Rozdział IX

490 66 7
                                    

Castiela obudził krzyk. Był środek nocy, a Castiel był okropnie zmęczony. Po rozmowie z mamą wrócił do salonu. Wypuścił Sama, początkowo chcąc go odprowadzić do domu. Chłopak przekonał go jednak, że da sobie radę, Cas nie powinien zostawiać Deana samego. Nie zdąrzyli wyjaśnić niczego, bo gdy Castiel wrócił do pokoju, Dean spał w najlepsze na kanapie. Niebieskooki chwilę siedział, wpatrując się w chłopaka po czym przykrył go kocem i udał się do sypialni by teraz leżeć w łóżku Deana.

Przetarł oczy spoglądając na zegarek. 2:47. Świetnie. Kolejny krzyk przeciął powietrze. Cas poderwał się do siadu, nasłuchując. Po kolejnym krzyku wstał z łóżka i wybiegł z pokoju. Podbiegł do zielonookiego i usiadł przy nim.

- Dean, obudź się! - Castiel potrząsnął nastolatkiem. Winchester był rozpalony i szamotał się po całej kanapie- Dean!- chłopak gwałtownie poderwał się do pozycji siedzącej. Oparł się delikatnie o poduszkę i podkulił nogi pod brodę. Cały się trząsł, biegając nieobecnie wzrokiem po całym pokoju. Cas nakrył go kocem i pogłaskał delikatnie po plecach.

- To tylko zły sen, tylko zły sen...- powtarzał jak do dziecka. Wstał na chwilę do kuchni by wrócić z zimnym okładem. Położył go na czole chłopaka i usiadł obok. Dean lekko oparł głowę o ramię Novaka. Niebieskooki drgnął lecz po chwili rozluźnił się i oparł plecy o oparcie kanapy. Objął ramię Winchestera, drugą ręką zdjemując lód z czoła, już śpiącego, nastolatka.

Był szczęśliwy.

Nie wiedział czemu. Po tym wszystkim co przeszedł powinien wypłakiwać się teraz w poduszkę i unikać świata zewnętrznego. Jednak on był szczęśliwy. Ba, był szczęśliwszy niż kiedykolwiek był. I wiedział, że powodem jego szczęścia była osoba, która teraz spała w jego objęciach.

Po chwili sam zasnął, tuląc do siebie chłopaka.

Wszedł przez oszklone czerwone drzwi. Znajdował się teraz w czyimś domu, nie potrafił określić czyim, ale był pewien, że gdzieś już go widział. Skierował się w prawo by znaleźć się w kuchni. Wszystko było czyste, aż nazbyt czyste.

Zainteresowały go szklane drzwi prowadzące na ogródek. Przesunął je w prawo, by po chwili znaleźć się na wyłożonej drewnianymi panelami altance. Zszedł po schodach i ruszył przed siebie po miękkiej trawie.

Wszystko było zadbane. Piękne kwiaty, niedawno malowany płot, regularnie koszona trawa. Ktoś wiele czasu spędzał na pielęgnowaniu ogródka.

- Tu się wszystko zaczęło. - usłyszał czyjś głos za sobą. Odwrócił się i zobaczył dziwną postać. Ciało osoby było widoczne, lecz twarz była jakby niewyraźna. Jednak po samej posturze wiedział, że już kiedyś widział tą osobę.

- Kim jesteś?- spytał ostrożnie.

- Tu się to zaczęło- postać zignorowała pytanie Castiela- tu dano początek życiu braci Winchester. Tu zaczęła się ich historia. Pełna niebezpieczeństw, trudnych wyborów i przygód... Z nutką przyjaźni i miłości. Uwielbiam tą historię ze względu za to, że to właśnie te dwie małe istoty uratują kiedyś świat. Świat, w którym także ja żyję. Wszystko jest już zapisane. Przeznaczenie się spełni. Ale do tego potrzebujemy Ciebie, Castielu Novak.

- Ponawiam pytanie, KIM JESTEŚ?- Castiel słuchał ze zdziwieniem opowieści tajemniczej postaci i nie wierzył własnym uszom.

- Nie ważne kim ja jestem, kim ty jesteś, kim my wszyscy jesteśmy. Ważna jest ta zielonooka istota. Potrzebujemy jej. Potrzebujemy także Ciebie. Zostań z nim, póki ja się nie zjawię. Będę musiał przekazać mu bardzo ważną wiadomość. Do tego czasu chciałbym, aby żył. Castielu, ten człowiek jest kimś więcej niż my wszyscy. Został wybrany przez samego Boga. A on nie wybiera byle kogo.

Postać zniknęła, a ogródek zaczął powoli znikać z oczu Castiela.

Obudził się, gwałtownie zaczerpując powietrze w płuca. Nie wiedział, czym był ten sen. Nie wiedział, czy ma wierzyć w to, co właśnie usłyszał. Ale wiedział, że to już nie są żarty. To już nie jest zabawa. To coś na skalę światową. A on zamierzał mieć przy sobie jedynego człowieka, który da radę to powstrzymać. Oparł się z powrotem o kanapę i przycisnął mocniej Winchestera do siebie.

"To już nie był zły sen..."

***

Sam szykował się właśnie do wyjścia do szkoły. Martwił się o brata, ale wiedział, że jest w dobrych rękach. Ufał Castielowi. Nie był pierwszym lepszym dresem spod monopolowego. Był życzliwy i ułożony. Sam był szczęśliwy, że brat ma normalnych kolegów.

Z kuchni wyszedł właśnie ojciec Winchesterów. Sam odwrócił szybko głowę, nie patrząc mu w oczy. Nagle ktoś gwałtownie pociągnął go za ramię, zmuszając do obrucenia się. John wbijał w niego gniewne spojrzenie.

- Gdzie byłeś tak późno? - warknął.

- U p-przyjaciółki, r-robiła kino domo-owe- odpowiedział mu drżący głos młodego chłopaka. Ojciec trzasnął syna w policzek.

- Kłamiesz! Gdzie Dean?- Sam nie odpowiedział za co oberwał jeszcze raz i został przyciśnięty do ściany- gdzie on jest!?

Z oczu Sama spłynęły łzy. Cicho wyszeptał adres motelu po czym został pociągnięty i posadzony w samochodzie. Spuścił głowę i nie odezwał się już ani słowem.

- Niech ja tylko go zobaczę! Od razu przemówię gnojowi do rozumu!- kolejne łzy zleciały z oczu chłopca. Wydał brata. Nie wiedział co teraz zrobić. Ukradkiem wyjął telefon z kieszeni i wysłał SMS-a do Castiela.


*Dłuuuga przerwa ale jest. 2/10 ale przynajmniej napisałam. Następny będzie... Kiedyś napewno*

Goodbye Stranger ✰ DestielWhere stories live. Discover now