*12*

2.9K 257 31
                                    


Zayn


Słońce zaczęło chować się powoli za horyzontem. Dziś było chłodno, zbierało się na deszcz. Szedłem przez park, chowając dłonie w kieszeniach kurtki. Musiałem pozbierać myśli. Mijając drewnianą ławkę, usiadłem na niej, nerwowo tupiąc nogą. Dziś chciałem mu powiedzieć. Wyznać Niallowi prawdę na temat mojego szczeniackiego zachowania sprzed kilkunastu miesięcy. Blondyn myśli, że po prostu byłem znudzony towarzystwem jego i chłopaków, że się mi znudzili, co było nieprawdą. Z nikim się lepiej nie dogadywałem niż z tą trójką. Nie wiedziałem jak zacząć  taką rozmowę. W głowie miałem mętlik. Od kilku dni przekładam tą rozmowę, ale nie można uciekać z tym w nieskończoność. Może mnie znienawidzi, ale sądzę, że bardziej się już nie da. Chcę mieć już to z głowy. W najgorszym przypadku czeka nas dwumiesięczne mieszkanie ignorując się nawzajem.

- Zayn? - usłyszałem znajomy głos.

Podniosłem znudzone spojrzenie na postać przede mną. Naprzeciwko stał Luke. Miał kaptur na głowie, poznałem go gównie po głosie.

- Czego chcesz? - spytałem, gdy wciąż się nie odezwał.

- Nie odbierasz telefonów, ignorujesz wiadomości... To cud, że cię w ogóle spotkałem.

- Do rzeczy, spieszy mi się - mruknąłem.

- Matt powiedział mi o wypadku. - powiedział siadając obok mnie.

Wyciągnął nogi, krzyżując je przed sobą. Z kieszeni wyjął paczkę Marlboro i zapalniczkę. Zaproponował mi, ale odmówiłem. Wzruszył ramionami, odpalając jednego a resztę z powrotem schował.

- Podobno to był twój znajomy - kontynuował - Przeżył?  - zapytał unosząc jedną brew w górę.

- Ma się dobrze, o ile można tak powiedzieć - odparłem - Ale nie przylazłeś tu, aby rozmawiać o tym, mam rację?

- Policja dopadła Matt'a - dodał  - Stracił prawko, ale oprócz tego znaleźli przy nim narkotyki. Podkablował na nas, że handlujemy.

- Bzdury, dawno z tym skończyłem i dobrze o tym wiesz. - zaprzeczyłem.

Kilka razy sprzedałem towar jakimś gówniarzom, ale to było tylko jednorazowe. Nie bawię się w takie rzeczy.

- Matt to tchórz, zrobi wszystko, aby wina spadła na wszystkich. Mści się. - wyjaśnił.

- Za co? - spytałem - Nie ma żadnego powodu.

- Ma - zaśmiał się chłopak - Myślisz, że dlaczego zawsze wszędzie za tobą łaził? Ślepy by zauważył. - parsknął śmiechem. - Podobałeś mu się, na litość boska. Matt jest pedałem.

Spojrzałem na niego wytrzeszczonymi oczyma. Nigdy bym na to nie wpadł. Fakt, od zawsze plątał się przy mnie, ale nie uważałem to za nic szczególnego.

- Ale ty masz Neil'a, prawda? - zapytał, wypuszczając dym z zaciągniętego papierosa.

- Nialla - poprawiłem go. - Ale on jeszcze o tym nie wie - wymamrotałem cicho pod nosem, tak, że chłopak nawet nie usłyszał.

- Niech tam będzie. - podniósł się z miejsca - I nie musisz się martwić, Matt nic na nas nie ma. Sam wpadł w gówno po uszy i się z tego nie wywinie.  - zapewnił - Zajmę się tym, a ty mógłbyś od czasu do czasu odebrać telefon od swojego przyjaciela.

- Dzięki Luke - uśmiechnąłem się lekko - Popełniam ostatnio same błędy i podejmuję złe wybory. Muszę się ze wszystkim uporać. Wszystko odkręcić.

- Tylko zostaw w tym wszystkim dla mnie miejsce wśród swoich przyjaciół - powtórzył, odchodząc wgłąb parku.

- Na pewno - powiedziałem spoglądając w niebo.

Zaczął padać deszcz. Na początku pojedyncze krople, z czasem przybywało ich  coraz więcej. Podniosłem się z miejsca i zacząłem kierować się w przeciwną stronę od swojego domu. Miałem coś jeszcze do załatwienia.


***********&&&************


Niall

Od czasu, kiedy Zayn wyszedł rozmawialiśmy głównie o minionych tygodniach. Dzięki chłopakom byłem mniej więcej w temacie, jeśli chodzi o życie i sprawy szkolne. Nasza drużyna koszykarska po raz kolejny z rzędu wygrała finały. Nie było to żadnym zaskoczeniem. W połowie rozmowy, przełączyliśmy na kanał sportowy, czekając na rozpoczęcie się meczu. Gdy w końcu odśpiewano hymn, zawodnicy zaczęli grę. Louis nadzwyczaj żywo komentował ich grę. Od czasu do czasu skakał i krzyczał jak szalony. Najgłośniej było, gdy drużyna, której kibicowaliśmy zdobyła gola. Byłem niemal pewien, że sąsiedzi Zayna słyszeli nas u siebie w domu. Dochodziła już dwudziesta druga, a Malika wciąż nie było widać. Jeszcze nie wrócił. Spojrzałem na komórkę, czy czasem do mnie nie dzwonił. Nie miałem żadnych połączeń czy wiadomości. W pół do jedenastej wszedł do mieszkania. Był cały przemoczony. Krople wody spływały po jego szczęce i nosie. Ubrania całkiem nadawały się do wysuszenia.

- Już jestem - zakomunikował, pojawiając się w salonie.

Moją uwagę przykuł pokrowiec na gitarę, który trzymał w ręce. Odstawił czarną torbę ostrożnie opierając ją o stolik przed kanapą.

- To my już będziemy spadać, trzymaj się Ni - powiedzieli na raz Lou i Hazza i zaraz potem opuścili mieszkanie.

Spojrzałem teraz na Zayna, który przyglądał mi się zamyślony. Wydawał się nieobecny.

- Gdzie byłeś? - zapytałem, zwracając na siebie jego uwagę.

- Poszedłem się przejść na spacer- wyjaśnił - Przyniosłem twoją gitarę.

- Jaki spacer trwa ponad dwie godziny? - zapytałem nie dowierzając.

- Nie wiem... długi? - zapytał podnosząc jedną brew do góry.

- Po co mi gitara, skoro mam rękę w gipsie? - zadałem kolejne pytanie.

- Pomyślałem, że chciałbyś ją mieć - westchnął - Niedługo ściągną ci gips i mógłbyś powrócić do grania. Pójdę się szybko przebrać. Zrobię nam kolację.

Chłopak odwrócił się na pięcie i poszedł do swojej sypialni, znikając za drzwiami. Był jakiś dziwny, zamyślony. Nie wiedziałem co wywołało w nim taką zmianę. To jego sprawa - pomyślałem wyłączając telewizor i chwytając gitarę. Wypakowałem ją z futerału i położyłem na swoich kolanach. Dawno nie grałem.

Na Zawsze ~ Ziall ✔️Where stories live. Discover now