Przedstawienie dla Ptaków

12 0 0
                                    


- Zapraszam! Zapraszam! - Wydziera się Gospodarz. - Panie i Panowie, proszę! Wejdźcie. Zaraz podadzą do stołów, zaraz rozsunie się kurtyna. Och, jest na co czekać! A ja zaraz do was dołączę, tylko muszę jeszcze załatwić kilka rzeczy. Już, już. Proszę, rozsiądźcie się wszyscy i czujcie się jak u siebie w domu.

Odprowadzam wzrokiem Pana Pawia do kuchni, gdzie najwyraźniej potrzebna jest jego pomoc. I nie ma się co dziwić, wystarczy rzucić okiem na salę, która aż pęka w szwach od różnokolorowych kul pierza, udających ptaki. Ptasia tłuszcza rozsiadła się gdzie tylko mogła. Na krzesłach (co jak najbardziej może ujść za cywilizowane, w końcu po to one są), ale też na stołach, między tackami udekorowanymi cienkimi plasterkami szynki wieprzowej, dziurawym serem, śmierdzącym na kilometr czy roladkami wołowymi polanymi słodkawym sosem o kolorze osocza. Z oczywistych powodów na żadnym talerzu nie gości ani kawałeczek drobiu. Żeby tylko stoły zajęli, ale nie. Swoimi kurzymi łapskami wbili się w lśniące drewniane poręcze, odgradzające od przepaści krawędzie marmurowych schodów, ramiona śnieżnobiałych popiersi upadłych, antycznych bogów czy sławnych poetów, filozofów. Dawniej przed nimi klękano, a teraz robią za gloryfikowane siedzenia. Zabawne.

Nawet kryształowy żyrandol nie uchronił się przed brudnymi kuprami gości. Kiedy wchodziłem do pokoju gościnnego, wyglądał on na bogato zdobione pomieszczenie, którego konstrukcje musiał zlecił jakiś majętny szlachcic, bądź baron, bo oprócz jednej ściany, pod którą najwyraźniej w pomyłce robotnicy musieli zamontować teatralną scenę w miejsce kominka, cały budynek wyglądał jak wyrwany z malunku przedstawiającego szlachecki dworek. Lecz gdy teraz oglądam go, to coraz bardziej przypomina on obsrany kurnik, a to wszystko za sprawą nieokrzesanych gości. Ech, muszę uważnie patrzeć pod nogi, żeby przypadkiem nie wdepnąć w białe, ptasie gówno, którymi usłano całą podłogą. Do tego przeraźliwie tu śmierdzi. Ptasim gównem oczywiście. Tylko z czystej grzeczności nie zatykam nosa.

- I jak, podoba się? - Pyta nagle Sroka. Byłem tak pochłonięty odrazą do tłumu, że zapomniałem, iż siedzi mi na ramieniu.

- Tak. Tak, oczywiście. Dlaczego miałoby mi się nie podobać... - Wyrywam się na chwilę z bagna własnych myśli, tylko po to, żeby zbyć ją byle potaknięciem.

- Na pewno?

Na Boga, odczep się ode mnie. Udzieliłem ci już odpowiedzi.

- Tak. - Staram się włożyć w odpowiedź tyle emocji, tyle autentyczności na ile tylko mnie stać. Może wygrzebię z kieszeni jakieś pięć złotych, co? - Co cię znowu niepokoi?

Moja ptasia towarzyszka milczy przez chwilę, a ja staram się wymacać otwór na monetę w moim dozowniku aktorstwa. Ciężko to robić, kiedy muszę utrzymywać z kimś kontakt wzrokowy.

- Słowem mnie okłamiesz, ale oczy nie kłamią, Gąsienico. - Mówi, wbijając we mnie ślepia spod groźnie zmarszczonych brwi.

Cholera. Chyba pomyliłem pięciozłotówkę z pięćdziesięciogroszówką.

Nie wróży mi to dobrej kariery aktorskiej, a coś czuję, że jeśli nie chcę dzisiaj zostać rozdziobanym przez kruki (bądź inne ptactwo), to będzie mi dane założyć jeszcze niejedną maskę i zagrać niejedną rolę. Ale nie ma co się przejmować tym, że na pierwszej próbie nie wyszło.

- O co ci chodzi? - Kołnierz mnie gniecie. A po plecach spływa pojedyncza kropelka zimnego potu. Zaraz po niej dreszczowe skolopendry. Rozpinam guzik zaraz przy szyi i spragniony powietrza biorę głęboki wdech przez otwarte na oścież usta. Wolę wyglądać jak kretyn niż wdychać opary z ptasich odchodów. - Powiesz wreszcie o co ci chodzi?!

Sól w KlepsydrzeOnde histórias criam vida. Descubra agora