Święta Z Nieznajomym (Saphael)

745 57 2
                                    

A/N: Jest to AU w którym nie ma Świata Cieni, nocnych łowców itp. Wszyscy są zwykłymi ludźmi. A, i załóżmy, że Simon wcale nie był Żydem, bo mi to nie pasowało do koncepcji :D
Saphael jest, ale niejako w domyśle, nic nachalnego. Enjoy! :D
--------
Simon zerkał zza lady na siedzącego przy oknie chłopaka. Ów ciemnowłosy chłopak pił już trzeci kubek gorącej czekolady i nie wyglądał na kogoś, kto miał ochotę wychodzić. Nie żeby Simon się spieszył. Nie miałby problemu z tym, by siedzieć w kawiarni nawet do północy. Były święta ale Lewis i tak nie miał z kim ich spędzić. Wolał siedzieć w pracy i obserwować nielicznych gości kawiarni niż siedzieć samotnie w domu i zastanawiać się nad sensem życia.
Tajemniczy chłopak też nie sprawiał wrażenia kogoś, kto ma z kim spędzić święta. Taka obserwacja zaprowadziła Simona do najprawdopodobniej najgłupszej decyzji w jego dwudziestoletnim życiu. Opuścił swoje stanowisko i podszedł do chłopaka.
- Hej - zaczął. Ciemnowłosy podniósł na niego wzrok i uniósł pytająco brwi.
- Dobra, mogę wyjść na wścibskiego, ale i tak zapytam. Czy to przypadkiem nie jest tak, że nie masz z kim spędzić świąt i zagłuszasz ból istnienia czekoladą?
Chłopak parsknął śmiechem.
- Cóż, wszystko oprócz "bólu istnienia" - uczynił cudzysłów w powietrzu. - Się zgadza. Jestem samotnym człowiekiem, który ma zamiar spędzić święta włócząc się od lokalu do lokalu. Podejrzewam, że za twoim pytaniem stoi chęć pójścia do domu i spędzenia czasu z rodziną, więc będę się już zbierał i nie będę Ci tego utrudniać.
- Nie! - zaprotestował Simon, powodując rozbawienie u chłopaka. - To znaczy... Też nie mam z kim spędzić świąt i nigdzie mi się nie śpieszy. Jeśli chcesz to możesz sobie tu siedzieć nawet do północy. Swoją drogą zabawny zbieg okoliczności, że i ty i ja nie mamy z kim spędzić świąt, nie sądzisz?
Chłopak roześmiał się.
- Zawsze masz taki słowotok czy tylko przy obcych?
Simon spuścił wzrok.
- Niee, tylko przy tych przystojnych... Znaczy nie! To znaczy nie żebyś nie był przystojny ale nie chciałem tego powiedzieć... Eh, czuję się jak idiota.
- Może i idiota, ale przynajmniej uroczy - chłopak wstał i wyciągnął do niego rękę. - Raphael Santiago.
- Simon Lewis - Simon uścisnął jego dłoń i uśmiechnął się. - Miło poznać.
Raphael kiwnął tylko głową. Przez moment między nimi panowała cisza, którą w nagłym przypływie odwagi przerwał Lewis.
- Wiesz, skoro już się znamy, i skoro też nie masz z kim spędzić świąt, to może spędzimy je razem?
- Każdego nieznajomego zapraszasz do domu czy tylko tych przystojnych? - Raphael uniósł brwi z rozbawieniem.
- Będziesz mi teraz to wypominał. Ale pytałem serio.
- Wiesz, trochę instynktu samozachowawczego ci nie zaszkodzi. Zapraszać kogoś, kogo dopiero poznałeś do siebie na święta... mało logiczne.
- Dobrze ci z oczu patrzy - Simon zaśmiał się. - Nie wiem, może samotność rzuca mi się na mózg? Ale zaproszenie nadal aktualne.
Raphael wzruszył ramionami.
- W porządku. Chętnie - powiedział i uśmiechnął się lekko. Simon zamrugał zaskoczony; nie spodziewał się, że Santiago przyjmie zaproszenie.
- W porządku - powiedział powoli. - Świetnie. Więc... Poczekaj na mnie tutaj. Pójdę się przebrać, uzbroję alarm i możemy iść. Okej?
- Okej.
- Czyżby okej miało być naszym zawsze? - zapytał ze śmiechem Simon. Raphael pokręcił głową.
- Jesteś zupełnie niemożliwy - odparł a potem roześmiał się. Simon ruszył na zaplecze, gdzie szybko zmienił roboczy uniform na swój luźny strój, włączył alarm, zgarnął klucze z szafki i wrócił na salę. Raphael stał już przy drzwiach z rękami w kieszeniach i nucił coś pod nosem.
- Możemy iść - rzucił Simon. Santiago kiwnął głową i otworzył drzwi. Lewis pogasił jeszcze światła w całym lokalu i razem z Raphaelem opuścił budynek. Zamknął jeszcze drzwi na klucz a potem wrzucił go do torby. Szli w ciszy, ramię w ramię, marznąc; temperatura była grubo poniżej zera. Na szczęście do mieszkania Simona było niedaleko. Chłopak puścił swojego gościa przodem a potem zamknął za nimi drzwi.
- Rozgość się. Chcesz herbaty?
- Chętnie. Dobrze będzie się trochę rozgrzać.
Simon zdjął kurtkę i ruszył do kuchni. Zdążył wstawić czajnik na gaz gdy zadzwonił jego telefon. Szybko odebrał i przytrzymując telefon ramieniem zaczął szukać kubków i herbaty w kuchennych szafkach.
- Halo?
- Simon? Tu Clary!
- Hej, Clary. Wesołych świąt!
- Tobie też, Simon. Mam prośbę i pytanie zarazem.
- Dawaj.
- Do mojej współlokatorki przyjechał chłopak i są strasznie głośno, a ja chciałam spędzić święta w normalnej atmosferze i... Mogę do ciebie wpaść z Jacem? Wiem, że spędzasz święta sam...
- Niezupełnie sam. Poczekaj chwilę - wtrącił się Simon, a potem odsunął telefon od ucha, wychylił się z kuchni i spojrzał na Raphaela.
- Hej, bardzo byłbyś zły, gdyby było nas więcej?
- Poszedłeś po rozum do głowy i zadzwoniłeś po wsparcie? Jasne, to Twój dom, nie będę Ci mówił, kto może tu przebywać.
- Świetnie. Dzięki - odparł a potem z powrotem przysunął telefon do ucha.
- Jasne, wpadajcie. Co prawda nie jestem sam, ale Raphael nie ma nic przeciwko.
- Dzięki Ci, Simon. Ratujesz nam życie.
- Tak, tak, nie pierwszy raz. Czekamy na was. Zrobić wam herbatę?
- Jasne, dziękuję Ci jeszcze raz.
Simon wsunął telefon do kieszeni spodni i wrócił do kuchni, gdzie woda w czajniku osiągnęła już temperaturę wrzenia. Chłopak zalał herbatę i wyniósł oba kubki na stół w salonie. Obok postawił cukierniczkę i odezwał się do chłopaka.
- Twoja herbata. Ja pójdę zaparzyć jeszcze dwie i zaraz przyjdę.
- Nie śpiesz się, bo się poparzysz - Raphael uniósł kubek do ust i upił łyk. W tej samej chwili ktoś zadzwonił do drzwi.
- Szlag! - dobiegło z kuchni.
- Czyli już się poparzyłeś - skomentował to Santiago. - Otworzyć drzwi czy sam to zrobisz?
- Otwórz, proszę. Ja tu aktualnie cierpię.
Raphael zaśmiał się cicho i ruszył do drzwi. W progu stała ruda dziewczyna i blondwłosy chłopak. Dziewczyna zaskoczona uniosła brwi, ale nim zdążyła coś powiedzieć, Raphael odezwał się.
-Simon prosił, żebym otworzył bo on postanowił się poparzyć. Wchodźcie.
- Czemu mnie to nie dziwi - blondyn wszedł do środka, dziewczyna, po chwili wahania ruszyła jego śladem. Raphael zamknął drzwi i wrócił do salonu.
- Simon, jesteś tu? - zawołała ruda.
- W kuchni! - odkrzyknął chłopak. Po chwili wyłonił się z pomieszczenia i wszedł do salonu.
- Przez chwilę myślałam, że ten chłopak, który otworzył nam drzwi...
- Zrobił mi krzywdę? Clary, czy twoim zdaniem taki ktoś swobodnie siedziałby sobie w moim mieszkaniu? Jesteś przewrażliwiona. A przecież mówiłem Ci jeszcze przez telefon, że nie jestem sam.
- Ciebie też miło widzieć, Simon - Clary przytuliła go mocno. - Wesołych świąt.
Clary jeszcze przez dłuższą chwilę trajkotała radośnie z Simonem. Blondyn w tym czasie podszedł do Raphaela.
- Jestem Jace Herondale - powiedział, wyciągając do niego dłoń.
- Raphael Santiago - chłopak uścisnął mu rękę i uśmiechnął się lekko.
- Więc... Długo się znacie z Simonem?
- Będzie już dobra godzina - odparł Raphael i roześmiał się widząc wyraz twarzy blondyna.
- Proszę, powiedz, że żartujesz i Simon wcale nie jest takim idiotą za którego właśnie uważam.
- Poznałem Raphaela dzisiaj po południu w kawiarni. Wyszło, że oboje nie mamy z kim spędzić świąt, więc pomyślałem, że możemy spędzić je razem - wtrącił się Lewis.
- Mówiłem mu, że potrzeba mu więcej instynktu samozachowawczego - rzucił Raphael. - I tak mi nie uwierzcie, ale jestem normalny. To znaczy nie zamierzam zabić Simona, ani was.
- Masz rację, nie wierzę Ci - Clary spiorunowała go wzrokiem. - Simon, jak ty możesz być taki głupi?!
- Jak ludzie stali w kolejce po rozum, ja poszedłem po komiksy. Daj spokój, Clary, teraz tym bardziej nie muszę się martwić, skoro tu jesteście. Więcej wiary w ludzi, magia świąt, te sprawy.
Ruda westchnęła a potem wyciągnęła rękę do Raphaela.
- Clary Fairchild - rzuciła.
- Raphael Santiago - przedstawił się już po raz trzeci tego dnia chłopak ściskając jej dłoń.
- No dobrze, skoro wszyscy się już znamy, to może napijemy się tej nieszczęsnej herbaty, przez którą nieomal straciłem palec? - powiedział Simon chcąc rozładować atmosferę.
- Może na wszelki wypadek ci z nią pomogę żebyś naprawdę go nie stracił? - odparł Raphael, z trudem wstrzymując śmiech. Potem razem z Simonem ruszył do kuchni.
Jace i Clary przez dobrą godzinę traktowali Raphaela z dystansem. Pierwsze lody przełamał dopiero kieliszek wina wypity do spóźnionego świątecznego obiadu. Butelkę później tajemniczo zniknął problem z tym, że znają Raphaela od kilku godzin.
Gdy tego dnia Raphael kładł się spać na kanapie w pokoju gościnnym Simona, zaskoczyła go jego własna zmiana nastawienia. Jeszcze rano nienawidził świąt z całego serca. Teraz był skłonny przyznać, że może wcale nie są takie złe.
W ten sposób, dzięki pomocy Simona, polubił też sylwestra, Walentynki i wiele innych świąt, których czasem nie ma nawet w kalendarzu. Jednak jego ulubionym stał się Dzień Pocałunku i zawsze pilnował, by należycie go świętować.
----------
Świeżutki one-shot skończony pięć minut temu. I moim zdaniem jest odrobinę słaby ale nic lepszego dzisiaj nie wymyślę :D
Do jutra ^^

Multifandomowy kalendarz adwentowy 2016Donde viven las historias. Descúbrelo ahora