*** Bridget
Siedziałam w szafie. Nie minęło nawet półgodziny, a ja już miałam dość. Chciałam już wyjść, gdy usłyszałam czyjeś kroki. Nie przypominały kroków taty czy mamy. Te były inne, specyficzne. Takie... pewne i władcze, a zarazem lekkie. Przeszedł mnie dreszcz. To znaczyło tylko jedno. Przykryłam usta dłonią, aby nie było słychać, jak oddycham.
Wszedł do pokoju. Jakaś silna cząstka mnie krzyczała, żebym wyszła i rzuciła się w jego ramiona, ale nie posłuchałam jej. Tu nie chodziło o serce, a o rozum i morale społeczne. Zatrzymał się na środku i chyba rozglądał na wszystkie strony. Podszedł do łóżka, potem do łazienki i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą. Udało mi się! Nie mogłam uwierzyć w to, że mi się udało. Byłam szczęśliwa jak nigdy. Dziękowałam Bogu, że nie mam zapachu, bo byłoby po mnie.
Jeszcze chwilę poczekałam, a potem cicho wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się na środku korytarza, gdy usłyszałam głosy na dole.
- Cóż, pójdę już, ale wrócę - ten głos. Władczy i zimny. A równocześnie doprowadzający mnie do gorączki.
Wyszedł. Nie było go w domu! Jeszcze chwilę poczekałam, a następnie zbiegłam za schodów. Spojrzałam na rodziców, którzy sami nie wiedzieli, co powiedzieć. Patrzyliśmy na siebie i nikt się nie odezwał. Byłam rozdarta. Nie wiedziałam, co mam robić, co powiedzieć.
- Wyjeżdżam - powiedziałam krótko. To była spontaniczna decyzja, ale najlepsza w tej chwili.
Spojrzeli po sobie, ale nie zaprzeczyli, ani nie poparli mojej decyzji. Nie było na co czekać. Musiałam iść się pakować i wyjechać na koniec świata. Najlepiej na jakąś Grenlandię czy coś w ten deseń.
- O tak, wyjeżdżasz. Ale ze mną.
Zesztywniałam. Szeptał mi do ucha, ale poczułam, jakby krzyczał. Wykiwał mnie! Chwilę później po pomieszczeniu rozniósł się mój krzyk, gdy mnie podnosił. Przerzucił mnie sobie przez ramie, w dodatku jakbym nic nie ważyła. Szamotałam się, wyrywałam, krzyczałam. Nic. Gość był jak z kamienia - nic go nie ruszało.
Spojrzałam na moich rodziców. Tata chciał interweniować, ale zatrzymała go mama.
- Zostaw. To jego mate. Musi iść - powiedziała cicho, ale w jej głosie słyszałam smutek i żal.
Nie przestałam się szarpać. W tej chwili w głowie miałam jeden wielki mętlik. Jego zapach otumaniał mnie. Nie mogłam się na niczym skupić. Pachniał drzewem sandałowym i miętą. Zrobiło mi się gorąco. Byłam na siebie zła, że nie potrafiłam uratować się z tak prostej sprawy.
Słyszałam warczenie i wycie wilków, ale żaden się nie zbliżył. Dostały rozkazy, aby go zostawić, na pewno. Walczyłyby o mnie. Otworzył drzwi samochodu i wrzucił mnie na tylne siedzenie. Sam usiadł obok mnie. Z przodu miejsca były już zajęte.
- Jedziemy - powiedział po prostu, samochód odpalił.
- Jak mogłeś! To uprowadzenie, debilu! - wrzasnęłam jak opętana. Spojrzał na mnie łaskawie.
- Uspokój się. Odzywając się tak do mnie, do niczego nie dojdziesz.
Prychnęłam pod nosem. Chce się bawić? Proszę bardzo. Ja jestem bardzo chętna.
- Z tobą na pewno nie dojdę - mężczyźni z przodu parsknęli śmiechem, co wywołało na moich ustach uśmieszek tryumfu.
- Bridget, ty chyba nie wiesz, kim ja jestem - oznajmił, przybliżając się do mnie. W jego oczach było coś niebezpiecznego, a wyraz twarzy pozostawał zimny i obojętny.
CZYTASZ
Król wampirów
VampireOna - córka Richarda i Carmen. 18-latka ciesząca się z życia. Jeszcze się nie przemieniła, ale wszyscy przeczuwają, że będzie wilkołakiem Alfa. Inna, niż wszystkie inne, otoczona jasnością. On - jest kimś o wiele silniejszym niż Richard, S...