|Rozdział 8|Klątwa ławki

545 70 8
                                    

J&Jd: Hę?

M: Wiesz co, twoja obecność tutaj jest zbędna, Judy.

Jd: Pfft! Jesteś totalnym idiotą. Ja Cię kiedyś kochałam!

M: Dobra, dobra.

J: Idź już. I przestań zamęczać ludzi.

*Judy odchodzi*

M: ...

J: ... Jestem bohaterem?

M: Co...?

J: Zawsze chciałem zostać takim...

M: Dla mnie jesteś.

J: Spider-man jest fajny, nie?

M: Mój ulubiony. Heh, idziemy do środka? Chciałbym się w końcu kimnąć.

J: Z miłą chęcią. *ziewa*

M: *ziewa* Zaraziłeś mnie.

J: Sorki.

*Time skip*

M: Dobranoc Jack.

J: Tak, tak dobranoc.

Weszliśmy do swoich pokoi. Jutro drugi dzień WestPax'u więc muszę się wyspać.
A więc dzisiejszy dzień można uznać za udany! pomyślałem.
Po czym wskoczyłem na łóżko i po zamknięciu oczu oddałem się w obięcia Morfeusza.

*Następnego dnia*

Wstałem o 9. Dość późno, ale i tak wychodzę około 12:30.
Ktoś zapukał do moich drzwi, więc postanowiłem wstać i szybkim krokiem ruszyłem w stronę drzwi, które po chwili otworzyłem.

J: Kto tam?

M: To ja, Mark. Mogę wejść?

J: Jasne, właź!

M: Co tam? Hahah! Jeszcze w pidżamie?

Spojrzałem na siebie i uświadomiłem sobie, że się nie przebrałem. Jak mi było głupio... Cringe Day today!

J: Aah! Zapomniałem, zaraz się przebiorę! Zaczekasz?

M: Pewnie.

Pobiegłem do walizki i wyjąłem byle jakie rzeczy. Chyba szare spodnie i czarną bluzkę z jakimś nadrukiem.
Przebrałem się i wróciłem do Marka.

J: No jestem.

M: Wow... Ehh... F-fajna bluzka.

Zdziwiony popatrzyłem się na swoje ubranie. Miałem na sobie założony
T-shirt ze sklepu Markipliera. Pamiętam, że miałem coś takiego, ale czemu trafiłem akurat na tą bluzkę?

J: No bo brałem co popadnie byle żeby się ubrać i... Tak jakoś wyszło.

M: Cieszę się! Mam bardzo wiernego fana! Hahaha!

J: Nie jestem twoim fanem! Zostaw mnie w spokoju, bo pozwę o molestowanie psychiczne!

Mark poklepał mnie po plecach. I uśmiechnął się miło.

M: Słuchaj, mamy jeszcze sporo czasu. Idziemy się gdzieś przejść?

J: Pewka konewka.

M: Gitez majonez.

J: Łokieć, pięta i nie ma klijenta.

M: Ja znam podobne! Łokieć, pięta brudna dupa. Miał być bąk, a wyszła kupa!

J: Jesteś obrzydliwy...

M: Ale i obrzydliwie romantyczny.

J: Ta, pewnie.

M: Czemu wyczuwam sarkazm?!

J: Bo na to zasługujesz?

M: Jesteś nie miły! Wolałbym, abyś myślał o mnie jak o jakimś geniuszu!
Na przykład... Ten no Einstein!

J: To my się nie znamy.

M: Ej no, jaja se robie! Hahah!

J: Chodź już i nie gadaj.

Wyciągnąłem go w końcu na zewnątrz.
Szliśmy tak w stronę pobliskiego parku gdzie podobno przychodzili sami zakochani.

M: Fajnie tu?

J: Spoko jest. Lubię chodzić po parkach. Tyle, że zazwyczaj sam się przechadzam.

M: To się odzwyczaj. Jak chcesz to możemy chodzić po parkach kiedy tylko chcesz! Na czas WestPax'u... Tylko. Szkoda trochę.

J: Mhm.

Usiedliśmy na ławce. Ponoć nazywają ją 'przeklętą'.
Z Markiem czas szybko mijał. Rozmawialiśmy o tym jak się żyje w Irlandii, a jak w LA i jak to fajnie się z nim i nawzajem rozmawia.

J: Która jest godzina?

M: Już sprawdzam... 11:40?!

J: Tak późno?! Mamy o 12 być na miejscu, a do hali jest daleko!

M: Złapiemy jakąś szybką taksówkę i jakoś się zdąży.

J: Okey!

W tym samym momencie wstaliśmy z ławki. Poczułem coś miękkiego i ciepłego na ustach. To był... Mark?! Podczas wstawania potknąłem się i pocałowałem go... Patrzyliśmy sobie w oczy ze zdumieniem, a jednocześnie przerażeniem. Po kilku chwilach odpychnąłem go od siebie.

J: J-ja przepraszam! N-nie chciałem a-aby się to s-stało! - zacząłem się jąkać. Nie mogłem tego opanować.

M: ... Nic się nie stało.

J: N-napewno?

M: Podobało Ci się...?

J: Co?! Nie! - kłamię, kłamię, kłamię. Czemu ja kłamię? Miałem co innego na myśli... Jak na przykład: Tak i to bardzo!

M: ... Rozumiem.

J: Jedźmy już taksówką i udajmy, że nic się nie stało... Okey?

M: Niech Ci będzie.

Nienawidzę samego siebie. Jak mogłem się tak wygłupić! Chciałbym przestać istnieć...

Szybki, nudny rozdział
😅
Chcę jakoś rozkręcić akcje, ale nie mam pomysłu.
Coś się wymyśli 😂

SEPTIPLIER ~ Only I love ya' PORZUCONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz