Połamane Święta (Yuri On ice)

484 23 0
                                    

A/N: Dzisiejszy fanfik jest z friendshipem Yuuri'ego i Phichita, Yuri on Ice, uwielbiam ich obu. Akcja dzieje się przed anime, kiedy Yuuri i Phichit mieszkali i trenowali w Detroit. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ^^
-----
Dzień przed świętami Celestino postanowił odpuścić Yuuriemu i Phichitowi trening. Katsuki miał lecieć do domu rodzinnego następnego dnia rano,  więc Chualnont postanowił go wyciągnąć na lodowisko by "pożegnalnie pojeździć" już o 9 rano. Yuuri miał przeczucie, że to zły pomysł, jednak po długich namowach drugiego chłopaka zgodził się. Teraz siedzieli w szatni, zmieniając buty na łyżwy, a nieuzasadniony niepokój Katsukiego nadal rósł.
- No chodź już, Yuuri, w takim tempie nigdy nie pojeździmy! - rzucił radośnie Phichit. Czarnowłosy westchnął, narzucił bluzę na ramiona i ruszył w stronę lodowiska. W chwili, gdy jego łyżwy dotknęły lodu, wszystkie niepokoje zniknęły. Roześmiał się zupełnie bez powodu, robiąc kółko dookoła tafli. Phichit szybko go dogonił i chwycił go za ręce, a potem pociągnął gwałtownie za sobą.
- Zabijesz nas obu! - krzyknął Yuuri, próbując uwolnić dłonie z jego uścisku. Phichit wzruszył ramionami i przyspieszył. Krążyli po lodzie przez dłuższą chwilę, póki Chualnont w końcu nie zatrzymał się przy bandzie. Stali tak przez kilka minut, dysząc ciężko.
- Czasami cię nienawidzę - rzucił Yuuri, gdy już uspokoił oddech.
- Bzdura, kochasz mnie - Phichit roześmiał się. Katsuki uśmiechnął się tylko.
- Co robimy? - zapytał po chwili.
- Mam pomysł. Zróbmy sobie zawody skoków - odparł Phichit. - Wiesz, ustalamy skok i sprawdzamy, komu wyjdzie lepiej. Podejmujesz wyzwanie, czy tchórzysz?
- Przegrasz z kretesem - Yuuri uśmiechnął się. - Zaczynaj. Potrójny axel.
Phichit odjechał na drugi koniec lodowiska, rozpędził się i bezbłędnie wykonał skok.
- Twoja kolej! - zawołał. Yuuri kiwnął głową, a potem zaczął jechać po lodzie i wykonał axla. Zachwiał się przy lądowaniu, na co Chualnont roześmiał się.
- I kto tu ma przegrać, słabeuszu? - rzucił. - Teraz ty zaczynasz. Potrójny Toeloop, może taki prosty skok pójdzie ci lepiej!
Yuuri bez chwili wahania ruszył przed siebie i wykonał skok bezbłędnie. Phichit pokazał mu uniesiony w górę kciuk.
- Patrz jak robi to mistrz! - krzyknął. Odepchnął się od bandy i ruszył przed siebie. Yuuri widział, że chłopak jedzie za szybko i stwierdził, że wreszcie znalazł powód swojego wcześniejszego niepokoju. Phichit zaczął wykonywać skok niebezpiecznie blisko bandy i nie zdążył wychamować po lądowaniu, uderzając z całej siły w barierę. Przez moment w ogóle się nie ruszał i Yuuri zaczynał panikować. Podjechał do chłopaka i przykucnął przy nim.
- Co jest, Phichit? - zapytał, próbując udawać spokojnego. Chłopak jęknął cicho.
- Nic mi nie jest. Pomóż mi wstać, zamiast głupio pytać - warknął. Yuuri podał mu rękę i pociągnął do góry. Chłopak próbował się podnieść dzięki jego pomocy, ale szybko okazało się, że wcale nie jest z nim w porządku; nie był w stanie utrzymać ciężaru na lewej nodze. Yuuri odholował go do wyjścia z tafli i posadził na ławce w szatni.
- Musimy jechać do szpitala. Zadzwonię po taksówkę - rzucił Yuuri zdejmując łyżwy.
- Nic mi nie będzie! - Phichit podniósł głos.
- Tak? To zdejmij łyżwy i idziemy. No już, skoro nic ci nie jest to nie będzie z tym problemu, prawda? - Yuuri zirytował się.  Chualnont spuścił głowę.
- Przepraszam - rzucił cicho. Katsuki westchnął.
- Poczekaj na mnie. Zorganizuję transport i wrócę.
- Nigdzie się nie wybieram - odparł gorzko Phichit.
***
Godzinę później Yuuri czekał na przyjaciela w szpitalnej poczekalni jednocześnie rozmawiając przez telefon.
- Tak, wiem, że miałem przyjechać na święta, ale nie mogę go teraz zostawić samego... Mamo, mieszkamy na drugim piętrze, on sam się tam nie dostatnie ze złamaną nogą. A poza tym nie mam serca go samego zostawić na święta w takim stanie... Dzięki mamo. Chociaż ty rozumiesz, zadzwonię jutro.
Chłopak wrzucił telefon do kieszeni kurtki i wstał, mając zamiar przejść się po korytarzu i rozprostować kości. Nie zdążył jednak ujść nawet kilku kroków gdy drzwi do jednego z gabinetów otworzyły się i wykuśtykał stamtąd Phichit o kulach. Wyglądał na wykończonego ale gdy tylko zobaczył Yuuri'ego zmusił się, by posłać mu lekki uśmiech.
- Miałeś rację, złamana. Będę miał połamane święta. I jakieś dwa miesiące bez treningów, jak nie więcej - rzucił z udawanym entuzjazmem.
- Celestino cię zabije, zdajesz sobie z tego sprawę? - odparł Yuuri.
- Sam bym siebie zabił. Tak się załatwić.
- Dobra, łamago, nie rozczulaj się tak nad sobą. Musimy jeszcze jakoś wrócić do mieszkania. Mogę Ci jakoś pomóc czy poradzisz sobie sam?
- Nie idź za szybko, z resztą jakoś sobie poradzę - Phichit westchnął. - Jesteśmy daleko od mieszkania?
- Trochę. Ale zaraz wezwę nam taksówkę. Nie dasz rady tam dokuśtykać,  wyglądasz strasznie - Yuuri uśmiechnął się lekko.
- Wiesz, dzięki. Nie ma to jak wspierający przyjaciel. Ty też urodą nie grzeszysz, okularniku - Phichit usiadł na moment, wyciągnął telefon i zrobił zdjęcie zagipsowanej nogi, a potem wrzucił je na instagram.
- Ty się nigdy nie zmienisz - Yuuri roześmiał się. - No już, idziemy. Chcę wrócić do mieszkania zanim będą święta.
***
Dostanie się do mieszkania zajęło im niemal półtorej godziny, a połowę tego czasu zajęła im wspinaczka po schodach ponieważ oczywiście akurat tego dnia winda postanowiła się zepsuć. Dochodziła szesnasta gdy wreszcie zamknęli za sobą drzwi do mieszkania. Phichit dokuśtykał do kanapy i położył się. Przymknął oczy i uśmiechnął się błogo.
- Chyba to dość wrażeń jak na jeden dzień, nie sądzisz? - rzucił Yuuri. - Odpocznij, ja będę w kuchni. Przyda się jakiś prowiant na jutro. W końcu połamane czy nie, ale jednak mamy jutro święta.
- Nie powinieneś się pakować? O której masz samolot? - Phichit spojrzał na niego.
- Naprawdę sądzisz, że zostawię cię samego, połamańcu? Nigdzie nie lecę, jesteś skazany na moje towarzystwo - Yuuri uśmiechnął się.
- Ale przecież... Tak się cieszyłeś, że zobaczysz rodzinę... - chłopak zawahał się. - Wiesz, poradzę sobie jakoś. Powinieneś lecieć.
- Nic z tego, decyzja podjęta. Zrobić Ci herbaty?
- Yuuri, możesz tu na chwilę podejść?
Katsuki podszedł do chłopaka i przysiadł obok niego, a wtedy Phichit przytulił go.
- Dziękuję - powiedział cicho. - Dobrze mieć takiego przyjaciela.
***
Pierniki właśnie zostały wyciągnięte z pieca, a ich korzenny zapach rozchodził się po całym mieszkaniu. Postawił blachę na kuchennym stole i wrócił do pokoju. Phichit spał na kanapie otulony swoją kurtką. Katsuki okrył go kocem, podkręcił ogrzewanie i postanowił położyć się spać. Dopiero teraz poczuł się naprawdę zmęczony po całym dniu pełnym wrażeń. Dekorowanie pierników może poczekać do rana.
***
Rano Yuuri ubrał choinkę, a Phichit z kanapy mówił mu, gdzie co powinno wisieć. Czasem kłócili się o odpowiednie miejsce dla konkretnej bombki czy figurki, dlatego też ubieranie drzewka trwało prawie dwie godziny. Potem przenieśli się do kuchni, gdzie przez kilka kolejnych godzin ozdabiali pierniki. Phichit nie omieszkał wytknąć przyjacielowi, że upiekł pierników jak dla pułku wojska i że nie przejedzą tego przez tydzień, jednak Yuuri puścił tę uwagę mimo uszu, skupiając się całkowicie na perfekcyjnym ozdobieniu piernika, który jednak w połowie został bezlitośnie pożarty przez drugiego chłopaka.
Popołudnie spędzili na kanapie, oglądając Opowieść Wigilijną i podgryzając pierniki. Wieczorem zaczął padać śnieg. Phichit oczywiście musiał poinformować o tym cały świat, więc zrobił sobie selfie na tle okna i udostępnił je na Instagramie. Potem Yuuri włączył kolejny świąteczny film. Phichit zasnął niemal na początku, z głową opartą o ramię Yuuri'ego. Katsuki zaś zapatrzył się melancholijnie w okno zastanawiając się, czy w Japonii też pada śnieg. Później on również odpłynął w objęcia Morfeusza, lekko przytulony do przyjaciela.
--------
Ugh, myślałam, że nigdy tego nie skończę. Pisanie dzisiaj wybitnie mi nie szło i uważam, że dzisiejszy ff jest trochę słaby, ale zależało mi na tym, żeby coś się pojawiło. Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali ^^
Do jutra!

Multifandomowy kalendarz adwentowy 2016Where stories live. Discover now