- A ten tu czego?- spytał zirytowany Dean, wpatrując się gniewnie w Balthazara. Gabriel westchnął tylko i spojrzał na chłopaka.
- Pomoże nam. Pamiętasz przecież, że anioły nie palą się do pomocy tobie i Castielowi. Balthazar jest jednym z...
- Przecież wiem, kim jest, do cholery- warknął w jego stronę.- Ale nie za bardzo mam ochotę z nim współpracować.
- No to masz problem, Winchester- roześmiał się Balthazar- bo nikt inny wam nie pomoże.
- Już wolę tego "nikogo"- odparł nieco ciszej.
- Słuchaj, ja naprawdę nie mam czasu, by się z tobą użerać. Wpadam, pomagam, a potem możemy się już nigdy nie zobaczyć, jeśli masz taką ochotę.
- Najlepiej do tego czasu zaklej sobie ryj, bo nie mogę na niego patrzeć...
- Możecie skończyć, idioci?!- warknął Gabriel i trzepnął Deana w tył głowy. Ten mruknął tylko coś z niezadowoleniem, po czym udał się szybkim krokiem do kuchni, na nikogo nie patrząc.
- Boże, daj mi cierpliwości do tego bachora, bo nie mam już siły- mruknął archanioł pod nosem po czym rozsiadł się na kanapie. Zmarszczył brwi, patrząc na Sama i Castiela.
- A wy co?
- Mogę wiedzieć, czym ten mężczyzna zawinił Deanowi, bo jeszcze nigdy nie widziałem go tak złego.- spytał cicho Cas, patrząc na trickstera.
- Najlepsze Cię ominęło. Kiedyś omal go nie zabił- Gabe westchnął ciężko.- idę z nim pogadać.- mówiąc to, wstał powoli i udał się do kuchni. Rozejrzał się po pomieszczeniu, lecz nigdzie nie mógł dostrzec chłopaka. Przewrócił oczami i podszedł do drzwi wyjściowych, ciągnąc za klamkę. Pokręcił głową, widząc dym wzbijający się nad blondynem.
- Ile razy mam ci jeszcze wybijać z głowy te papierosy? Spieprzą ci życie, idioto- syknął zirytowany i wyrwał papierosa z ręki chłopaka.
- Oddaj- Dean był całkowicie poważny, wyciągając rękę po odebraną mu używkę. - oddaj, powiedziałem. Pieprzę raka, pieprzę życie i pieprzę ciebie. I wcale nie w ten sposób, o którym myślisz, kretynie- dodał, widząc lekki uśmiech na twarzy Gabriela.
- Nic ci nie oddam. Nie mam czego oddawać - mówiąc to, rzucił papierosa na ziemię i zgniótł go butem, uśmiechając się. Dean otworzył kilka razy usta, chcąc coś powiedzieć. Zacisnął mocno wargi, patrząc morderczym wzrokiem na Gabriela po czym odwrócił się do niego plecami i skierował się szybkim krokiem przed siebie. Archanioł złapał go dłonią za ramię, która po chwili została strzepnięta przez blondyna. Winchester odwrócił się w jego stronę, lustrując go gniewnym spojrzeniem.
- Czego?
- Jesteś obrażony, bo przywiodłem tu Balthazara, a nie dlatego, że zabrałem ci papierosa, prawda?- odparł archanioł, patrząc prosto w oczy przyjaciela.
- A jak myślisz, do cholery?- chłopak był coraz bardziej zirytowany.
- Pamiętam, co wtedy zrobił. Jak potraktował ciebie i Castiela. Ale nie mamy nikogo lepszego. Musimy korzystać, bo nic lepszego nam się nie trafi.
- Nie umiem... Nie umiem nawet na niego patrzeć. Jak mam współpracować, kiedy za każdym razem kiedy patrzę na tą twarz, przypomina mi się jakim kretynem kiedyś był i najprawdopodobniej nadaj jest?- spytał Dean lekko łagodniej.
- Rozumiem Cię, dzieciaku, ale mu naprawdę potrzebujemy pomocy. I w tym wypadku nie mogę patrzeć, czy jest on skończonym debilem czy nie. Dasz radę, wierzę w ciebie. Poradzimy sobie z tym bagnem wszyscy razem. - Poklepał Deana po ramieniu, który tylko pokiwał głową, wbijając wzrok w ziemię.
- Muszę to przemyśleć. Wrócę niedługo- odparł cicho blondyn i odszedł od Gabriela. Ten westchnął cicho i skierował się do pokoju. W salonie było całkowicie cicho. Balthazar rozsiadł się w fotelu, a chłopcy stali przy ścianie, lekko skołowani. Archanioł uniósł lekko jedną brew.
- W tym pomieszczeniu nie ma zakazu siadania na kanapie. Możecie usiąść, nikt was za to nie zabije- odparł, lekko rozbawiony. Chłopcy spojrzeli na siebie zdezorientowani, po czym niepewnie zajęli miejsca na kanapie. Sam wbił swoje gniewne spojrzenie w Balthazara. Anioł zauważył wzrok chłopca i zmarszczył brwi. Gabriel westchnął po raz jego ojciec wie który dzisiaj i usiadł na skraju kanapy.
- Możecie przestać?- spytał głośno.
- Gabriel, gdzie Dean? I powiedz mi proszę, co aż tak okropnego się dzieje, że musiałeś go tutaj przeprowadzić?- Sammy przeniósł wzrok na archanioła i zrobił swojego typowego bitchface'a. Gabriel już miał się zaśmiać, ale w porę dostrzegł powagę sytuacji.
- Dean poszedł się przejść. Jest już dużym dzieckiem więc nie musisz się o niego martwić. A Balthazar jest tu z powodu apokalipsy. Nic nie poradzę na to, że mój braciszek biega sobie po świecie i jakoś nikt nie kwapi się by go złapać. Padło na nas. Takie życie. - Sam westchnął cicho i sięgnął po szklankę wody ze stolika. Nie tak to sobie wyobrażał. Miało być inaczej. On i Dean mieli mieć spokojne życie bez potworów i innych nadprzyrodzonych spraw. A apokalipsa nie poprawiała sprawy. Odstawił puste naczynie z powrotem na blat i spojrzał na Castiela. Brunet wbijał wzrok w podłogę, szeroko otwierając przy tym oczy.
- Wszystko w porządku?- spytał cicho. Cas potrząsnął lekko głową i zerknął na Sama, mrugając kilka razy.
- Tak, po prostu... To za dużo. Anioły, Diabeł, apokalipsa... Szczerze? Nie byłem na to gotowy i myślę że nigdy nie będę. Nie rozumiem... Po co się narażać? Świat i tak kiedyś będzie musiał upaść.
- Wiesz- odezwał się Gabriel- pewien zielonooki chłopak powiedział mi kiedyś, że według niego świat skończy się krwawo. Ale to nie znaczy, że nie mamy o niego walczyć. Zawsze mamy jakiś wybór. Możemy iść dalej i w końcu umrzeć albo walczyć bez względu na wszystko*- archanioł uśmiechnął się na wspomnienie tych słów. Choć Dean zachowywał się często jak dziecko, w rzeczywistości był bardzo mądry. Spojrzał na Castiela, który uśmiechał się delikatnie, wciąż analizując wykładzinę. Może oni mają rację? Może czas zaakceptować swoje położenie i zacząć walczyć o to, co dla niego najważniejsze?
Drzwi motelowe otworzyły się gwałtownie, a do mieszkania wpadł zdyszany Dean.
- Co się sta...
- Demony. Masa demonów. Zaraz tu będą - wysapał i wszedł do salonu.
- Musimy uciekać- szepnął Gabriel.
- Nie ma czasu. Są za blisko - odparł blondyn. Gabriel westchnął ciężko. Nagle motel zaczął się niepokojąco trząść. Kilka szklanych przedmiotów spadło na ziemię, roztrzaskując się z głośnym hukiem. Żarówki migały haotycznie po czym jednocześnie zgasły.
- Zamknijcie oczy! - krzyknął archanioł.
Potem była już tylko oślepiająca biel.
*Autentyczny cytat Deana z serialu "Honestly I think the world is going to end bloody. But i doesn't mean we shouldn't fight. we do have choices" / "Man, thats crap. You always have a choice. You can either roll over and die, or keep fightin' no metter what".
*Kk, wiem że strasznie długo musieliście czekać za co przepraszam. Mam nadzieje że ten się podoba 💗*
STAI LEGGENDO
Goodbye Stranger ✰ Destiel
FanfictionCastiel pomaga w wypadku nie znanemu mu chłopakowi, który jednak go rozpoznaje. Jaką tajemnicę skrywa nastolatek? Jak daleko może zajść ich relacja? Jak potoczy się ich historia, kiedy na światło dzienne wyjdzie ogromna odpowiedzialność powierzona j...