Prolog

492 46 30
                                    

❗ Chciałabym, abyście zobaczyli zwiastun, nad którym pracowałam równie mocno jak poprzednio 😊 (chociaż na początek poleciłabym przeczytanie prologu, więc miłego czytania ^^ ) ❗
_______________________________________

Finał ligi mistrzów. Na jednej połowie drużyna Realu Madryt, na drugiej my-Atletico Madryt.
Nasi kibice w ekstazie, kibice Królewskich modlą się o zwycięstwo drużyny Zidane'a.
A przede mną szansa na wyrównanie wyniku po golu Ramosa w piętnastej minucie spotkania.

Chwilę temu zaczęła się druga połowa meczu, a nam podyktowano rzut karny sprokurowany przez Pepe, do wykonania którego zostałem wybrany. Czy byłem odpowiednim piłkarzem Atletico?
Odczuwałem jakieś dziwne emocje. Nie wiedziałem, czy są związane z meczem, ale cały drżałem. Jakby coś złego miało się stać. Zanim jeszcze go wykonałem, Keylor Navas, bramkarz Realu dostał żółtą kartkę. To ani trochę nie pomogło, nie wiedziałem jak rozplanować swój strzał, by dać nam remis.

Pośród myśli zagłuszających wszystko, zdołałem usłyszeć gwizdek. Pomyślałem, że ode mnie zależy to, co się wydarzy. Próbowałem uspokoić swoje emocje, jednak to było trudne zadanie. Byliśmy w ważnym miejscu i walczyliśmy o mistrzostwo, a na mnie spoczywała ogromna presja.
Policzyłem do trzech, lekko wpuściłem powietrze do płuc, wziąłem rozbieg i kopnąłem.

W poprzeczkę.

Złapałem się za głowę, a kątem oka dostrzegłem furię wymalowaną na twarzy Simeone.
Czułem złość na samego siebie i smutek, miałem wrażenie, że nie nadaję się na piłkarza. Że jestem beznadziejny. Nikt nie powinien poświęcać mi nawet minuty. Lepsi piłkarze czekali na swoje szanse. Ja potrafiłem tylko wszystko zepsuć. W dodatku zawiodłem kibiców. Czułem się jak śmieć, który zaprzepaścił szansę na wygraną.

- Nie pękaj, Grizi. Musimy odrobić straty! - Rzucił Carrasco, który kilka chwil temu pojawił się na boisku.

Przez praktycznie całą drugą połowę biegaliśmy od bramki do bramki, nasze starania były bezowocne.
Nagle w siedemdziesiątej dziewiątej minucie wcześniej wspomniany belg trafił gola.
Odzyskaliśmy ducha walki, mieliśmy równe szanse. To było niesamowite.
Nawet trener się trochę uspokoił.
Minął podstawowy czas, a my nadal mieliśmy remis. Czekała nas półgodzinna dogrywka.

W pierwszych minutach dogrywki próbowaliśmy działać. To była walka o wszystko albo nic. Być albo nie być.
Niestety Atleti nie udało się wyjść na prowadzenie. Za to na szczęście królewscy też tego nie dokonali.
Druga połowa dogrywki była czymś w rodzaju walki o przetrwanie. Obie strony nie miały już sił, ale chcieliśmy obejść się bez rzutów karnych. To jednak się nie udało, bo dogrywka niczego nie wniosła do wyniku meczu.

- Tym razem uważaj na słupek, bo w poprzeczkę już trafiłeś - zakpił Pepe, a ja poczułem się gorzej.
Dzięki karnemu w czterdziestej ósmej minucie mogliśmy zapewnić sobie remis, a po golu Carrasco osiągnęlibyśmy szczyt i pokazali, że Hiszpańskie kluby to nie tylko Barcelona i Real.

- Będzie dobrze - Gabi poklepał mnie po plecach, a ja zdałem sobie sprawę z tego, że nadeszła moja kolej. Nie potrafiłem się skupić, moja uwaga była rozproszona po całym boisku, a pewność siebie gdzieś uleciała.
Stanąłem na jedenastym metrze i położyłem piłkę. Liczyło się tylko to, żebym trafił i nie dał satysfakcji zapyziałym przeciwnikom.
Usłyszałem gwizdek. Zamknąłem oczy i pomyślałem o jednej osobie, która zawsze mi pomagała.

Martina. Była moim sensem życia, wspierała mnie całym sercem, była moją największą fanką i zawsze była najbardziej dumna. Po pierwszym meczu półfinałowym z Barceloną, w którym trafiłem dwie bramki, zadzwoniła do mnie z płaczem radości. Nie chciałem jej zawieść.

World of chancesWhere stories live. Discover now