Rozdział XVII

337 49 7
                                    

- A ten tu czego?- spytał zirytowany Dean, wpatrując się gniewnie w Balthazara. Gabriel westchnął tylko i spojrzał na chłopaka.

- Pomoże nam. Pamiętasz przecież, że anioły nie palą się do pomocy tobie i Castielowi. Balthazar jest jednym z...

- Przecież wiem, kim jest, do cholery- warknął w jego stronę.- Ale nie za bardzo mam ochotę z nim współpracować.

- No to masz problem, Winchester- roześmiał się Balthazar- bo nikt inny wam nie pomoże.

- Już wolę tego "nikogo"- odparł nieco ciszej.

- Słuchaj, ja naprawdę nie mam czasu, by się z tobą użerać. Wpadam, pomagam, a potem możemy się już nigdy nie zobaczyć, jeśli masz taką ochotę.

- Najlepiej do tego czasu zaklej sobie ryj, bo nie mogę na niego patrzeć...

- Możecie skończyć, idioci?!- warknął Gabriel i trzepnął Deana w tył głowy. Ten mruknął tylko coś z niezadowoleniem, po czym udał się szybkim krokiem do kuchni, na nikogo nie patrząc.

- Boże, daj mi cierpliwości do tego bachora, bo nie mam już siły- mruknął archanioł pod nosem po czym rozsiadł się na kanapie. Zmarszczył brwi, patrząc na Sama i Castiela.

- A wy co?

- Mogę wiedzieć, czym ten mężczyzna zawinił Deanowi, bo jeszcze nigdy nie widziałem go tak złego.- spytał cicho Cas, patrząc na trickstera.

- Najlepsze Cię ominęło. Kiedyś omal go nie zabił- Gabe westchnął ciężko.- idę z nim pogadać.- mówiąc to, wstał powoli i udał się do kuchni. Rozejrzał się po pomieszczeniu, lecz nigdzie nie mógł dostrzec chłopaka. Przewrócił oczami i podszedł do drzwi wyjściowych, ciągnąc za klamkę. Pokręcił głową, widząc dym wzbijający się nad blondynem.

- Ile razy mam ci jeszcze wybijać z głowy te papierosy? Spieprzą ci życie, idioto- syknął zirytowany i wyrwał papierosa z ręki chłopaka.

- Oddaj- Dean był całkowicie poważny, wyciągając rękę po odebraną mu używkę. - oddaj, powiedziałem. Pieprzę raka, pieprzę życie i pieprzę ciebie. I wcale nie w ten sposób, o którym myślisz, kretynie- dodał, widząc lekki uśmiech na twarzy Gabriela.

- Nic ci nie oddam. Nie mam czego oddawać - mówiąc to, rzucił papierosa na ziemię i zgniótł go butem, uśmiechając się. Dean otworzył kilka razy usta, chcąc coś powiedzieć. Zacisnął mocno wargi, patrząc morderczym wzrokiem na Gabriela po czym odwrócił się do niego plecami i skierował się szybkim krokiem przed siebie. Archanioł złapał go dłonią za ramię, która po chwili została strzepnięta przez blondyna. Winchester odwrócił się w jego stronę, lustrując go gniewnym spojrzeniem.

- Czego?

- Jesteś obrażony, bo przywiodłem tu Balthazara, a nie dlatego, że zabrałem ci papierosa, prawda?- odparł archanioł, patrząc prosto w oczy przyjaciela.

- A jak myślisz, do cholery?- chłopak był coraz bardziej zirytowany.

- Pamiętam, co wtedy zrobił. Jak potraktował ciebie i Castiela. Ale nie mamy nikogo lepszego. Musimy korzystać, bo nic lepszego nam się nie trafi.

- Nie umiem... Nie umiem nawet na niego patrzeć. Jak mam współpracować, kiedy za każdym razem kiedy patrzę na tą twarz, przypomina mi się jakim kretynem kiedyś był i najprawdopodobniej nadaj jest?- spytał Dean lekko łagodniej.

- Rozumiem Cię, dzieciaku, ale mu naprawdę potrzebujemy pomocy. I w tym wypadku nie mogę patrzeć, czy jest on skończonym debilem czy nie. Dasz radę, wierzę w ciebie. Poradzimy sobie z tym bagnem wszyscy razem. - Poklepał Deana po ramieniu, który tylko pokiwał głową, wbijając wzrok w ziemię.

