ROZDZIAŁ 17

146 12 0
                                    

Kenyi pędził możliwie najszybciej jak się dało.Gdy w oddali zamajaczył mi znajomy budynek,zaczęłam się denerwować.
-Kenyi?Czemu mnie tu zabrałeś?Przecież to przychodnia weterynaryjna.I to w dodatku ta,w której mam pracować.
~Zaufaj mi.
-Dobrze-powiedziałam w końcu zdając się na los zwierzęcia.
Chociaż nie mam pojęcia jak ma nam pomóc mój szef,postanowiłam zaufać przyjacielowi.
Już po chwili zatrzymaliśmy się przed drzwiami.Ostrożnie,wciąż trzymając nieprzytomnego wampira na rękach,zsunęłam się z grzbietu Kena.
Jeleń bez najmniejszego cienia wahania podszedł do jednego z okien i delikatnie popukał w nie rogiem.
-Zwariowałeś?!Zabiją Cię!-Krzyknęłam przestraszona.
Po chwili wewnątrz rozległy się kroki,a mnie dosłownie stanęło serce z przerażenia.
-Zapra...-Pan Greg urwał w połowie,widząc nasz stan.
-Panna Madelin?
Pokiwałam sztywno głową.
~Uciekaj z tąd~Wysłałam myśl do Kena,jednak ten w odpowiedzi tylko prychnął.
Mężczyzna skierował na niego wzrok i przez chwilę zdawało mi się,że zacznie krzyczeć.I nie pomyliłam się.Jednak nie był to krzyk przerażenia.
-Przyjacielu!-Dr Greg poklepał zwierzę po szerokim karku.-Kopę lat!
Przyglądałam się im z zaskoczeniem.Aha.Oni się znają..Dobrze wiedzieć.
Odsząknęłam,przerywając ich czułości.Pan Greg na powrót spoważniał.
-Wchodźcie.
Pomógł mi wstać i zaprowadził do gabinetu.Posadził mnie na krześle i po chwili wrócił z Jessem.
Położył nieprzytomnego na kozetce.
-Co się stało?Czemu jesteś taka słaba?I kim jest ten człowiek?
Cholera.I co ja mam mu powiedzieć?
-Zaczekaj-zaczął szperać w szufladzie.Po chwili podszedł do mnie z gazikiem w ręku.Spojrzałam na niego nierozumiejącym wzrokiem.
-Krwawisz.-Wskazał na moją szyję.I rzeczywiście.Z dwóch malutkich dziurek sączyła się czerwona substancja.
Delikatnie otarł krew i przyjrzał się ranie.
Cholera!Wymyśl coś Maddie!
-Ta rana to....Od węża!
Przybiłam sobie mentalnego face palma.
Brawo Maddie!10 punktów za kreatywność!
Doktor spojrzał na mnie powątpiewająco.
-Od węża?-uniósł pytająco brew.
Szybko potaknęłam głową.
-Od tego,który leży na kozetce?-Wskazał na nieobecnego duchowo wampira.
Uniosłam w zdumieniu brwi i z niedowierzeniem wciągnęłam powietrze.Człowiek.Wiec z kąd on to wie...?
W końcu pokiwałam głową.Kim ten człowiek jest,że wie takie rzeczy?
-Nie musisz tego przedemną ukrywać.Znam te bestie lepiej,niż własną kieszeń-Podciągnął rękaw swojej koszuli.Na jego ręce widniało sporo zabliźnionych ugryzień.
-Jak to się panu...
-Przejdźmy na ty.
-Dobrze,więc jak ci się to stało?
-Zaatakowali moją żonę.Było ich dwóch.Udało mi się ich pokonać,jednak dla mojej żony było już za późno.
-Przykro mi.Nie chciałam...
-Rozumiem.To nic takiego.
Jednak w jego oczach dostrzegłam ból.
-Piłaś jego krew?-Zapytał.
-Co?Nie!Fuj!Po co bym miała to robic?
-To ich rytuał przemiany-wyjaśnił.-Gdy ugryziona ofiara skosztuje wampirzej krwi,zostaje przemieniona.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
-Z kąd wiedziałeś,że to wampir?
-Blady jak ściana.A moje przypuszczenia sprawdziły się,gdy go dotknąłem.Jest lodowaty.
Fakt.Jednka wcześniej nie zwróciłam na to uwagi.
-Słońce nie powinno ich spalać?
-Powinno.Ale ludzka krew skutecznie wzmacnia odporność i podobno ma właściwości chroniące przed UV.
-To by wiele tłumaczyło.
-Jak doszło do ataku?
-Moja przyjaciółka skaleczyła się w nadgarstek-postanowiłam trochę nagiąć prawdę,by nie zrobić jej wstydu-Po chwili przyleciał do nas i chciał ją zaatakować,jednak rzuciłam się na niego.Pamiętam,jak wbił swoje kły we mnie i zaczełam tracić przytomność.Potem Kenyi musiał go ze mnie zrzucić,bo gdy odzyskałam panowanie nad ciałem,wampir leżał nieprzytomny na ziemi.
-Kenyi?
-No tak...
Zmarszczył brwi w zamyśleniu.
-Chodzi ci o jelenia?
Potaknęłam.
-Umiesz porozumiewać się ze zwierzętami?!
-Tylko z dzikimi-Wzruszyłam ramionami.Jak już wie o tamtym świecie,to co mam do ukrycia?
-Jesteś wilkołakiem-oznajmił,jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
-Chyba tak-bąknęłam.
Doktor uważnie się przyjrzał chłopakowi.
-Dziwne.Nie ma żadnych obrażeń.A po spotkaniu z kopytami musi coś być.Szczególnie,gdy przez to zemdlał.
~Ale ja mu nic nie zrobiłem!-Usłyszałam Kena.
-Ale jak to?
Greg spojrzał na mnie dziwnie.
-Co..?-Zaczął,ale przerwałam mu machnięciem dłoni.
~Gdy przybiegłem,on już był nieprzytomny.
Spojrzałam na doktora.
-Czy to możliwe,żeby wampiry mdlały same z siebie?-Zapytałam.
-Mało prawdopodobne-Podrapał się po brodzie.-Ale coś musiało to spowodować...
-Może był chory?
-Wampiry nie chorują.-Pokręcił głową.
-Co teraz z nim będzie?
-Spalimy go-wzruszył ramionami.-Ale najpierw chciałbym od niego pobrać trochę krwi.
Mimo tego,że chciał uśmiercić moją przyjaciółkę,było mi go żal.Ale tylko trochę.
Greg sięgnął po strzykawkę i po chwili nabrał smolistej cieczy.Skrzywiłam się.Ale chwila...W środku coś pływało!
Przyjrzałam się uważniej.Jakieś drobinki.Jakby srebra.Tańczyły w tej ochydnej cieczy.
-Dziwne...-mruknął mężczyzna.-zastanawiające...
Weterynarz ponownie podszedł do wampira i chwycił go za bladą rękę.Zmarszczył brwi.
-Nie żyje.
-Jak to możliwe?!-nie mogłam uwierzyć.
-Jedyna rzecz,która zabija wampiry to zatrute żabim jadem ostrza.Ale tylko w połączeniu z ogniem.No i najczystsze srebro.Ale jego jest tak mało,że tylko najwięksi łowcy wampirów je posiadają.
Podszedł do mikroskopu i ostrożnie wylał kilka kropel krwi na szkiełko.Przyjrzał się jej uważnie pod mikroskopem.
-Ktoś mu wpuścił do żył srebro.
Jego zszokowana mina wnioskowała,że to raczej niecodzienne.
-Nie mam pojęcia jakim cudem ty jeszcze żyjesz.Przecież srebro zabija także wilkołaki...A on cię ugryzł i ty nadal żyjesz.
Zaczął chodzić po gabinecie.Co chwila otwierał jakieś szafeczki.Najwyraźniej czegoś szukał.
-Mogę ci pobrać trochę krwi?
Niechętnie przytaknęłam.Greg przetarł wacikiem moją rękę i po chwili ją nakłuł.
Niecierpliwie czekałam na wyniki.
-Maddie-spojrzał na mnie poważnie-To ty go zabiłaś.

REVIVALOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz