ROZDZIAŁ 16

146 12 0
                                    

Rozmowa o pracę poszła mi całkiem nieźle.W klinice będe pracować co drugi dzień,zaczynając od jutra.
Właśnie!Jeszcze muszę się przejść do tej pizzerii na rogu.
Wymanewrowałam z pod przychodni i ruszyłam w stronę centrum.
Po 10 minutach parkowałam przed knajpką.
Usiadłam w rogu sali i rozejrzałam się po pomieszczeniu.Za kontuarem dostrzegłam Scarlett nalewającą piwo do kufli.Gdy podniosła głowę,pomachałam jej,co odwzajemniła.Chwyciła do ręki napoje i skierowała w przeciwny róg sali.Nagle drzwi się otworzyły i do środka wszedł kolejny klient.Włoski stanęły mi dęba.No nie...Znowu?Żeby się upewnić,wciągnęłam zapach nosem.Niewątpliwie.Wampir.
Usiadł przy kontuarze.Wyostrzyłam zmysły.Wiem,że to nie ładnie podsłuchiwać,no ale sami rozumiecie.
-Hej!
Wystraszona podskoczyłam na krześle.
-O hej Scarlett.Przestraszyłaś mnie.
-Nie chciałam-Uśmiechnęła się zakłopotana.-Rozmawiałam wczoraj z szefem.
-I jak?
-Masz do niego przyjść,gdy się pojawisz.
-Serio?Dziękuję!-Uścisnęłam ją z wdzięczności.
-Drobiazg.
-Dobra to ja idę.-Wstałam z krzesła i zwróciłam w kierunku drzwi "wejście dla personelu".
Znalazłam się w wąskim korytarzyku,który był połączony z drzwiami do szatni.Na końcu korytarza po prawej stronie dostrzegłam ciemne,dębowe drzwi z napisem :Szef.
Nieśmiało zapukałam do środka.
-Proszę!
Weszłam ostrożnie do dużego gabinetu i zamknęłam za sobą drzwi.Pod ścianą na wprost mnie stoi biórko,za którym siedzi rosły mężczyzna.
-Madelin Wood-Przedstawiam się.
-Tak,tak-macha lekceważąco ręką.
Ale z niego dupek!Staram się ukryć oburzenie pod wymuszonym uśmieszkiem.
-Ma pani potrzebne dokumenty?
-Oczywiście-Zaczynam szperać w torebce.
Podaję mu plik papierów.Studjuje je uważnie.Po zadaniu mi kilku(moim zdaniem zbędnych)pytań,wyciąga z szufladki grafik.
Coś zapisuje długopisem i po chwili mi go wręcza.
- Możesz zacząć pracować od...pojutrza.Co drugi dzień od 7.00 do 15.Obowiązkowo strój kelnerki dostaniesz w kuchni jutro.Jakieś pytania?
-Ymm...Jaka jest pensja?-Jakoś głupio mi było o to pytać.
-2,500 miesięcznie.Jak bardzo dobrze się spiszesz to może dostaniesz podwyżkę.

Wzruszam tylko ramionami i opuszczam biuro.Coś czuję,że długo tu nie wytrzymam.
Jeszcze zanim opuściłam tą knajpę,w progu złapała mnie Scarlett.
-I jak poszło?
-Mogło być gorzej-wzruszyłam ramionami.-Dostałam pracę.
-Ale przyznaj,że z niego dupek-Ściszyła głos.
-Akurat z tym się zgodzę-Uśmiechnęłam się kpiąco na myśl o nim.
Po zdawkowym pożegnaniu wróciłam do czekającego na mnie mini coopera i pojechałam do domu.
Zostawiłam samochód na podjeździe i ruszyłam w stronę drzwi.Jednak zanim zdążyłam nacisnąć na klamkę,poczułam jakiś zapach.Ktoś,lhb coś za mną stało.Włoski stanęły mi na karku.Powoli się odwróciłam i wybuchnęłam śmiechem.Na ziemi siedział piękny,brązowowłosy huski.Przekrzywił łeb i przyglądał mi się.
-Hej,skąd się tu wziąłeś?-Przyklękłam przy nim i dałam mu powąchać swoją rękę.
Mimo tego,że nie znałam psa,wcale się go nie bałam.
Pogłaskałam go po głowie.Nagle zwierzę postawiło uszy i znieruchomiało.Wyostrzyłam zmysły i po chwili usłyszałam kroki w korytarzu.
Pies zerwał się na nogi i czmychnął.Po chwili w drzwiach stanęła Layla.
-Dlaczego siedzisz na ziemi?-uniosła putająco brew.
-Bo ja no ten...-zaczęłam się jąkać.
-Taa...To mówi samo za siebie-zbyła mnie machnięciem dłoni.
Wywróciłam oczami.Jasne.
-Tylko odpowiedz mi na jedno małe pytanie-Zawiesiła głos.
-Co cię wczoraj napadło?
-Lay,proszę Cię...
-Nie.-ucięła-Chcę znać prawdę.
Jesteśmy przyjaciółkami,pamiętasz?Zawsze sobie wszystko mówiłyśmy.A teraz?Odsunęłyśmy się od siebie i to boli.Tylko,dlaczego?
W jej oczach dostrzegłam żal i cierpienie.
-Nie ufasz mi?
To pytanie rozerwało moje serce na malutkie kawałeczki.
-Co?!Oczywiście,że ci ufam Layla!
Tylko...Nie zrozumiesz.
-To mi wytłumacz-założyła ręce na piersi.
-Dobra.Niech ci będzie.Ale potem będziesz uważać mnie za wariatkę.Powiem ci,jak było.
-powiedziałam wyzywająco.
-Na tym świecie nie żyjemy sami.Są pod i nad gatunki ludzi.Istnieją wampiry.Nadprzyrodzone zjawiska.Zagrożenie,którego nie jesteśmy w stanie przewidzieć.
I co?Teraz jesteś zadowolona?!
Layla stała nieruchomo,wpatrując się we mnie wielkimi jak spodki oczami.
Mój gniew powoli gdzieś uchodził.Dlaczego jej to powiedziałam?!Niech to jasny szlag!
-A Diego?Co on ma z tym wszystkim wspólnego?
-Nie mam pojęcia-opadłam na kanapę.
-Z kąd tyle o tym wiesz?-Nie dawała za wygraną.
-Odpowiedziałam na twoje pytanie,wystarczy.
-Kłamiesz.Wymyślasz to,żeby ukryć prawdziwą prawdę.
I to zabolało.Nawet bardzo.
A przez chwilę myślałam,że pomoże mi przez to przejść.
-Mówiłam,że mi nie uwierzysz.
-Jesteś wampirem?
-Nie.
-Udowodnij,że to co mówisz jest prawdą.
Teraz to już całkiem mnie wkurzyła.Wstałam gwałtownie z siedzenia i zaczełam chodzić po mieszkaniu.
-Nie będę cie narażać.
Blondynka wybiegła z domu na podjazd.
Podążyłam za nią.
Po chwili w jej dłoni dostrzegłam scyzoryk.
-Layla,nie!-Rzuciłam się w jej stronę.Po chwili dało się czuć metaliczny zapach krwi.
Z jej zranionego nadgarstka ciekła krew.
-Skoro istnieją,to zaraz zwabi je zapach mojej krwi.-Jej oczy zaszły mgłą.
Chwyciłam ją za rękę i zaczęłam ciągnąć w stronę domu.
-Ludzie się patrzą!-Syknęłam.
-Ależ z ciebie kłamczucha!-Wyrwała mi się i pobiegła na tyły domu.
Niech to szlag!Nagle wyczułam zbliżające się zagrożenie.Nie no, już gorzej być nie może.
Puściłam się biegiem w ślad za przyjaciółką.Siedziała na trawie ze spuszczoną głową.
-Idziemy,szybko!
-Nie,dopóki nie przyznasz,że skłamałaś.
Nie miałam wyjścia.Zaraz obie zginiemy.
-Dobra!Kłamałam!
Krzyknęłam,powstrzymując mój instynkt.
Siłą woli blokowałam wysuwające się pazury i ciało przygotowujące się do ataku.
-Wiedziałam-szepnęła zalewając się łzami.-Jesteś podła.
Zignorowałam jej ostre jak brzytwa słowa i poderwałam ją na nogi.
-Nic wam nie jest?-Za plecami usłyszałam czyjś głos.
Nie musiałam się odwracać żeby wiedzieć,że to wampir.
Chwila...Z kądś go znam...Powoli się odwróciłam zasłaniając ją własnym ciałem.Jego wzrok padł na jej zranioną rękę.
-Daj,opatrzę ci to.
-Po moim trupie-warknęłam nie dając Layli dojść do głosu.
-Skoro tak ładnie prosisz-Jess obnażył kły.
Poczułam,jak serce Layli gwałtownie przyśpiesz.
W ostatniej chwili odepchnęłam Lay i po chwili toczyłam się z wampirem po trawie.
-Layla,do domu!
Blondynka zerwała się na nogi i pobiegła się schronić.
Cholera.Sama nie dam mu rady.Gdybym chociaż miała zapałki...
Chłopak przycisnął mnie do drzewa,wyciskając całe powietrze z płuc.
-I co?Teraz mi nie dasz rady?Po przemianie jestem trochę silniejszy-zaśmiał się szyderczo.
-Odkąd Jaden mnie przemienił,ciągle Cię obserwowałem.
Na samo wzpomnienie znienawidzonego imienia,na mojej skórze zagościły kropelki potu.A więc Jaden przemienia?No świetnie.
-Kazał mi mieć na Ciebie oko.No i proszę.Okazało się,że wiesz o wampirach.
Zamachnął się i przez mój policzek przeszła fala bólu.
-Wiem,że nie jesteś zwykłym człowiekiem.Ale maskowanie zapachu opanowałaś do perfekcji.Nie mam pojęcia jak to robisz,w każdym razie to był twój ostatni raz.
Otworzył szeroko buzię i ukazał swoją smiertelną broń.
Z powodu braku tlenu przed oczami pojawiły się mroczki,a powieki zaczęły opadać.
Jego kły znalazły się niebezpiecznie blisko mojej szyi.
Moje gardło zaczęło palić żywym ogniem.Moją szyję zaatakował nieopisany ból,gdy jego kły zatopiły się w mojej skórze.
Jego ręce zniknęły z mojej krtani,jednak nie miałam już siły zaczerpnąć ponownie powietrza.Powoli uchodziło ze mnie życie.Umierałam.Nagle do mojej głowy wdarła sie przerażająco kojąca ciemność.Wyciągnęłam ku niej ręce chcąc,by zabrała mnie z tego świata.Tak łatwo można było się poddać.
Jednak nie dane mi było tego doświadczyć.Zniknął ciężar wampira z mojej klatki piersiowej ale serce jak na złość nie chciało uderzyć kolejny raz.
Jednak ktoś usilnie starał się mnie nawrócić do świata żywych.
Na moją klatkę piersiową opadło coś ciężkiego.I jeszcze raz.Za trzecim razem moje płuca w końcu zgodziły się zaczerpnąć życiodajnego tlenu.Gwałtownie zakaszlałam i usiadłam.Moje oczy zaprostestowały,gdy spróbowałam je otworzyć.
Kilka metrów ode mnie na trawie leżał wanpir.Jego klatka piersiowa gwałtownie unosiła się i opadała.
~Jesteś cała?-wzdrygnęłam się na nagłe pojawienie się myśli w mojej głowie.
Po chwili przedemną pojawił się Kenyi.
-Ty mnie uratowałeś-szept ledwo wydostał się z moich ust.
- Teraz nie czas na to.Straciłaś zbyt dużo krwi.Wiem,kto nam pomoże.
-A co z Laylą?
-Masz dosłownie minutę.Zaraz ruszamy.
Z pomocą zwierzęcia stanęłam chwiejnie na nogach i podreptałam do drzwi.
-Zostań tu-nakazałam mu,po czym weszłam do środka.
Roztrzęsiona Layla siedziała na kanapie obejmując się ramionami. Cała się trzęsła.
-Maddie!-rzuciła mi się na szyję,przez co o mało nie straciłam równowagi.
-Tak bardzo cię przepraszam!-Wybuchnęła niepochamowanym płaczem.
-Layla.Muszę pojechać w jedno miejsce.Niedługo wrócę.Zamknij się na klucz i zadzwoń do Lee,żeby do ciebie przyjechał.
Dziewczyna niemo pokiwała głową i starła łzy.
Z niemałym wysiłkiem opuściłam mieszkanie i poczekałam,aż zamknie zamek.Po chwili dało się słyszeć jej rozmowę z Lee.
Ostatkami sił doczołgałam się do skraju domu.
-Maddie!Coś się dzieje z wampirem!
I rzeczywiście.Cały się trząsł w konwulsjach.
-Zabieramy go ze sobą-zadecydowałam.
~Wsiadaj.Jesteś zbyt zmęczona,by skupić się na prowadzeniu samochodu.
-A jak ktoś nas zobaczy?
~Teren czysty-odparł.
Z lekkim ociąganiem wdrapałam się na grzbiet zwierzęcia,a na kolanach ułożyłam sobie teraz już omdlałego wampira.
-Ruszamy.

REVIVALOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz