Rozdział XI

462 63 12
                                    

Czas dłużył się całej trójce.

Sam wciąż ślęczał nad książkami. Odkąd nie mieszkał już z ojcem i nikt go nie ograniczał, pochłaniał wiedzę o fachu brata z prędkością odkurzacza. Sam bardzo lubił się uczyć i miał genialną pamięć. Pod koniec każdego dnia wiedział już wszystko o przynajmniej dwóch potworach. Wszyscy pozostali byli tym zaskoczeni. Castiel czasem dołączał się do młodszego Winchestera, próbując zrozumieć cokolwiek o, do nie dawna, całkowicie nie znanym mu świecie. Często temat go przerastał i nadal nie mógł uwierzyć, że przeżył tyle lat w całkowitej nieświadomości o tym, co tak naprawdę kryje się w cieniu.

To, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich dni, bardzo go zmieniło. Nie postrzegał już świata tak samo. Nie patrzył tak samo również na Deana. Po tym, jak chłopak uratował go przed demonami, nie wiedział co zrobić. Zielonooki okazał się kimś zupełnie innym. Osobowość Winchestera, którą Cas na nowo poznał, była inna lecz... Ciekawsza. Czuł coś do niego. To już nie była przyjaźń. To było głębsze, mocniejsze uczucie. Nie potrafił go do końca określić, nadać mu nazwy. Ale wiedział, że to coś innego. Coś, czego nie umiał wyjaśnić. Czuł się, jakby znał Winchestera od dawna. Jakby był przy nim cały czas.

Castiel właśnie zaparzał kawę. Nie było to jego typowe zajęcie. Szczerze powiedziawszy kawę parzył chyba raz w życiu. Nie uznawał tej czynności za swoje hobby, a raczej za coś, co robi się tylko dla wyjątkowych osób. A od niedawna byli to dla niego Winchesterzy.

Blat po raz kolejny zadrżał. Spojrzał ponownie na wyświetlacz wibrującej wciąż komórki.

- Oh, odwal się- mruknął pod nosem, klikając czerwoną słuchawkę. Nie miał zamiaru odbierać i wsłuchiwać się w godzinny wykład ojca o jego nieodpowiedzialności.

Spojrzał na białe pudełko na blacie. Kusiło go, by po nie sięgnąć, spróbować choć jednego. Rozejrzał się ostrożnie jakby sprawdzając, czy aby na pewno nie stoi za nim jego matka. Złapał kartonowe opakowanie i wyciągnął jednego papierosa. Już miał zamiar podpalać, gdy do kuchni wmaszerował Dean.

- Beze mnie? - kiwnął głową w stronę Castiela. Ten zmarszczył brwi.

- Według mnie powinieneś odpoczywać - odparł, patrząc w bardzo "interesujące" różowe kafelki.

- A według mnie powinieneś zamknąć jadaczkę, bo jesteś dużo słodszy kiedy nic nie mówisz. I daj mi tego cholernego papierosa- odpowiedział zielonooki. Castiel oderwał gwałtownie wzrok od fascynującej podłogi i spojrzał na Deana, unosząc lekko jedną brew.

- Nie będę drugi raz powtarzał- blondyn starał się zachować kamienny wyraz twarzy. Złapał paczkę papierosów i rzucił chłopakowi, który bez problemu ją chwycił.

- Chodź, nie będziemy truć Sama- powiedział Dean i skierował się w stronę drzwi wyjściowych. Castiel po chwili ruszył w jego ślady.

~*~

- Nie mówisz poważnie?- Cas właśnie powstrzymywał się, by nie płakać ze śmiechu.

- Mówię Ci! Gdybym mu nie powiedział, że nadzienie na jego ciastku zostało przemielone i wyplute wprost z moich ust na jego porcję, pewnie do końca życia by się nie dowiedział - Dean uśmiechał się na widok niebieskookiego, składającego się właśnie ze śmiechu.

- Jesteś jak dziecko - odparł, uspokajając się po chwili.

- Jak przystojne, mądre i zabawne dziecko - poprawił go blondyn, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Przypatrywał się brunetowi. Nie miał pojęcia, że jeszcze kiedyś go zobaczy. A jednak, on był tutaj i właśnie śmiał się z jego żartów. Znowu.

Goodbye Stranger ✰ DestielDonde viven las historias. Descúbrelo ahora