albo zrozumie, albo mnie znienawidzi. W końcu obiecałem być przy niej na dobre i złe. Mieliśmy razem przejść przez życie. Wiedziała, że kocham inną, ale i tak postanowiła zostać ze mną. Mogła mieć każdego faceta, a zdecydowała się na mnie, bo kochała mnie od zawsze.

Ściągnąłem buty i wszedłem w głąb domu. Moja żona stała w kuchni, mieszając coś w garnku. Była szczęśliwa, niemal promieniała. Juliet była piękna, jednak nie nazywała się, ani nie była choć trochę podobna do Libby. Może to dlatego się z nią ożeniłem, by całkowicie zapomnieć o ukochanej... Ale ona i tak się pojawiła i wywróciła mój świat do góry nogami. Juliet podniosła głowę wyczuwając moją obecność. Jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Nie mogłem ot tak powiedzieć jej, że wciąż kocham Libby i chcę się z nią związać.

- Muszę Ci coś powiedzieć - odezwała się, zagryzając wargę.

- Co takiego? - zapytałem, przyglądając się jej.

- Później - powiedziała z tajemniczym uśmiechem. Była jakaś inna. Wziąłem głęboki oddech. Nie mogłem stchurzyć.

- Ja też właściwie muszę Ci o czymś powiedzieć - odezwałem się. Juliet popatrzyła na mnie swoimi łagodnymi oczami, a mi zaschło w gardle.

- Nie teraz, usiądziemy przy kolacji i o wszystkim sobie powiemy. W końcu zaufanie to podstawa związku - powiedziała szczerze. Zacząłem sobie masować szyję, próbując wyglądać jakbym nie czuł się winny. Nie zaslugiwała na to wszystko.

Juliet z uśmiechem powróciła do gotowania. Z westchnieniem udałem się do naszej sypialni, by wejść do garderoby. Zmieniłem ciasne spodnie na luźne dresy. Mój telefon zaczął dzwonić, a ja zdziwiłem się widząc numer Nialla.

- Halo? - odezwałem się do urządzenia, przymykając drzwi do garderoby, by Juliet nic nie słyszała.

- Muszę z tobą porozmawiać - powiedział Niall. Zmarszczyłem brwi.

- Po co? - odparłem. Głos blondyna był poważny. Pewnie Libby mu powiedziała, chociaż mówiła, że o nas wie tylko Jake i Isaac.

- To nie sprawa na telefon - odpowiedział.

- To nie będzie to moja sprawa, jeżeli nie dowiem się o co chodzi - zripostowałem szorstko. Usłyszałem jak mężczyzna wzdycha. Chwilę panowała cisza, ale w końcu się odezwał:

- Andy nie jestem głupi i widzę, co się dzieje z Libb.

- Co z nią? - Siliłem się na obojętność. Niall nie mógł się dowiedzieć. Nie dlatego, że mu nie ufałem, bo wiem, że nie pisnął by ani słówka, jednak blondyn zrobi wszystko, co uważa za stosowne, by Libb była szczęśliwa i nie cierpiała. Jest dla niego jak siostra, czemu wcale się nie dziwię. Wiem, że pewnie nie raz jeszcze zranie Libby, ale nie potrafię sobie jej odpuścić. Jest dla mnie jak narkotyk. Muszę codziennie chociaż usłyszeć jej głos. Często wkurza się, że dzwonie w najmniej odpowiednim momencie, ale i tak wiem, że się uśmiecha.

- Nie jestem głupi Andy - powiedział Horan.

- No o tym mógłbym polemizować - odparłem.

- Andrew - warknął Niall, na co się zaśmiałem.

- Widzę, że grubo - powiedziałem.

- Jeżeli nie ruszysz jutro swojej kościstej dupy i nie przyjedziesz do mojego mieszkania to obiecuję, że osobiście cię przywiąże do samochodu i będziesz za nim biegł przez cały Nowy Jork.

- Dobra, nie napinaj się tak. Złość piękności szkodzi, Barbie - powiedziałem.

- Jezu jesteś jeszcze bardziej wkurwiający niż wtedy - z tymi słowami blondyn się rozłączył.

Cicho się śmiejąc udałem się do jadalni, gdzie Juliet już siedziała na swoim miejscu. Była uśmiechnięta.

- Co tak długo? - zapytała, gdy zająłem swoje miejsce.

- Niall dzwonił - powiedziałem zgodnie z prawdą. Juliet podniosła głowę z nad talerza, uśmiech zastygł na jej ustach.

- Co chciał? - zapytała.

- Nie wiem, nalegał na spotkanie jutro - odparłam. To była też prawie prawda. W sumie nie wiem o co dokładnie mu chodziło. Na chwilę nastała cisza. Chciałem z nią porozmawiać. W moim wnętrzu rosło napięcie. Juliet była dla mnie ważna, nie chciałem, żeby cierpiała. Jednak nie było wyboru. Gdy już otwierałem usta ona była pierwsza.

- Jestem w ciąży - powiedziała, na jednym wydechu. Minęły sekundy zanim to usłyszałem, minuty zanim to do mnie dotarło, godziny zanim zareagowałem. Mój świat się zatrzymał. Nie mogłem jej zostawić. Nosiła moje dziecko. Zaschło mi w ustach. Wypiłem całą wodę z szklanki stojącej obok białego talerza. Było to za mało. Potrzebowałem wody, wody, wody. Złapałem dzbanek i podniosłem go do warg. Nie trudziłem się by nalać płynu do szklanki. Jednym haustem opróżniłem dzbanek.

- Andy - powiedziała łagodnie. Nie wiem kiedy wstała i podeszła do mnie. Weszła mi na kolana, a ja miałem ochotę krzyczeć.

- Wiem, że się boisz, ale ja nie jestem Jill. Będziemy kochać to dziecko - szepnęła. Jej usta zaczęły delikatnie całować moje. Czyli moją reakcje odebrała jako strach przed tym co miało miejsce w przeszłości. Po części miała rację, ale tu chodziło o Libby. To ona miała być matką moich dzieci. Siedziałem jak sparaliżowany.

- Wiem, że między nami ostatnio nie było dobrze. W końcu nie kochaliśmy się od miesiąca, ale teraz będzie już lepiej. Dziecko przypieczętuje nasz związek - powiedziała. Chociaż bardzo chciałem się uśmiechnąć, nie potrafiłem. Miałem wrażenie, że się uduszę. Musiałem wyjść i się przewietrzyć.

- Powiedz coś - szepnęła z łzami w oczach. Nie potrafiłem jej odpowiedzieć. Zamknąłem oczy. Dlaczego akurat teraz? Wstałem i posadziłem kobietę na krześle. Po jej policzkach spływały łzy. Gdzieś obok miauknął nasz kot.

Westchnąłem, jednak musiałem wyjść. Założyłem kurtkę i gwizdnąłem. Już po chwili pojawił się nasz pies Daredevil. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy wbiegł mi w nogi. Zapiąłem mu przy obroży smycz i wyszłem z domu. Świeże powietrze dawało mi ukojenie. Musiałem pomyśleć. Skierowałem się do Central Parku, zawsze tam chodzę na spacer z psem. W mojej głowie była pustka i nie wiedziałem co robić. Jedyna myśl jakiej byłem pewny to to, że nie mogłem zostawić teraz, Juliet.

Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Libby. Musiała się dowiedzieć. Musiała mi doradzić. Musiała być przy mnie.

- Halo? - usłyszałem jej głos.

- Libb musimy się spotkać, natychmiast - powiedziałem, starając się brzmieć normalnie, chociaż wiedziałem, że to nie wyszło.

- Gdzie jesteś? - zapytała. Martwiła się. Słyszałem to.

- W central parku, od strony mieszkania Terrence'a - odparłem. Kobieta rozłączyła się, wiedziałem, że niedługo się tu pojawi. Usiadłem na ławce. Schowałem głowę w dłonie i jedyne co mogłem zrobić to czekać. Tylko na co?

Dziś rozdział z perspektywy Andy'ego. Taka mała odmiana. Piszcie co o nim uważacie. Kolejny rozdział za tydzień.
All the love xx

Nasze piekło// Andy Biersack ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz