3. Samotność to zołza

Start from the beginning
                                    

– Wcale nie chciałabym cię wytępić. Jesteś moim tatą, wychowałeś mnie, obdarowałeś miłością, ciepłem rodzica. Kocham cię i nie pozwolę, aby stała ci się krzywda, więc nie bredź o wytępianiu cię.

– Candido...

– Nie, powiedziałam: koniec. Dziękuję za ten plecak, wezmę go ze sobą, ale wiesz, że nie musiałeś? – pyta, dotykając moich ramion. Uśmiecham się złośliwie i posyłam jej całusa.

– Musiałem. No dobra, dosyć tych czułości. Idź się wyśpij, w końcu jesteś człowiekiem.

– A ty Diabłem, dlatego ogarnij się, bo wyglądasz z tym zarostem jak menel – mówi moja córka i chichocząc opuszcza sypialnię.

Sprawdzam w lustrze jej przypuszczenia i marszczę czoło. Może nie wyglądam tak bosko jak zawsze, ale nigdy nie powiedziałbym, że przypominam menela. Bardziej żula spod lasu. Okej... wyglądam koszmarnie i muszę choć na chwilę przestać ślęczeć przy łóżku Aurory. Czas wziąć się za siebie. Przecież Candida w życiu nie da się podwieźć na lotnisko, jeśli nie zrobię porządku ze swoją twarzą, która nieco zarosła, podczas tych dni... tych okrutnych dni udręki i męczarni.

Biorę głośny wdech i wchodzę pod prysznic, oczyszczając swoją skórę z brudu i kurzu, który na mnie zaległ. Teleportacja wymaga ode mnie zużycia nakładu energii, więc również powinienem położyć się i trochę odpocząć, ale jak mogę odpoczywać przy takich okolicznościach? Moja córka wyjeżdża, Aurora nie żyje, a ja spędzam czas sam ze sobą i nawet nie wspominam o panienkach, alkoholu i dragach. Och, mam w swoim życiorysie niezły bagaż przeżyć. Byłem już adwokatem, pracownikiem CSI w Waszyngtonie, agentem FBI w Las Vegas, lekarzem w szpitalu w Polsce i przyznam, że jakoś nie zwracali uwagi na moje mocno sfałszowane CV. Nie sprawdzali nawet Uniwersytetu, który był moim głupim wymysłem. Przyznam, że tamtejsza krew bardzo spodobała się moim znajomym-wampirom.
 Urzędowałem, jako księgowy i finansista. Byłem dealerem i przemytnikiem, a także barmanem w klubie w Vegas. Mógłbym wymieniać w nieskończoność. Za każdym razem byłem kimś innym. Tu nazywałem się Tony Stark, tu byłem Batmanem, tam gdzieś Iron-Manem. Wszyscy lubili moje ksywki albo śmiali się, że nazywam się jak ich ulubiony bohater, a potem z radością zatrudniali mnie do swojego biznesu. Jak to mówią: ma się te wtyki.

Wprawdzie mógłbym odwiedzić kilka kolegów z Ameryki, ale na razie nie śpieszy mi się, by zostawiać tutaj Aurorę. Mam w głębi siebie taką cichą nadzieję, że jeszcze wszystko się ułoży, że jakoś uda mi się sprowadzić ją na ziemię i będzie żywa. Mam tę nadzieję i ona wcale nie wygasa, choć powoduje, że czuję się bardziej samotny, myśląc wyłącznie o tym, czy wróci do tego świata, czy zostanie tam na wieki. Boję się wyobrażeń, jak to będzie kiedyś bez niej. Wtedy chciałbym wrócić do Piekła i nigdy stamtąd nie wychodzić, jedynie wiedzieć, że moja córka ma się dobrze i jest szczęśliwa, choć fakt, że będzie się starzeć, aż w końcu umrze... jest straszny. Będzie staruszką? Będzie miała siwe, wypadające włosy, a jej wnuki będą patrzeć na jej śmierć? Już ja znajdę Kosiarza i udupię gnojka. Niedługo będzie czas na odwiedzenie i kumpli i siedziby Aleka Wersevuwa. Choleryk ukrył się na Rosji i myśli, że tam nie wkroczę! Aż jakże się myli dupek. Wytropię, wyczuję i znajdę. Fajne sobie imię i nazwisko wybrał, ale nadal jest kretynem, który nie wie, co robić, by dobrze się ukrywać. Każdy w Moskwie uważa go za dziwologą, który chodzi po mieście i mówi kto, kiedy umrze. 

Wychodząc spod prysznica, zerkam przez okna, gdzie zauważam spacerującego Ezekiela. Postanawiam się ubrać i wyjść do niego. Potrzebna mi męska rozmowa, a tego faceta uważam za najlepszego przyjaciela, którego miałem w swoim nędznym życiu. W Piekle był najbardziej ambitnym, interesującym, filozoficznym i pracowitym demonem, a tutaj, w Lloret, zdziałał naprawdę wiele. Stał się moim prawdziwym bratem, przyjacielem, na którego zawsze mogę liczyć, choć nieco różnimy się poglądami. On nigdy nie planował zniszczyć ludzi, w porównaniu do mnie na początku, kiedy tępiłem każdego człowieka i miałem ochotę rozrzucić jego mięsem na wszystkie strony świata.

Maska AniołaWhere stories live. Discover now