- Muszę to przemyśleć. Wrócę niedługo- odparł cicho blondyn i odszedł od Gabriela. Ten westchnął cicho i skierował się do pokoju. W salonie było całkowicie cicho. Balthazar rozsiadł się w fotelu, a chłopcy stali przy ścianie, lekko skołowani. Archanioł uniósł lekko jedną brew.

- W tym pomieszczeniu nie ma zakazu siadania na kanapie. Możecie usiąść, nikt was za to nie zabije- odparł, lekko rozbawiony. Chłopcy spojrzeli na siebie zdezorientowani, po czym niepewnie zajęli miejsca na kanapie. Sam wbił swoje gniewne spojrzenie w Balthazara. Anioł zauważył wzrok chłopca i zmarszczył brwi. Gabriel westchnął po raz jego ojciec wie który dzisiaj i usiadł na skraju kanapy.

- Możecie przestać?- spytał głośno.

- Gabriel, gdzie Dean? I powiedz mi proszę, co aż tak okropnego się dzieje, że musiałeś go tutaj przeprowadzić?- Sammy przeniósł wzrok na archanioła i zrobił swojego typowego bitchface'a. Gabriel już miał się zaśmiać, ale w porę dostrzegł powagę sytuacji.

- Dean poszedł się przejść. Jest już dużym dzieckiem więc nie musisz się o niego martwić. A Balthazar jest tu z powodu apokalipsy. Nic nie poradzę na to, że mój braciszek biega sobie po świecie i jakoś nikt nie kwapi się by go złapać. Padło na nas. Takie życie. - Sam westchnął cicho i sięgnął po szklankę wody ze stolika. Nie tak to sobie wyobrażał. Miało być inaczej. On i Dean mieli mieć spokojne życie bez potworów i innych nadprzyrodzonych spraw. A apokalipsa nie poprawiała sprawy. Odstawił puste naczynie z powrotem na blat i spojrzał na Castiela. Brunet wbijał wzrok w podłogę, szeroko otwierając przy tym oczy.

- Wszystko w porządku?- spytał cicho. Cas potrząsnął lekko głową i zerknął na Sama, mrugając kilka razy.

- Tak, po prostu... To za dużo. Anioły, Diabeł, apokalipsa... Szczerze? Nie byłem na to gotowy i myślę że nigdy nie będę. Nie rozumiem... Po co się narażać? Świat i tak kiedyś będzie musiał upaść.

- Wiesz- odezwał się Gabriel- pewien zielonooki chłopak powiedział mi kiedyś, że według niego świat skończy się krwawo. Ale to nie znaczy, że nie mamy o niego walczyć. Zawsze mamy jakiś wybór. Możemy iść dalej i w końcu umrzeć albo walczyć bez względu na wszystko*- archanioł uśmiechnął się na wspomnienie tych słów. Choć Dean zachowywał się często jak dziecko, w rzeczywistości był bardzo mądry. Spojrzał na Castiela, który uśmiechał się delikatnie, wciąż analizując wykładzinę. Może oni mają rację? Może czas zaakceptować swoje położenie i zacząć walczyć o to, co dla niego najważniejsze?

Drzwi motelowe otworzyły się gwałtownie, a do mieszkania wpadł zdyszany Dean.

- Co się sta...

- Demony. Masa demonów. Zaraz tu będą - wysapał i wszedł do salonu.

- Musimy uciekać- szepnął Gabriel.

- Nie ma czasu. Są za blisko - odparł blondyn. Gabriel westchnął ciężko. Nagle motel zaczął się niepokojąco trząść. Kilka szklanych przedmiotów spadło na ziemię, roztrzaskując się z głośnym hukiem. Żarówki migały haotycznie po czym jednocześnie zgasły.

- Zamknijcie oczy! - krzyknął archanioł.

Potem była już tylko oślepiająca biel.





*Autentyczny cytat Deana z serialu "Honestly I think the world is going to end bloody. But i doesn't mean we shouldn't fight. we do have choices" / "Man, thats crap. You always have a choice. You can either roll over and die, or keep fightin' no metter what".

*Kk, wiem że strasznie długo musieliście czekać za co przepraszam. Mam nadzieje że ten się podoba 💗*

Goodbye Stranger ✰ DestielDove le storie prendono vita. Scoprilo ora