Kopnąłem piłkę prawą nogą, a ona trafiła do siatki. Przynajmniej tego rzutu nie spieprzyłem.

Po raz kolejny usłyszałem krzyki, piski i wiwaty z trybun. Ponownie zatraciłem się w myśleniu nad moim błędem na początku drugiej części spotkania.
Uwagę poświęciłem zawodnikowi Atletico, który właśnie usłyszał sygnał o wykonaniu rzutu. Juanfran posłał piłkę w kierunku bramki, ale nie zaskoczył Navasa, który obronił rzut.

W jego oczach widziałem smutek i ogromne rozczarowanie. Dobrze wiedziałem, co czuł.
Chwilę po tym do strzału szykował się CR7. Był taki pewny siebie, że miałem ochotę powyrywać te jego cholernie nażelowane włosy. Nie byłem typem zazdrośnika, ale człowiek mnie irytował swoim byciem.
Ta pewność tak mocno z niego biła, że oszukał Oblaka i trafił bramkę niczym prawdziwy "królewicz" królewskich.
Wszyscy się na niego rzucili z podziękowaniami, jakby tylko on przyczynił się do ich zwycięstwa. Widocznie to, że po prostu był, czyniło go najważniejszą osobistością. Ważniejszą niż Zidane.

Świat i czas zatrzymał się dla mnie. W uszach znów słyszałem tylko pisk. Obróciłem się i ujrzałem naszego zdezorientowanego bramkarza.
Yannick, zdobywca naszej najważniejszej bramki, leżał na murawie i cicho pochlipywał.
Nie zdałem sobie sprawy z tego, że po moich policzkach również spływały łzy.
Nie chcieliśmy widzieć tego, jak nasi przeciwnicy odbierają puchar, więc czym prędzej udaliśmy się do szatni. Fakt, zaszliśmy daleko, ale to nas w pełni nie satysfakcjonowało. Nasze ambicje sięgały wyżej, ale nawet im nie potrafiliśmy stawić czoła.

Kiedy już wszyscy zebraliśmy się w pomieszczeniu, wszyscy zaczęli płakać. Nigdy nie widziałem, żeby tylu dorosłych mężczyzn płakało jak dzieci. Było mi już wszystko jedno, sam byłem beksą tego feralnego wieczoru.

Po godzinie praktycznie każdy wyszedł z szatni. Mieliśmy jechać do hotelu w Mediolanie, by spędzić tam ostatnią noc i wylecieć do Hiszpanii następnego dnia. Siedzieliśmy z Carrasco i wspominaliśmy wszystko, co wydarzyło się na meczu. Obydwaj stwierdziliśmy, że faktycznie, Atleti trochę za bardzo faulowało.
Po całej rozmowie każdy z nas wziął prysznic i przebrał się w czyste ubrania.
Otworzyłem szafkę z numerem siedem i wyjąłem z torby telefon. Miałem dziesięć nieodebranych połączeń od Martiny, a kilkanaście innych od jakiegoś nieznanego mi numeru.
Oddzwoniłem do żony, ale powitał mnie inny głos, niż mojej ukochanej.

- Halo?

- Pan Antoine? - Zapytała jakaś kobieta.

- Tak, gdzie jest Martina? - Rzuciłem, bo myślałem, że rozmawiam z jakąś jej koleżanką.

- Nazywam się Jimena Chavèz, dzwonię do pana ze szpitala imieniem Ramireza, pana żona Martina trafiła do nas dzisiaj o dziewiątej. Uczestniczyła w napadzie na bank, w którym padła ofiarą strzelaniny.

Wpadłem w osłupienie. Nie wiedziałem, czy zacząć panikować, czy płakać. Strach ścisnął moje gardło.

- Co z nią? - Tylko tyle zdołałem wypowiedzieć i zacząłem drżeć, a Yannick stanął obok mnie z pytającą miną.

- Pańska żona nie żyje. Została postrzelona w brzuch. Nie mieliśmy szans na uratowanie ciąży. Bardzo nam przykro... - Powiadomiła mnie, a ja w szoku upuściłem telefon.
Odwróciłem się w stronę szafek, a po chwili uderzyłem w nie pięściami jak opętany. Po chwili opadłem na ławkę, bo poczułem, jak moje ręce i nogi drętwieją, a ja nie mogę oddychać i kręci mi się w głowie.
Carrasco patrzył na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy.

Zawyłem najgłośniej jak potrafiłem. Czułem, że chyba ten żałosny jęk rozerwał moją klatkę piersiową.
Zacząłem płakać tak, jak nigdy. Nie mogłem się uspokoić. Łzy lały się z moich oczu, a ja nie potrafiłem tego w żaden sposób przerwać.

- Antoine, masz atak paniki - rzucił przerażony belg.

- Martina... - zabuczałem, bo smutek związał mi gardło, w dodatku miałem ochotę zwymiotować. - Martina nie żyje. Boże, ja sobie bez niej nie poradzę - zalewałem się łzami.
Belg podszedł do mnie i nie wiedząc co innego zrobić, usiadł przy mnie.

Nie żyła osoba, która była moim światem. W dodatku była w ciąży, o której nie zdążyła mi powiedzieć...

______________________________________

Witam w prologu mojego kolejnego opowiadania! Ponownie na początku pragnę zawiadomić, że jest już w całości napisane, więc czeka je tylko publikacja :)

Chciałabym zadedykować początek osobom, które naprawdę długo czekały na moją decyzję odnośnie upublicznienia tej pracy (szczególnie Love_Supreme i WiiKa113  ;*)

Mam nadzieję, że spodoba wam się to, co napisałam i wytrwacie do końca. Pozdrawiam

World of chancesWhere stories live. Discover now