Przeznaczenie (Merthur)

487 36 8
                                    

A/N: Dzisiaj mamy Merthura, jest to modern AU (czyli dzieje się w naszych czasach) i na dodatek jest to  (chyba) Soulmate au (których nie lubię, ale Wen nie sługa xd) i w sumie to pre-slash :D
I prawdopodobnie ma słabą fabułę więc wybaczcie :D
Enjoy ^^
---------
Były dni, kiedy Arthur naprawdę nienawidził swojej przyrodniej siostry Morgany. Teraz, gdy szedł przez Londyn wśród śnieżnej zamieci właśnie z jej winy, nie umiał żywić do niej ciepłych uczuć. Okazało się, że Morgana postanowiła wbrew jego woli i bez jego wiedzy zapisać go do charytatywnej akcji polegającej na śpiewaniu świątecznych piosenek na Piccadilly Circus. Nie mógł się już wycofać, więc w wyznaczonym dniu ruszył na West End. Gdy doszedł do celu swej podróży, ku swojej radości zauważył, że na Piccadilly Circus stoi niewielka scena osłonięta baldachimem.
- Ty musisz być Arthur! - rzucił mężczyzna w stroju świętego Mikołaja, gdy blondyn zbliżył się do niego. Arthur zmarszczył brwi.
- No tak - przytaknął. - Ale skąd...
- Znam wszystkich "swoich" ludzi, a ty jesteś jedyną nową twarzą, więc doszedłem do wniosku, że to właśnie o tobie mówiła Morgana.
- No tak, to wiele wyjaśnia - Blondyn uśmiechnął się.
- Skoro tak, to idź ustawić się z resztą, koło Merlina. Merlin, pokaż się, żeby nowy wiedział gdzie iść.
Gdzieś na tyłach chórku pojawiło się poruszenie i nagle ktoś pomachał do Arthura. Blondyn niepewnie ruszył w tamtą stronę i stanął obok chłopaka w brązowym płaszczu i z czerwoną chustką na szyi.
- Naprawdę masz na imię Merlin, czy to tylko przezwisko? - zapytał, lustrując chłopaka wzrokiem.
- Naprawdę. Wiesz, moja mama zawsze była zafascynowana legendami arturiańskimi, więc kiedy się dowiedziała, że będzie mnie mieć, uparła się na to imię. Które teraz przynajmniej pasuje do twojego - chłopak uśmiechnął się szeroko i tak zaraźliwie, że Arthur musiał odwzajemnić ów uśmiech. Nie zdążyli porozmawiać dłużej, bo święty Mikołaj wydał komendę, by zacząć śpiewać. Arthur zajrzał do torby i zaklął cicho.
- Zapomniałem tekstów - mruknął do Merlina, który spojrzał na niego pytająco.
- Możemy mieć jeden tekst, ja i tak większość znam na pamięć. Występuję z nimi od trzech lat.
Blondyn uśmiechnął się, jednak nie zdążył podziękować, bo z głośników popłynęła muzyka i oboje musieli zacząć śpiewać.
The child is a king, the carollers sing,
The old is past, there's a new beginning.
Dreams of Santa, dreams of snow,
Fingers numb, faces aglow.

Christmas time, mistletoe and wine
Children singing Christian rhyme
With logs on the fire and gifts on the tree
A time to rejoice in the good that we see.

Pod sceną zebrał się niewielki tłumek, który nagrodził ich występ aplauzem. Arthur, pomimo początkowego niezbyt pozytywnego nastawienia, zaczynał cieszyć się z tej sytuacji. Szybko zaczęli wykonywać kolejną piosenkę. Pomiędzy śpiewaniem Arthur zdążył nawiązać nić porozumienia z Merlinem i czuł się, jakby znał go od zawsze. Co więcej miał dziwne wrażenie, jakby kiedyś się spotkali. Merlin nie zamierzał mu tego mówić, ale on też tak się czuł.
***
Śpiewali przez trochę ponad trzy godziny, za każdym razem dostając oklaski i wiele pozytywnych słów od obcych ludzi. Śnieżna zamieć powoli ustawała gdy wreszcie skończyli ów specyficzny koncert. Arthur zeskoczył ze sceny i już miał zmierzać w stronę domu, gdy nagle coś z tyłu głowy zmusiło go do zmiany zdania.
- Hej, Merlin. Nie chcesz iść na kawę i trochę pogadać? - zapytał szybko drugiego chłopaka. Brunet uniósł brwi ale potem uśmiechnął się i kiwnął głową. W ciszy ruszyli na drugą stronę ulicy gdzie znajdowała się niewielka kawiarenka. Zajęli stolik przy oknie a Arthur poszedł zamówić dla nich kawę. Merlin zsunął kurtkę z ramion i przewiesił ją przez oparcie krzesła. Potem zdjął rękawiczki i wcisnął je do kieszeni kurtki. Zapatrzył się melancholijnie na wirujący za oknem śnieg i ledwo zauważył, że Blondyn wrócił do stolika z dwoma kubkami i usiadł naprzeciwko niego.
- Wszystko gra? Wiesz, nie musisz tu ze mną siedzieć - powiedział niespokojnie. Merlin spojrzał na niego i potrząsnął głową.
- Nie, nie. Zamyśliłem się. Po prostu... To głupie.
- Lubię słuchać głupich rzeczy - Arthur uśmiechnął się.
- Wiesz, mam takie wrażenie, że już się kiedyś poznaliśmy... Jakbyśmy znali się od dawna. Ale to niemożliwe, prawda?
- Wiesz... Też miałem takie wrażenie... - Arthur urwał gdy jego wzrok spoczął na prawej dłoni chłopaka, która zaciśnięta była na kubku.
- Masz tatuaż? - zapytał cicho. - Wiesz, tu na ręce.
- Oh - Merlin potarł kark. - Nie, to znamię. Zawsze je miałem. Ludzie mówią, że wygląda jak połowa korony.
- Wiem, też to zauważyłem - odparł Arthur, a potem podciągnął rękaw koszuli i pokazał chłopakowi, że na jego dłoni znajduje się podobne znamię, bliźniaczo podobne do jego i, co najciekawsze, zdające je doskonale uzupełniać.
- Jakie jest prawdopodobieństwo, że tak po prostu mamy dwie połowy tego samego znamienia? - Merlin uniósł brwi.
- Raczej zerowe. Może to przeznaczenie. Wierzysz w przeznaczenie, Merlinie?
- Kiedyś pewnie odpowiedziałbym,, że nie. Ale teraz... Mam takie przeczucie, że... Jesteśmy dwiema połowami jednej monety.
Arthur uśmiechnął się pod nosem.
- Chciałbym, żebyś miał rację - powiedział.
Siedzieli w kawiarni do czasu, gdy na zewnątrz nie zrobiło się ciemno. Wtedy wymienili się numerami telefonów i każdy ruszył w swoją stronę. Tej nocy jednak żaden z nich nie mógł zasnąć, z powodu dziwnego przeczucia, że prawie minęli się z przeznaczeniem.
-----------
Ugh. Mam wrażenie, że to jest po prostu słabe. Ale cóż, nic lepszego dzisiaj nie wymyślę, więc proszę o zrozumienie, jeśli nie jest zbyt dobre.
Ostatnimi czasy naprawdę nie mam siły ani motywacji do pisania, ale pierwszy raz zmuszam się do regularnego pisania jednego ffa dziennie i nadal nie chcę się poddać :D
Do jutra!

Multifandomowy kalendarz adwentowy 2016Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz