Rozdział 18 - Porwanie

34.2K 2K 453
                                    

***Bridget

Zima pomału się zbliża, więc razem z Moną i jeszcze jakimś wampirem, chyba Hakonem, pojechaliśmy do miasta. Mona ciągnęła mnie do nie wiadomo jakich sklepów. Wreszcie udało mi się jej wyrwać i poszłam do zwykłego sportowego, gdzie kupiłam sobie kurtkę. Wprawdzie firmową, ale sportową. Byłam zadowolona ze swojego wyboru, dlatego kiedy zobaczyłam Monę, uśmiechnęłam się do niej szeroko. Ta wyglądała na złą, ale uspokoiła się szybko.

- Nie wiedziałam, że masz taki ładny uśmiech - powiedziała, podchodząc do mnie.

- Jest normalny - odpowiedziałam jej, idąc w stronę Hakona.

- Ja tam swoje wiem - odpowiedziała i razem podeszłyśmy do wampira.

Mogliśmy już wracać do domu. Zaparkowaliśmy w podziemiach, dlatego właśnie całą trójką się tam udaliśmy. Przez cały czas żartowaliśmy. Znaczy przeważnie ja i Hakon, bo jakoś Mona nie miała zbytnio poczucia humoru.

- Raz moja mama zorganizowała bal przebierańców. Przebrałam się za krzak i stanęłam w kącie. Nikt mnie nie rozpoznał - zaczęłam się śmiać, a razem za mną Hakon. Z tym że on prawie płakał.

- Ty to masz pomysły - złapał się za brzuch.

- Miałam wtedy dwanaście lat! Dzisiaj pomalowałabym się w kolorze tapety i bym tak stała. To byłoby piękne. Podstawiałabym ludziom nogę i nie wiedzieliby, co się dzieje.

- Hahaha! Musisz to kiedyś wypróbować.

- Naprawdę, jest się z czego śmiać - usłyszeliśmy obcy głos gdzieś z boku. - Teraz.

Zanim się zorientowaliśmy, rzuciło się na nas kilka wampirów. Hakon pokonał dwóch, Mona jednego, a ja straciłam przytomność, bo dostałam czymś w głowę.


Obudziłam się w jakimś starym pokoju. Mogłabym nawet powiedzieć, że to była piwnica. Było zimno i nieco wilgotno. Siedziałam na ziemi, na brudnych płytkach. Głowa mnie nieco bolała, ale dało się przeżyć. Rozejrzałam się dookoła. Było ciemno, ale przed sobą widziałam zamknięte drzwi.

Ręce miałam związane za plecami, ale za to nogi miałam wolne. Próbowałam się jakoś poruszyć, wyswobodzić, cokolwiek, ale nic mi się nie udało.

- Widzę, że się obudziłaś.

W pomieszczeniu zajaśniało niezbyt mocne światło, ale mimo to i tak musiałam kilka razy zamrugać, aby przyzwyczaić się do jasności. Stał przede mną mężczyzna. Jakie to oczywiste. Miał nieco dłuższe, brązowe włosy i piwne oczy. Był mizernej budowy, ale jeżeli to wampir, to nie miało większego znaczenia. Był silny w cholerę.

- Masz dobry wzrok - skwitowałam.

Wiem, właśnie zaciskam sobie pętlę na szyi. Kwestia czasu zanim będzie za ciasna.

- Jesteś bardzo zaskakująca. Normalna osoba zadawałaby pytania „Kim jesteś?", „Gdzie jestem?", „Czego ode mnie chcesz?". Cóż, w końcu jesteś mate Styxa.

- A ty? Bo jakoś nie kojarzę.

- Nazywam się Brzetysław. Jestem bratem Styxa.

- Ty? Jego bratem? Jakoś nie wyglądasz.

- Mieliśmy innych ojców.

- A pomiędzy wami jest różnica...

- Stu pięćdziesięciu lat - odpowiedział szybko.

- Dobra, skoro pogadaliśmy, to teraz powiedz, czego chcesz? Jeżeli myślisz, że będziesz miał za mnie okup, to się mylisz, bo nie obchodzę Styxa, więc jeszcze mu przysługę zrobisz, jak mnie zabijesz. No więc czego chcesz?

Mężczyzna zaśmiał się nieprzyjemnym głosem.

- Twojego ciała.

- Po co ci ono? Na świecie jest wiele... krąglejszych ode mnie kobiet.

- On ci nic nie powiedział, prawda?

- A co niby miał mi powiedzieć?

- Jesteś wyznacznikiem korony.

Nie rozumiałam, co ten palant do mnie mówi.

- Co takiego?

- Zostałaś mate króla. W naszym prawie istnieje reguła, że jeżeli król znajdzie mate, to automatycznie traci koronę, a to ona zostaje królową. Królem zostaje ten, kto pierwszy posiądzie jej ciało. Jest to pewnego rodzaju zabezpieczenie. Więź mate nie działa na wampiry tak mocno jak na wilkołaki, dlatego my jesteśmy w stanie przeżyć bez naszej przeznaczonej. A król tym bardziej, gdyż inaczej musiałby dzielić się władzą.

A więc to dlatego mnie wziął, nie chciał zostawić w spokoju. Ale w takim razie dlaczego nic mi nie zrobił? Przecież miał tyle okazji.

- Zdziwiona? Ale cóż, teraz to ja będę królem. Muszę tylko zrobić z tobą jedno.

Podszedł do mnie i nachylił się w moim kierunku. Nie miałam zamiaru poddać się bez walki, ucierpiałaby na tym moja duma, co było moim priorytetem. Kiedy tylko Brzetysław nachylił się na odpowiednią wysokość, naplułam mu prosto w oczy.

Osunął się gwałtownie, wycierając oczy i twarz. Spojrzał na mnie gniewnie, a jego oczy przybrały czerwony kolor.

- Ty mała, wredna, paskudna, głupia dzi...

- Spróbuj dokończyć to słowem, które obraża moją płeć, a obiecuję ci, że będziesz się przede mną płaszczył na kolanach! - nie wytrzymywałam i się wkurzyłam. Można mnie obrażać niemal wszystkim, ale nie przezwiskami, które obrażają kobiecą godność. 

-... dziwko - zacisnęłam mocno zęby, musiałam jak na razie przełknąć moją dumę. - I co? Co mi zrobisz? Naplujesz na mnie? Śmiało, możesz pluć do woli, kiedy będę cię pieprzył.

Szatyn ponownie się do mnie zbliżył, ale tym razem o wiele szybciej i pewniej. Teraz była moja okazja. Zebrałam w sobie wszystkie siły i uniosłam nogę, przez co uderzyłam go prosto w jego sprzęt. Usłyszałam gwałtownie nabieranie powietrza, a potem huk upadającego ciała. Brzetysław trzymał ręce na swoim przyrodzeniu i klęczał przede mną. 

- A nie mówiłam - uśmiechnęłam się, jak to miałam w zwyczaju.

Zanim mężczyzna się ogarnął, udało mi się podnieść. Gorsza sprawa, że miałam związane ręce, ale w końcu nie bez powodu mam nogi. Drzwi były zamknięte, więc związana nie miałam możliwości ich otworzyć. Patrzyłam jak mężczyzna się unosi, a w jego oczach widziałam czyste zło.

Wyciągnął nóż z buta i zaczął się nim bawić w palcach, dając mi pokaz swoich umiejętności. Na pewno nim nie rzuci. Mogłabym go wykorzystać do uwolnienia się. Pewnie będzie chciał walczyć. Ale same nogi na faceta, który ma nóż!? Przecież nie miałam szans.

Ale co miałam zrobić? Ja się nie poddaję tak łatwo. O nie!

Rzucił się na mnie z nożem w górze. Nie uszło mojej uwadze, że trzymał go poprawnie, więc znał się na rzeczy. Uważnie przyglądałam się każdemu jego ruchowi, więc kiedy nóż ruszył w moją stronę, odskoczyłam na bok. Udało mi się ominąć ostrze, ale on nie czekał. Rzucił się na mnie. Podniosłam nogę do góry, aby zadać mu uderzenie odpychające. Udało mi się, ale Brzetysław zanim poleciał do tyłu, zdążył przeciąć mi skórę na udzie. Poczułam piekącą ranę, z której pomału sączyła się krew. Musiałam mocno zagryźć wargę, aby nie krzyknąć z bólu.

Król wampirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz