ROZDZIAŁ 25

40 3 0
                                    

Z góry dobiegło mnie kolejne soczyste przekleństwo,a w powietrzu dało się wyczuć swąd palonego materiału. Szybko zerwałam się z miejsca i doskoczyłam do ściany za mną. Włożyłam rękę do dziury i wydobyłam z niej owy przedmiot. Serce na chwilę mi stanęło. Sztylet. Ale na cholerę mu zatruty sztylet?

-Madelin! Chodź tu!-Usłyszałam krzyk Diega. Otworzyłam okno i wzięłam rozbieg. Wypadłam na zewnątrz. Odwróciłam się w stronę domu i wygasiłam ogień.

-Przepraszam Diego-Szepnęłam. Rzuciłam się do biegu,chowając sztylet za paskiem spodni. Przemieniłam się i pognałam do domu przyjaciółki. Powinnam ją jeszcze zastać w domu.

~~~~~*~~~~~

Przez całą drogę towarzyszyło mi złe przeczucie. Wybiegłam z lasu zakrywając sztylet,który po przemianie mi wypadł. Przecięłam główną drogę i wbiegłam na ulicę Layli. Zignorowałam zdziwione spojrzenia przechodniów. Wbiegłam na jej posesję i dopadłam do drzwi. Pociągnęłam za klamkę. Zamknięte. Cholera. Zaczęłam walić w drzwi i wołać Laylę.

-Czego się pani tak drze? Jej tu nie ma- Z domu obok wychyla się sąsiad.

-Jak to nie ma?- Nie zrozumiałam.

-Wyjechała gdzieś wczoraj ze swoim chłopakiem. Chyba prędko nie wróci. Wzięli ze sobą masę bagaży.
Podziękowałam mu i poczekałam,aż wróci do siebie. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, doskoczyłam do doniczki stojącej na werandzie i wygrzebałam z niej zapasowy klucz. Wparowałam do środka,prawie wyrywając drzwi z zawiasów. A w środku martwa cisza. Rozejrzałam się po pustym salonie. Wszędzie walały się ubrania i jakieś drobne rzeczy,kosmetyki i buty. Widać,że opuścili dom w pośpiechu.
W powietrzu dało sie wyczuć zapach Layli i Lee. Westchnęłam zawiedziona i sięgnęłam do kieszeni po komórkę,której niestety tam nie znalazłam. Zaklnęłam pod nosem i odwróciłam się do wyjścia. Coś tutaj nie gra. Nagle,moją uwagę przykłuło jakieś buczenie. Jakby pracujące urządzenie. Rozejrzałam się bacznie po pomieszczeniu i mój wzrok padł na laptop leżący na stoliku. Był włączony. Podeszłam do niego i rozświetliłam ekran. Wyświetliła się strona bukowania biletów. Linia easy yet. Przejrzałam uważnie informacje i dostrzegłam,że ktoś przebukował bilety na wczoraj.  Ale nie to było najdziwniejsze. Bilety zostały przebukowane osiem godzin temu. I w dodatku zmieniono miasto docelowe. Nie była to Hawana, tylko jakaś wioska daleko na lewo od stolicy,prawie na samym wybrzeżu. Wydrukowałam kopię biletu. Otworzyłam nowe okno i wpisałam w wyszukiwarkę to miejsce. Otworzyłam je na mapie. Viñales. Zapisałam sobie na znalezionej kartce jej położenie i opuściłam dom. Muszę wrócić do swojego domu. Wiem,że to pierwsze miejsce gdzie Diego mnie będzie szukał,ale może będę przed nim. Ruszyłam biegiem w stronę lasu. Nie mam pojęcia,czy Layla ma kłopoty,ale chyba by mi powiedziała,gdyby nagle jej się zmienił termin wylotu,prawda? I wylecieli jeszcze wczoraj,gdy byłam w takim stanie. Nagle zatrzymałam się gwałtownie. A może właśnie dlatego wczoraj wylecieli? Gdy nie było mnie z Laylą..? Czy...Lee ją porwał? Czy on jej zagraża..? Nie chce mi się w to wierzyć...
Znowu ruszyłam biegiem. Po chwili ujrzałam już mój dom. Dopadłam drzwi. Na szczęście otwarte. Wbiegłam do salonu i rzuciłam się w stronę komórki stacjonarnej. Z kuchni dobiegł mnie jakiś hałas. Był tu przedemną...
-Dlaczego ty mi do jasnej cholery nie powiedziałeś?!- Krzyknęłam oskarżycielskim tonem. Po chwili do salonu wszedł Diego. Na jego twarzy malowała się wściekłość.

-Wracasz do mnie- Chwycił mnie za ramię,warcząc.

-Najpierw się chcę dowiedzieć,dlaczego nic mi o tym nie powiedziałeś- Wyrwałam mu się i założyłam ręce na piersiach. Moje oczy również ciskały gromy.

-O co ci znowu do cholery chodzi?- Zapytał poirytowany.

-Mogłeś mi do jasnej cholery powiedzieć,że wylatują wczesniej! Nawet się z nią nie pożegnałam!

REVIVALOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz