Rozdział 6 - Wyjazd

37.9K 2.1K 617
                                    


*** Bridget

Siedziałam w szafie. Nie minęło nawet półgodziny, a ja już miałam dość. Chciałam już wyjść, gdy usłyszałam czyjeś kroki. Nie przypominały kroków taty czy mamy. Te były inne, specyficzne. Takie... pewne i władcze, a zarazem lekkie. Przeszedł mnie dreszcz. To znaczyło tylko jedno. Przykryłam usta dłonią, aby nie było słychać, jak oddycham.

Wszedł do pokoju. Jakaś silna cząstka mnie krzyczała, żebym wyszła i rzuciła się w jego ramiona, ale nie posłuchałam jej. Tu nie chodziło o serce, a o rozum i morale społeczne. Zatrzymał się na środku i chyba rozglądał na wszystkie strony. Podszedł do łóżka, potem do łazienki i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą. Udało mi się! Nie mogłam uwierzyć w to, że mi się udało. Byłam szczęśliwa jak nigdy. Dziękowałam Bogu, że nie mam zapachu, bo byłoby po mnie.

Jeszcze chwilę poczekałam, a potem cicho wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się na środku korytarza, gdy usłyszałam głosy na dole.

- Cóż, pójdę już, ale wrócę - ten głos. Władczy i zimny. A równocześnie doprowadzający mnie do gorączki.

Wyszedł. Nie było go w domu! Jeszcze chwilę poczekałam, a następnie zbiegłam za schodów. Spojrzałam na rodziców, którzy sami nie wiedzieli, co powiedzieć. Patrzyliśmy na siebie i nikt się nie odezwał. Byłam rozdarta. Nie wiedziałam, co mam robić, co powiedzieć.

- Wyjeżdżam - powiedziałam krótko. To była spontaniczna decyzja, ale najlepsza w tej chwili.

Spojrzeli po sobie, ale nie zaprzeczyli, ani nie poparli mojej decyzji. Nie było na co czekać. Musiałam iść się pakować i wyjechać na koniec świata. Najlepiej na jakąś Grenlandię czy coś w ten deseń.

- O tak, wyjeżdżasz. Ale ze mną.

Zesztywniałam. Szeptał mi do ucha, ale poczułam, jakby krzyczał. Wykiwał mnie! Chwilę później po pomieszczeniu rozniósł się mój krzyk, gdy mnie podnosił. Przerzucił mnie sobie przez ramie, w dodatku jakbym nic nie ważyła. Szamotałam się, wyrywałam, krzyczałam. Nic. Gość był jak z kamienia - nic go nie ruszało.

Spojrzałam na moich rodziców. Tata chciał interweniować, ale zatrzymała go mama.

- Zostaw. To jego mate. Musi iść - powiedziała cicho, ale w jej głosie słyszałam smutek i żal.

Nie przestałam się szarpać. W tej chwili w głowie miałam jeden wielki mętlik. Jego zapach otumaniał mnie. Nie mogłam się na niczym skupić. Pachniał drzewem sandałowym i miętą. Zrobiło mi się gorąco. Byłam na siebie zła, że nie potrafiłam uratować się z tak prostej sprawy.

Słyszałam warczenie i wycie wilków, ale żaden się nie zbliżył. Dostały rozkazy, aby go zostawić, na pewno. Walczyłyby o mnie. Otworzył drzwi samochodu i wrzucił mnie na tylne siedzenie. Sam usiadł obok mnie. Z przodu miejsca były już zajęte.

- Jedziemy - powiedział po prostu, samochód odpalił.

- Jak mogłeś! To uprowadzenie, debilu!  - wrzasnęłam jak opętana. Spojrzał na mnie łaskawie.

- Uspokój się. Odzywając się tak do mnie, do niczego nie dojdziesz.

Prychnęłam pod nosem. Chce się bawić? Proszę bardzo. Ja jestem bardzo chętna.

- Z tobą na pewno nie dojdę - mężczyźni z przodu parsknęli śmiechem, co wywołało na moich ustach uśmieszek tryumfu.

- Bridget, ty chyba nie wiesz, kim ja jestem - oznajmił, przybliżając się do mnie. W jego oczach było coś niebezpiecznego, a wyraz twarzy pozostawał zimny i obojętny.

Król wampirówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz