Rozdział 40 - Tatuś

36.9K 2K 349
                                    

***Bridget

Ćwiczyłam bardzo intensywnie, podnosząc ciężary, robiąc pompki, a także ćwicząc karate. Na koniec zostawiłam sobie drążek. Stanęłam przed nim i przez chwile po prostu stałam i się patrzyłam. Problem był w tym, że drążek był przystosowany do wilkołaków, a wilkołaki przeważnie mają po dwa metry! Fuknęłam sfrustrowana i wytarłam pot z czoła.

Po chwili poczułam za sobą czyjąś obecność. Odwróciłam się i zobaczyłam Styxa. Musiałam zadrzeć głowę, aby spojrzeć mu w twarz, przez co jeszcze bardziej się zdenerwowałam.

- Czemu się denerwujesz? - spytał spokojnym głosem.

- Ugh! Bo mam dość tych wszystkich mężczyzn-wilkołaków! Wszyscy mają po około metr dziewięćdziesiąt i nie mogę nawet do drążka dostać. Nawet tam nie doskoczę! Nienawidzę takich wysokich mężczyzn. Ciebie też to tyczy - dźgnęłam go w pierś.

Odwróciłam się do niego plecami i zaplotłam ręce na piersiach. Byłam lekko obrażona. Ręce Styxa wylądowały na moich biodrach. Poczułam jego zimny oddech na mojej nagiej i rozgrzanej skórze.

- Jakoś w łóżku moje rozmiary ci nie przeszkadzały - wyszeptał mi zmysłowo do ucha, przez co zrobiło mi się gorąco.

Uśmiechnęłam się delikatnie, ale musiałam zachować resztki godności, więc dźgnęłam go łokciem w żebra. Oczywiście ten nawet się nie wzdrygnął, słyszałam przy uchu jego cichy, zduszony śmiech.

- Odczep się, Styx. Nic nie wskórasz swoimi tekstami.

- Tekstami może nie, ale czynami już tak.

Chwycił za brzeg mojej dresówki i podniósł ją. Na początku spanikowałam, bo nie wiedziałam, co chce zrobić, ale po chwili zorientowałam się, że chce mi ściągnąć tylko dresówkę. Podniosłam ręce, aby ułatwić mu zadanie. Pod spodem miałam tylko podkoszulek. Moja dresówka wylądowała gdzieś obok na trawie.

Nabrałam gwałtownie powietrza, kiedy jego zimne palce dotknęły mojego oznaczenia. W tamtej chwili miałam ochotę się rozpłynąć. Jęknęłam, kiedy kolejna fala przyjemności popłynęła po moim ciele. Zrobiłam krok w tył i oparłam się plecami o jego klatkę piersiową.

- Prze... przestań. Chcę s... skończyć ćwiczyć - wyjęczałam, bo sama nie byłam zdolna po prostu się odsunąć.

Styx przestał gładzić moje oznaczenie, za co byłam mu wdzięczna. Przez chwilę jeszcze stałam oparta o jego klatkę piersiową. Wreszcie udało mi się uspokoić, a wtedy po prostu zrobiłam kilka kroków w przód i spojrzałam na drążek, który znacznie mnie przewyższał. Wskoczyłam na pionową rurę, aby wspiąć na się na poziomą. Szybko to zrobiłam, więc po chwili wisiałam już i zaczęłam się podciągać. Podciągałam się, ale nie czułam żadnego zmęczenia. Przeklęta wampirza siła, nawet nie można normalnie poćwiczyć. Skupiłam się na tym, jak wyglądały moje siły, kiedy byłam człowiekiem. 

Podciągnęłam się piętnaście razy, gdzie ostatni zrobiłam z wielkim trudem. Zeskoczyłam na ziemię i wytarłam po raz kolejny pot z czoła. Odczekałam chwilę, aby odpocząć. Przymierzałam się, aby po raz kolejny wspiąć się na drążek, kiedy Styx złapał mnie w tali i podniósł, jak gdyby nigdy nic. Krzyknęłam cicho, kiedy poszybowałam w górę.

- Styx, co ty robisz?!

- Przecież narzekałaś, że drążek jest za wysoko, więc cię podsadzam - odpowiedział obojętnym głosem.

Westchnęłam głośno, po czym złapałam się za drążek. Styx pomału mnie puścił. Zrobiłam kolejną serię podciągania się, a potem zrobiłam jeszcze trzecią, ostatnią. Na tym skończył się mój trening, więc musiałam iść się wykąpać. Podniosłam z ziemi moją dresówkę i skierowałam się w stronę domku. Styx szedł obok mnie.

- Idę wziąć prysznic. Będziesz mi towarzyszył? - spytałam z szerokim uśmiechem.

- Nie - odpowiedział poważnie, ale to i tak nie złagodziło mojego optymizmu.

Przed budynkiem mój tata szykował się do wieczornego treningu, który zawsze prowadził. Wprawdzie powinien to robić Alfa wódz, ale tata nie chciał oddać mu tej roboty, póki jeszcze jest w pełni sił. I tylko to mu pozostało. Przyjrzał nam się uważnie, wykrzywiając się groźnie w stronę Styxa, a mnie aż krew zalała. Będę musiała sobie porządnie porozmawiać z tatusiem.

Jego wzrok zjechał na mnie, a konkretnie to na mój bark. No tak, miałam na sobie tylko podkoszulek, przez co było widać mój znak w pełnej okazałości. Oj, może być wojna. Na początku na jego twarzy widziałam zdziwienie, a potem złość. Podszedł do nas. Zatrzymałam się razem ze Styxem.

- Co to za tatuaż? Przecież mówiłem ci, że nie możesz mieć żadnego tatuażu!

Był wyraźnie zły. A we mnie się cholernie zagotowało. Nie pozwala mi mieć tatuażu, chociaż sam go ma niemal na całą rękę z wyjącym do księżyca wilkiem. Co za człowiek. Ponadto jestem pełnoletnia i to nie jego sprawa, co robię ze swoim ciałem!

- To nie jest tatuaż, tato - rzuciłam lekko zirytowana.

- A więc co?!

- Oznaczenie!

Wyraźnie zbiłam Alfę z tropu, a także wszystkich wilkołaków, którzy zebrali się przed domem. Tata zrobił zdziwioną minę, a ja spokojnie czekałam na jego reakcję.

- Oznaczenie? Jesteś oznaczona?!

- Sparowana - rzucił obojętnie Styx.

Mój tata spojrzał na niego z mordem w oczach. Coś czułam, że nie wyjdzie z tego nic dobrego. I nie myliłam się. Widziałam jak tata napina wszystkie mięśnie do granic możliwości. Zaczął warczeć jak prawdziwy wilk.

- Powtórz - zawarczał.

Spojrzałam na Styxa z obawą w oczach. Ten po prostu patrzył na mojego ojca obojętnie. Nie powiedział ani słowa, doskonale wiedział, że tata słyszał i chce, aby Styx go sprowokował.

- Tato, uspokój się. Sparowałam się ze Styxem, ale...

- Chcesz powiedzieć... że pieprzyłeś moją córkę?! - przerwał mi, rzucając się na Styxa.

Przemienił się w locie w wielkiego wilka. Czarny zwierz rzucił się na mojego mate, ale nie zwalił go z nóg. Styx miał bardzo szybki refleks, więc zrobił kilka ruchów w bok, unikając ataku ojca. Niedobrze, to jeszcze bardziej go rozzłości.

Nie myliłam się, wilk zaczął warczeć groźnie, ukazując białe kły, które nie świadczyły o niczym dobrym. Ponownie wilk skoczył na Styxa, ale tym razem mój ukochany nie odsunął się. Śmiało przyjął uderzenie na klatę. Jedynie zrobił jeden krok w bok i odepchnął mojego tatę na bok. Spojrzał na mnie łaskawym wzrokiem.

- Bridget, zrób coś z nim. Nie chcę, abyś cierpiała, bo twój ojciec ucierpi, a ja nie mam zamiaru być bity.

- Ale co ja...

Nie dokończyłam, bo Styx został zaatakowany. Ojciec próbował go zabić, nie hamował się przed niczym. Jeszcze nigdy nie wiedziałam go w takiej furii i chęci mordu. Styx natomiast bardzo się ograniczał. Nie znałam możliwości Styxa, ale już po samym jego obojętnym i znudzonym wyrazie twarzy widziałam, że bardzo skutecznie bronił się bez większego wysiłku. W końcu ma czterysta lat i jest królem wampirów, czego było można się spodziewać?

Rozejrzałam się dookoła, nikt nie reagował. Tata właśnie ośmieszał się przed swoim stadem, ale najgorsze dopiero miało nadejść.

Król wampirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz