*05*

3.1K 307 9
                                    


Na początku chciałabym podziękować wam wszystkim za gwiazdki i komentarze. W końcu widać, że ktoś to w ogóle czyta. Bardzo wam dziękuję! <3 .

Rozdziały będą pojawiać się codziennie (mam już kilka napisanych  rozdziałów dalej ^^ ). Chętnie przeczytam wasze komentarze i opinię na temat tego ff.

Do jutra! (Tak, również cieszę się z poniedziałku co wy XD ).


^^^^^^^^^^^^^^*******^^^^^^^^^^^^^


Zayn


- Czy znajduje się ktoś z jego rodziny? - zapytał mężczyzna, poprawiając swoje okulary.

- Nie, ale proszę mi powiedzieć co z Niallem - poprosiłem.

Od kilkunastu minut znajdowałem się na korytarzu. To wszystko była moja wina. Powinienem powstrzymać Matta przed jazdą po pijaku. Sam też z resztą nie byłem trzeźwy. Przez ten czas w mojej głowie tworzyły się najczarniejsze scenariusze.

- Jego stan jest poważny. Nie wiemy jeszcze czy ma władzę w kończynach.  Ma liczne złamania... Robimy wszystko co w naszej mocy, aby przeżył. Miał zbyt poważne obrażenia. Wprowadziliśmy go w stan śpiączki farmakologicznej, by nie cierpiał. Organizm szybciej podejmie walkę i się zregeneruje. Pozostaje nam tylko czekać i wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Pierwsza doba jest kluczowa - skończył mówić.

Dla mnie to wszystko nie miało sensu. Niall prawdopodobnie nie będzie chodzić ani ruszać rękami. Jest w śpiączce, by nie cierpiał... Złapałem się za głowę, ciągnąc za włosy. To wszystko nie może być prawdą! To tylko zły sen...

Popatrzyłem na lekarza. Miałem tak wiele pytań. Teraz najważniejsze było życie Nialla.

- Czy ja mogę do niego wejść? - zapytałem po dłuższej chwili, jaka między nami zapadła.

- To niemożliwe. - odrzekł - Jego stan wciąż nie jest stabilny...

- Rozumiem - powiedziałem zsuwając się po ścinie na krzesło - Proszę, róbcie co tylko się da. Proszę... - ostatnie słowo powiedziałem niemal niesłyszalnie.

Oparłem łokcie na kolanach, chowając twarz w dłoniach. Gdy zamknąłem oczy znów ujrzałem niebieskie tęczówki blondyna. Przypomniały mi o wydarzeniu przez które się tu znalazł. Tak bardzo chciałem znaleźć się na jego miejscu. To był wypadek, nie powinno się to wydarzyć.

Na korytarzu nie było ani jednej osoby. W oddali słychać było tylko pracujące aparatury i kroki lekarzy. Przede mną wisiał zegar, który miarowo odmierzał kolejne minuty. Była druga w nocy. Gdy usłyszałem głośniejsze kroki, które zdradzały, że ktoś się zbliża, podniosłem się z miejsca. Widząc znajome twarze, po raz kolejny łzy pociekły mi po policzkach. Co ja im powiem? Że przeze mnie Niall może umrzeć?

- Co z nim? - pierwszy odezwał się Harry, próbując zapanować nad emocjami.

- Żyje, lekarze cały czas go obserwują, jest w śpiączce. Pierwsza doba jest najważniejsza - powiedziałem, przypominając sobie słowa lekarza.

- Jak to się stało? - tym razem głos zabrał Louis, nerwowo zaciskając pięści.

- Wracałem samochodem z... Mattem ze sklepu, kiedy w coś.. kogoś uderzyliśmy. Nie wiedziałem! Cholera, to był Niall! - powiedziałem, podnosząc głos, czując, że zaczynam się trząść.

- Ty idioto! - Tommo rzucił się na mnie, przywalając z pięści w twarz.

Zatoczyłem się do tyłu, upadając na krzesła, robiąc przy tym niemały huk.

- Lou - Styles uspokoił niższego, odciągając go na bok by ochłonął - To już się zdarzyło. Nie pomożemy w ten sposób Niallowi.

- Ale on... - zaczął.

- Wiem - przerwał mu Harry w pół zdania, mocno go obejmując - Na pewno wszystko się ułoży, Ni jest silny - zapewnił go, lekko  kołysząc  w ramionach.

Podniosłem się z krzeseł chcąc coś powiedzieć. Jedno zimne spojrzenie Stylesa mówiło za siebie. Zrezygnowałem z mówienia czegokolwiek. Chłopaki usiedli kilka metrów dalej. Co chwila o czymś mówili. Lekarz miał nas informować o jakichkolwiek zmianach. Przez kolejne dwie godziny nic się nie działo. Pielęgniarki chciały, abyśmy wrócili do domów, że nie  ma potrzeby siedzenia tutaj. W razie potrzeby zadzwonią. Żaden z nas nie przystał na to. Co jakiś czas wstawałem, aby przejść się po korytarzu. Głowa zaczęła mi pękać, ale zignorowałem to. Spojrzałem po raz kolejny w stronę chłopaków. Lou opierał się o ramię Harry'ego, lekko przysypiając.

W pół do piątej na oddziale coś zaczęło się dziać. Słychać było czyjś głos i odgłosy kroków. Lekarze biegli w stronę jednej z sal. Poderwałem się z miejsca podchodząc do dużych, szklanych drzwi, które były zamknięte. Nie mogłem się tam dostać. Przyglądałem się całemu zajściu z daleka.

- To nie może być Niall - usłyszałem obok siebie głos kręconowłosego - On walczy do końca.

- Harry... - zacząłem, ale on mnie zignorował.

Dopiero pod dotykiem Louisa, nieco się uspokoił. Przytulił się do chłopaka i pozwolił łzą płynąć. Wszystkie tłumione emocje zaczęły wydostawać się na zewnątrz. Poczułem coś mokrego na policzku. Nie zauważyłem, kiedy i ja zacząłem płakać. Zacisnąłem pięści i uderzyłem w ścianę obok mnie, raniąc sobie dłoń. Wpatrywałem się tępo w otarcia i zbierającej się krwi. Należało mi się. Za to, że odwróciłem się od Nialla, że go ignorowałem. Za to, że nie było mnie przy nim. Za każde raniące go słowa. Za złamanie naszej obietnicy. 

Na Zawsze ~ Ziall ✔️Where stories live. Discover now