Rozdział VII - "Współpraca"

2.8K 203 41
                                    

- Grace. Nie musisz mi się tłumaczyć. W tej chwili to wszystko przemyślałam...

- Cara, nie możemy przecież skończyć tej przyjaźni przez taką głupotę... - popłynęło kilka łez.

- A kto tu mówi o zakończeniu przyjaźni? A poza tym dlaczego? Ja dopiero teraz zrozumiałam, że zaprosiłaś go przed chwilą do znajomych, żeby powiedzieć mu o projekcie. Na Twoim miejscu też bym tak zrobiła, nie lubię patrzeć mu w oczy.

- Tak, dokładnie dlatego go mam w znajomych. - zawahałam się. - Przecież bym Cię nie oszukała.

- I to się nazywa prawdziwa przyjaźń. - mocno mnie przytuliła.

Cholera. Wpadłam w jeszcze większe bagno, niż byłam. Czy naprawdę musiałam dodać te ostatnie słowa? Po co mi to było? Oj, Grace. Najpierw robisz, potem myślisz. Co teraz? Przecież nie powiem jej prawdy, bo się pokłócimy, a nie chcę tego, nigdy w życiu. Zresztą, to on do mnie pisze, nie ja do niego. Nie powinna się gniewać na mnie za to.

- Ja lecę do domu, odwieźć Cię? - zaproponowałam.

- Jeśli to nie problem, heh. - uśmiechnęła się i ruszyła prosto za mną w stronę auta.

Podrzuciłam ją prosto pod dom i ruszyłam do siebie. Zaparkowałam swoim autem pod domem i zauważyłam, że rodzice są w domu, więc spędzę z nimi chwilkę czasu. Odkąd dostali ten awans to coraz rzadziej widzę ich w domu. Otworzyłam drzwi wejściowe. Zdjęłam buty, kurtkę i położyłam kluczyki na szafce. Ruszyłam w stronę kuchni, poczułam zapach mojej ulubionej potrawy - kurczaka w sosie z ryżem. Miałam do niej sentyment, ponieważ babcia często ją robiła. Taka pamiątka rodzinna. Mama rzadko ją przyrządza, ponieważ wie, że będę wspominać śmierć babci. Jestem już dorosła i inaczej to wszystko postrzegam, więc muszę ją wreszcie uświadomić, że pogodziłam się ze śmiercią babci. Przywitałam swoją mamę buziakiem w policzek i usiadłam na stole. Poczekałam kilka minut i mama rozłożyła zastawę dla dwóch osób.

- A tato? - byłam zdziwiona zaistniałą sytuacją.

- Tato musiał nagle wyjechać na delegację, nie będzie go tydzień, maksymalnie kilka...

- Co? Jak to? Dlaczego nic nie powiedział?

- Dowiedzieliśmy się o tym dzisiaj, też dostałam propozycję, ale wolałam zostać w Toronto. Nie chciałam Cię zostawiać samej.

- Daleko?

- Francja.

- Kawał drogi. Przecież to Europa, mam nadzieję, że szybko wróci.

- Ja też, kochanie. Ja też. - przytuliła mnie mocno i zaczęła jeść swoją potrawę.

No trudno, ojciec nagle wyjechał, ale ja nadal nie mogę w to uwierzyć. Nie przejęłam się tym zbytnio, ponieważ to ojciec miał wobec mnie ostry rygor, jeśli chodzi o ubiór i kosmetyki, a matka tylko przytakiwała. Będę musiała z nią na ten temat porozmawiać.

- Mamo. Nie ma taty, więc wolę z Tobą o tym porozmawiać. Czy mogłabym ubierać i malować się, jak normalna nastolatka? Proszę, tylko się nie denerwuj!

- Jasne.

- Ale jasne w sensie nie zdenerwujesz się, czy jasne, że mogę?

- W pewnym sensie oba. Sama chciałam już porozmawiać na ten temat z ojcem. Pamiętaj, unikaj mocnego makijażu i seksownych strojów. Pozwalam Ci ubierać się jak nastolatka, a nie jakaś dupodajka spod latarnii.

- Haha, no pewnie! - zaśmiałam się na słownictwo matki. Nie mówiła tak jak zawsze, była całkiem inna bez ojca.

- To co, jedziemy? - jej kąciki ust uniosły się wysoko.

- Ale gdzie?

- No na zakupy, przecież musisz kupić jakieś ciuchy, tym bardziej, że przyjdzie do Ciebie dzisiaj ten chłopak, jak mu tam... Shawn, przynajmniej tak się przedstawił.

- Przedstawił? Czekaj, on tu był?

- Nie udawaj zdziwionej, mówił coś o jakimś projekcie z chemii, że robicie go wspólnie. Bardzo miły chłopak, mieszka niedaleko, syn Mendesów. Zdążyłam poznać jego matkę, Karen...

- Czekaj, poznałaś jego matkę? Czego ja dopiero teraz się o tym dowiaduję?

- Byłam u nich na kawie, jego matka to naprawdę świetna kobieta. Jesteśmy umówione na wspólne zakupy.

- Co?! Mamo, ja Cię nie poznaję.

- Ja siebie sama też nie, ale to chyba dobrze? Dobra, ruszaj tyłek z tego siedzenia. Lecimy do sklepów, zanim będą zamknięte.

- Jest dopiero południe, przecież nie zamkną ich tak szybk...

- Mam zamiar zrobić dzisiaj duże zakupy, więc możesz liczyć na wielogodzinny shopping, moja kochana. Nie mam sił jechać autem, więc weź Twoje autko.

Pojechałyśmy na wspólne zakupy. Wreszcie czułam się, że jestem jej córką. Spędziliśmy ten dzień wspólnie i była to najlepsza rzecz, jaka mogła mnie spotkać. Skończyłyśmy zakupy i z torbami pełnymi ubrań i kosmetyków ruszyłyśmy do domu. Matka także wybrała dla siebie kilka ciekawych sukienek, które opinają talię. Zwierzyła mi się, że koleżanki z pracy ubierają się całkiem normalnie, ona wstydzi się swojego wyglądu, bo ojciec każe ubierać się jej w ten sposób. Ojciec wprowadzał u nas w pewien sposób rygor. Jak przyjedzie to obydwie z nim porozmawiamy na ten temat. Dość milczenia. Dojechałyśmy do mieszkania, Shawn miał przyjść za pół godziny, więc ruszyłam do łazienki i według zaleceń matki ubrałam opinaną sukienkę i zrobiłam lekki makijaż, włosy rozpuściłam i rozczochrałam, przez co wyglądały naprawdę ciekawie. Spojrzałam w lustro.

- Wow. - zaniemówiłam.

Nareszcie czułam się jak prawdziwa kobieta. Nie byłam już cnotką, ale nie byłam też kurwą, tak jak moje koleżanki ze szkoły. Wyglądałam jak kobieta w moim wieku. Poczułam ulgę. Wyszłam z łazienki i ruszyłam na dół, gdy moja matka mnie ujrzała to zaszła w ocean łez.

- Pięknie wyglądasz, kochanie. Ty zawsze byłaś piękna, ale Twój ojciec próbował to ukryć. Bał się, że znajdziesz sobie jakiegoś fagasa, który będzie chciał Cię wykorzystać. - otarła łzy.

Dzwonek do drzwi.

Ruszyłam w stronę drzwi i szybkim ruchem je otworzyłam.

- Cześć, jest może Grace? - zapytał całkiem serio.

- Cześć, dupku. To ja, a teraz wchodź, bo szkoda mi czasu na Ciebie.

- Co kurwa? - przetarł oczy i wszedł do środka. - Jezu, przepraszam. Pięknie wyglądasz, o to mi chodziło.

- Ty to zawsze umiesz komplementować. - puściłam mu oczko. - Żartowałam, jesteś w tym beznadziejny.

- No cóż, życie. - do holu wkroczyła matka. - Dzień dobry.

- Cześć, Shawn. Mam nadzieję, że nie masz złych zamiarów wobec mojej córki. Ojca nie ma, ale również jestem żywym kastratorem, więc tylko spróbuj coś...

- Może być pani spokojna. My tylko odrabiamy chemię. - zaśmiał się dość głośno, ciągle zwalniając z tonacji dźwiękowej, śmiejąc się sam do siebie.

- Ja już wiem jak młodzież się chemii uczy. Lećcie na górę, żartowałam tylko. - puściła oczko Shawn'awi.

Kiedy ona zdążyła się przebrać? Przecież przed chwilą była normalnie ubrana, a teraz obcisła czerwona sukienka, szpilki i czerwona szminka na ustach.

- Lecę na imprezę z Twoją matką. Będę na telefonie. Uważaj Grace na siebie, jak coś się będzie działo to wiesz, gdzie dzwonić.

- Bawcie się dobrze. - pożegnałam wychodzącą z domu matkę.

Co tu się właśnie odwaliło. Ten dzień bardzo namieszał w moim życiu.

- No cóż, widocznie zostaliśmy sami... - zamruczał trzymając w rękach podręcznik do chemii.

- Tak, ale nie licz na naukę anatomii ludzkiej. Dzisiaj tylko chemia. - zaśmiałam się i ruszyłam w stronę swojego pokoju.

Secret Diary |S.M.Where stories live. Discover now