Pisarskie absurdy cz. VI - edycja fantasy

Start from the beginning
                                    



Złoty pancerz


Wiecie, czemu kiedyś sprawdzano, czy monety są złote przez ugryzienie? Bo w prawdziwym złocie zostawał ślad po zębach (chyba że akurat ktoś ich nie miał). Ten metal jest bardzo plastyczny, co oznacza, iż nie nadaje się kompletnie do tworzenia z niego orężu i uzbrojenia. Wszelkie złote przedmioty nie są wykonane tylko i wyłącznie przy jego użyciu, ale ze stopów różnych metali. Więc zapamiętajcie wszyscy: nie złota, a pozłacana, chyba że chodzi o kolor. I nawet jeśli już ktoś taką mega drogi pancerz ma, to i tak na wiele się nie przyda, o wiele lepiej zainwestować w coś bardziej trwałego.



Wieśniak w obdartych szmatach


Ktoś chyba pomylił wieśniaka z żebrakiem, bo to ten drugi nie miał grosza przy duszy i chodził w dziurawej szmacie. Może i niektórzy chłopi chodzili w znoszonych burach, ale nie przesadzajmy, na koszulę i spodnie było ich stać, do tego chłopki to zaradne baby były i nie tylko robiły ubrania, ale także ozdabiały je niesamowitymi wzorami.



Człowiek z przypadku ratujący świat


Najczęstszy motyw literatury fantastycznej. Sam w sobie nie jest absurdem, ale śmiesznie robi się w momencie, gdy mamy akcję na zasadzie ,,złodziejaszek z ulicy staje przed obliczem króla, dostaje magiczny oręż, drużynę i konia, a potem rusza ratować świat''. Chyba nawet nie muszę tłumaczyć, co jest nie tak.



Magia bo tak


No bo co to za fantasy bez magii? Jak tak w ogóle można?! Co, że smoków, elfów i krasnoludów też nie ma? Toż to żadna fantastyka tylko jakieś podrabiańce!

Boli mnie, że niektórzy wciąż żyją w takim przekonaniu. Polecam zerknąć do rozdziału ,,Poza horyzonty Wattpada, czyli niszowe podgatunki powieści'', gdzie opisałam kilka przykładów powieści fantastycznych, w których magii nie ma zbyt wiele. Większość na pewno kojarzy chociażby low fantasy.

Oczywiście nie mówię, że nagle wszyscy mają porzucić koncepcję świata pełnego mistycznych mocy, bo ja tak powiedziałam. Absolutnie nie! Ale radzę chwilkę pomyśleć, czy przypadkiem nie wrzuciliście postaci czarodziejki na siłę, bo bez niej książka wydawała się za mało magiczna.



Magia bez zasad i granic


Drużynowy czarodziej walnie fireballem i rozpali ognisko, ściągnie jabłka z drzewa telekinezą, a we wrogów pośle gromy? No ok, od tego przecież jest. Problem pojawia się, gdy magia nie jest w żaden sposób określona i uzasadniona. Znaczy nie ma potrzeby pisania całej historii, jak to pradawni bogowie obdarzyli ludzi mocą, ale fajnie by było, jakby chociaż wyjaśnić, czym ta energia jest. 

W momencie, gdy czarodziej tylko wyciąga rękę i trzaska błyskawicą wygląda to tak... łatwo? Ani rytuału odprawić nie musiał, ani zaklęcia nie wypowiedział, nie musiał poświęcić energii życiowej, krwawej ofiary bogom nie złożył... Po prostu został stworzony z cechą ,,mag'' i w związku z tym umie robić fajne rzeczy. Bo tak.

Doceniam każde uniwersum, w którym magia została przedstawiona w niekonwencjonalny sposób. W jednej książce spotkałam się nawet z magami, którzy połykali metal i z niego czerpali moc. Wszystkim, którzy postanowili pójść na łatwiznę i zrobić ,,klasycznych czarodziejów'' polecam poczytać o voodoo (choć to pewnie każdy zna), magii rytualnej, wicce, hunie, goecji, szamanizmie, magii chaosu, czy energii PSI.



Stereotypy do porzygu


Oczywiście protagonista to człowiek z mieczem, elf jest chudym i przystojnym łucznikiem, krasnolud ma brodę po pas, uwielbia alkohol i nigdy nie rozstaje się ze swoim toporem, a mag musi być mądry. No i nie zapominajmy o seksownej czarodziejce, wyszczekanym złodzieju, paladynie z kijem w dupie, dwulicowych kapłanach, co wkręcają ciemny lud, handlarzom, co sobie nie umieją radzić w życiu i wszędzie atakują ich bandyci...

Brzmi jak 90% fantasy? Dokładnie. No bo po co wysilać mózgownicę, jak można skorzystać z takiej kalki? Potem wystarczy wymyślić poetyckie imiona i nazwy krain, wybrać, jakie moce ma mag i jakiej maści jest koń protagonisty i voila! Zostaje już tylko napisać rymowankę, będącą pradawną przepowiednią i wysłać drużynę na koniec świata, bo coś tam.


Kobieta w drużynie


Oczywiście nie chodzi o to, że sam fakt występowanie płci pięknej w epickich przygodach to absurd, absolutnie! Mi chodzi o pewną pułapkę, w którą wpada większość książek i filmów w konwencji fantasy, przygodowej oraz akcji. Mianowicie, to drużyna składa się z: odważnego samca alfa, który wali ciętymi ripostami; mądrego, ale nieco sztywnego maga; zapijaczonego krasnoluda, co pierwszy rusza do bitki; nieco aroganckiego, dziwnego elfa łucznika; cwanego złodziejaszka o mało pozytywnej reputacji i końcu z kobiety.

A kobieta, jak wiadomo, nie potrzebuje mieć charakteru, jej płeć jest cechą samą w sobie! I najlepiej, jeśli będzie zielarką, kapłanką, czarodziejką, czy ostatecznie tą elfką łuczniczką. Ej, czemu nie ma krasnoludzkich kobiet? Tylko Dragon Age Inkwizycja je pokazał. Dyskryminacja!

I nie mówię, żeby od razu wciskać niewieście topór w dłoń i wysyłać ją na hordę orków. Ale byłoby miło, jakby ona też posiadała jakieś umiejętności i osobowość. I jeszcze wyjaśnię, że nic nie mam do zielarek i kapłanek, sama zrobiłam masę takich postaci. Ale no wiecie... Może by tak jakoś to urozmaicić?



Jak fantasy, to średniowieczna Europa!


A raczej świat, który ją przypomina. I znowu zahaczamy o wątek typowej, średniej historii, którą każdy zna. Bo skoro już mamy oklepaną fabułę, standardowe rasy takie jak elf i krasnolud oraz nazwy dla krain, to wypadałoby jakąś kulturę wymyślić, nie? No to tamci to będą tacy trochę Niemcy (Nilfaard), tam będzie Francja i dużo wina (Toussaint), a naród uciskany przez złych Niem... ekhem, to musi się z Polską (Redania) kojarzyć! A najlepiej w słowiańskich klimatach! 

Nie mówię, by się absolutnie odciąć od takich klimatów, ale po co żywcem wrzucać istniejące kraje pod zmienioną nazwą, skoro wymyślanie nowej kultury to najlepsza zabawa w całym procesie tworzenia? Nie jest też specjalnie trudna, więc warto wysilić mózgownicę i coś samemu wymyślić.

Fajnie jest też zaczerpnąć wiedzy na temat mniej znanych ludów i nie wzorować się tylko na tym, co usłyszeliśmy na lekcjach, czy w telewizji. Uwaga, pora na zabawę (wow, Pingwin taka przebojowa): weź mapę, losowo połóż palec na jakimś terenie, a potem dowiedz się, co się tam działo dwieście, pięćset, czy tysiąc lat temu i jak wyglądało tam życie. To na pewno bardziej rozwijające, niż pykanie w diamenciki czy skaczące ptaszki na telefonie. Pingwin bawi i uczy.



Bogowie jako piękni ludzie


Standardzik, ale fajnie by było, jakby znaleźli się też jacyś... bardziej mistyczni? W Japonii bóstwem mogło zostać wszystko, nawet patyk. W Egipcie oczywiście ludzie z głowami zwierząt. Poza tym Potwór Spaghetti, Cthulhu, czy czczenie całych planet. Różnorodność jest dobra, a fantastyka daje prawdziwe pole do popisu.

Pingwinowy kurs pisaniaWhere stories live. Discover now