Ziarno

4 0 0
                                    

Dzień pierwszy spędzamy na bliższym poznawaniu się, pozbawionym całkowicie jakichkolwiek zbliżeń cielesnych. Nie chcemy być zwierzętami. Nie kiedy mamy dla siebie tak mało czasu. Zamiast tego wolimy spędzać swoje chwile na przyjemnych obiadach podczas, których staram się być jak najbardziej użyteczny. Żartujemy, rozmawiamy oraz tańczymy. Pierwszy raz od dłuższego czasu czuję, że żyję. Chociaż te dwa dni spędziłem, czując że gdzieś przynależę. Że ktoś chcę żebym był w tym samym pokoju co on, a nie na scenie przed nim. Nareszcie mam dom inny niż ciemne ściany wzniesione we własnej głowie. Najchętniej nie ruszałbym się z miejsca od ciepłego kominka.

- Miałaś mi powiedzieć coś o sobie. - Przypominam Morfelii podczas kolacji, na którą zrobiliśmy spaghetti z mięsa wołowego.

- Ano miałam. - Przypomina sobie, nalewając sobie powietrznego wina. - Ale jakoś nie przypominałeś, to nie chciałam sama zaczynać.

Biorę łyk ze swojej lampki.

- To teraz możesz opowiedzieć.

- Na świat przyniósł mnie bocian. Byłam obwiązana starymi gazetami z roku 1987, których nigdy w życiu nie przeczytałam, chociaż mam je wszystkie zasuszone na półce. - Wzdycha powoli, wciąż patrząc się na mnie i trzymając w ręce lampkę wina. - Pierwsze lata spędziłam wśród ptaków, które mi mówiły, że wyrosnę na pięknego motyla.

- No i wyrosłaś.

- Dziękuję, Ikarusiu.

Wznosimy toast i pijemy do dna.

- Nie podobało mi się to co chcieli ze mną zrobić, więc od nich uciekłam.

- Rozbijając przy tym szybę?

- Owszem. - Uśmiecha się do mnie. - Potem się szwędałam po świecie, aż nie wykułam sobie osobowości i nie wzniosłam tutaj domku.

- Twoja opowieść nie różniła się za bardzo od mojej. - Mówię z nieukrywaną ironią.

- A czyja się różni? - Pyta mnie. - Tak naprawdę wszystkie są takie same, chociaż różnią się szczegółami. Lecz to wcale nie znaczy, że są to opowieści nudne.

- Toast za nudne opowieści!

Wznosimy goi pijemy do dna.

Im dłużej z nią jestem, tym bardziej zaczynam przypominać swoje odbicie w jej oczach. Kiedy najpierw się o tym dowiaduję, panikuję i zamieniam się w jadowitego węża, lecz z czasem oswajam się z myślą, że tracę swój własny pomysł na siebie. W końcu to wcale nie był dobry pomysł.

Za to kiedy jestem jej staję się ładniejszy. I bardziej poukładany.

Podoba mi się to.

Resztę dnia spędzamy na czytaniu książek, które ona zebrała przez swój czas na ziemi. Na początku czuję ukłucie zawiści, kiedy zdaję sobie sprawę, że słowa na stronicach są o wiele lepiej napisane od tych, które ja wylałem niekompetentni na papier. Zaczynam smutnieć.

Morfelia chwyta mnie za rękę.

- Co się martwisz. - Składa na mym policzku pocałunek. - Jeszcze napiszesz lepsze.

- W sumie. W końcu mam czas, żeby to zrobić.

Biorę pierwszą lepszą kupę kartek i zaczynam skrobać na niej, tym razem czarnym atramentem. Nie ma co cierpieć dla sztuki, bo do podpisania filozofii pod samookaleczenie nie potrzeba ani kropelki talentu, a ja przecież chcę sobie udowodnić, że mam go całe morze! Dlatego otwieram pierwszą stronę, zbliżam do niej błękitne pióro i na spokojnie zaczynam pisać. Idzie mi to o wiele lepiej niż za pierwszym razem. Cały proces nie jest taki bolesny. Nawet pokusiłbym się przyznać, że jest on całkiem przyjemny. Mogę oddychać normalnym tlenem, zapach papieru mnie nie uzależnia, a jedynie dopełnia swą wonią nudne powietrze. Tak jak powinno być od początku.

Sól w KlepsydrzeМесто, где живут истории. Откройте их для себя