Rozdział 6

378 40 65
                                    

Z reguły to opowiadanie piszę krótko, ale ten rozdział troszkę mnie poniósł, bo nie chciałam dzielić tego już. Mam nadzieję, że spodoba wam się rozwój wydarzeń w nim. Czekam na komentarze.

*Kyurin*

Weszłam do domu pełna nadziei na święty spokój. Pękała mi głowa, bo reżyser tego dnia nieźle dawał nam popalić swoim megafonem. Denerwowały go małe pomyłki. Przez to miałam jedynie ochotę na moje łóżko. Zdziwiłam się kiedy ujrzałam sportowe auto pod naszym domem, jednak jak już byłam w środku przypomniałam sobie, że mieliśmy mieć gości. Moi rodzice stali z jakimiś dwoma mężczyznami w salonie. Jeden z nich pracował z tatą wiele lat, a drugi wyglądał bardzo młodo. Możliwe, że jego wiek był zbliżony do mojego. Na dźwięk zamykanych drzwi, spojrzał w moją stronę. Uśmiechnął się szeroko i podszedł pospiesznie.

- Jestem Richard. - Tymi słowami uświadomiłam sobie, że wcale nie był Koreańczykiem.

- Ja jest...

- Wiem. Miło cię poznać Kyurin. - Rzekł wyciągając dłoń w moją stronę.

Z grzeczności wyciągnęłam także moją, a on uniósł ją i kłaniając się musnął ustami. Dobre sobie. Podrywacz pierwsza klasa. Zaczynałam rozumieć, po co rodzice chcieli mnie na tym spotkaniu. Wiedziałam, że muszę szybko zniechęcić chłopaka do mnie. Najpierw chciałam zbadać grunt. Poszłam za nim posłusznie do salonu, udając zaskoczoną.

- Córeczko. Richard to bardzo bliski mi pracownik. Już od jakiegoś czasu wykazuje się i chciałem ci go przedstawić. – Zaczął wychwalać go ojciec. Miałam ochotę prychnąć z zażenowania.

- Cieszę się, że zaprosił mnie pan, bo widzę, że co do Kyurin nie kłamał pan ani trochę. Jest piękna. – Mówiąc to spojrzał na mnie z takim dziwnym błyskiem w oku.

Byłam zdenerwowana tą sytuacją i nie wiedziałam, czy powstrzymać się od wybuchu, czy może jednak pokazać swoje rogi. Z jednej strony chciałam mieć święty spokój i nie słuchać potem narzekania rodziców, a z drugiej miałam nieodpartą ochotę utrzeć nosa temu człowiekowi. Czy on myśli, że może wszystko, bo jest amerykański, czy jakiś tam?

- Jesteście młodzi i pewnie nudzą was rozmowy dorosłych, może weźmiesz i porozmawiasz z Richardem u siebie? – Zapytała moja mama, czym dźwignęła mi już totalnie ciśnienie. To zabrzmiało tak, jak kiedyś mówiono do mnie w dzieciństwie, bym poszła się pobawić z koleżanką, bądź kolegą.

- Z chęcią pójdę do pokoju. – Wycedziłam przez zęby. – Ale sama. – Dodałam z poważnym akcentem i ruszyłam do siebie. Ciekawa byłam jakie nastąpią konsekwencje mojego zachowania.

Położyłam się na łóżku i patrzyłam się w sufit. Czekałam aż te gbury pójdą sobie i będę mogła iść zjeść. A na dodatek chciałam mieć za sobą kazanie. Usłyszałam pukanie do drzwi w nadziei, że to ojciec przyszedł na mnie nakrzyczeć. Niestety kiedy powiedziałam oschłe "proszę" w drzwiach ukazał się ten bezczelny blondyn z uśmiechem na twarzy. Co go jeszcze cieszyło? Nie miałam zielonego pojęcia.

- Widzę, że masz charakterek. - Zwrócił się do mnie.

Ja usiadłam na łóżku, żeby nie leżeć przy tym obcym człowieku. Nie żebym przejmowała się, że to niegrzeczne. Po prostu czułabym się niekomfortowo.

- Nie lubię towarzystwa moich rodziców. - Stwierdziłam szczerze, bo zawsze się nudziłam przy każdym kogo mi chcieli przedstawiać.

- Widzę. Oceniasz mnie po okładce. To bardzo niedobrze. - Mówiąc to rozglądał się po pokoju. - Ja chciałem być miły. - Dodał udawanym smutnym głosem. - Twoi rodzice chcieli byśmy się dogadali. Podobałaby się im perspektywa nas razem.

Miłosny scenariusz |Suho z EXO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz