3 - Club

2.9K 273 321
                                    

@KakaSzczur jako Jimin & Taehyung :)

@Avangeee jako Jungkook :)

~~~~~~~~




Jimin:

Oficjalnie ten tydzień miałem wolny. Praktycznie – jak zawsze pracowałem. Poranne treningi, które sam sobie narzucałem, pozwalały mi na oddanie się temu co kocham najbardziej. Biegając po ulicach, cieszyłem się, że nie ma przy mnie żadnej fanki. Od pięciu lat żadna z nich nie zauważyła moich porannych zwyczajów, z czego szczerze się cieszyłem. Chociaż przez tych kilkadziesiąt minut byłem po prostu sobą. Potem prysznic, śniadanie i trening wokalny, dopóki Yoongi się nie obudzi.

Udzielanie wywiadów było jeszcze znośne, wystarczyło odpowiadać tak jak słodki Chim Chim umiał najlepiej. Dużo wazeliny, skromności i uśmiechu. Sesje zdjęciowe wymagały jeszcze mniej, choć jak dla mnie długie godziny nie były potrzebne, by oddać doskonałość mojej osoby. Co prawda zdarzało się, że jakiś idiota wymyślał koncept, przez który nie wyglądałem tak dobrze jakbym chciał, ale przymykałem na to oko, choć nie szczędziłem szczerych komentarzy w tym temacie. Dużo więcej cierpliwości wymagały ode mnie programy rozrywkowe. To tam musiałem być miły przez cały czas, bo ciągle obserwowały mnie kamery. A prowadzący uwielbiali robić sobie głupie żarty, wykorzystując słabe punkty Chim Chima. Musiałem jednak robić co mi każą, a potem narzekałem długie godziny Yoongiemu, nawet jeśli już mnie nie słuchał i spał. Jednak prawdziwe piekło to spotkanie z fanami. Długie godziny szczerzenia się i spełniania niedorzecznych próśb o założenie głupich wianuszków, czapek i innych pierdół. Ale czego się nie robi, by ludzie cię kochali...

Yoongi przypomniał mi, bym był grzeczny i nie nabroił, co jeszcze na szczęście nigdy mi się nie zdarzyło. Jednak małe przypomnienie i obiecanie mi nagrody za dobre zachowanie, nigdy nie zaszkodzi.

Fansign trwał w najlepsze. Na początek zaśpiewałem „You're beautiful", by trochę roztopić serca tych wszystkich dziewczyn. W końcu jednak zasiadłem za stolikiem, czekając grzecznie na kolejne fanki, by podpisywać albumy, plakaty i zdjęcia. Oczywiście jak zawsze zbierałem przy okazji całą masę prezentów. Mój staff wiedział jak ma je segregować. Na jedną stertę szły wszystkie pluszaki i inne zabawki, na drugą wianki i inne badziewie do włosów, na trzecią trafiały nieliczne figurki i rysunki, które robili moje fani, a czwartą tworzyły te praktyczne podarki w postaci jakichś nowych ubrań, poduszek czy gadżetów. Tylko dwie ostatnie kupki mnie interesowały, zresztą, wiedzieli co mają robić.

Kolejne dziewczyny klękały przed stolikiem, wlepiając we mnie słodkie spojrzenie. Łatwo było je rozdzielić na rodzaje. Te całkiem nowe, będące pierwszy lub drugi raz na takim spotkaniu – piszczały, zamiast się normalnie odzywać lub skamieniałe nie mówiły nic. Te, które bywały częściej, ale nie zapadały mi w pamięć, potrafiły co najwyżej prosić bym dbał o swoje zdrowie, powiedział ich imię lub napisał na podsuniętej karteczce odpowiedź na jakieś ich pytanie. Gdy widziałem coś o moim życiu prywatnym zawsze miałem ochotę wyrzucić świstek, ale dzielnie to znosiłem. Raz było tak, że jedna odważyła się zapytać gdzie dokładnie mieszkam, bo oficjalnie było podane kilka różnych lokalizacji, żadna jednak nie była prawdziwa. Odpisałem wtedy, że ,,w sercach my cute Berries", co oczywiście wywołało masę słodkich komentarzy na Twitterze i Fancafé. Kolejny rodzaj fanek to te, które przychodzą na każde spotkanie i mimowolnie zapamiętuję ich twarze. To od nich dostaję najlepsze prezenty, z nimi zamieniam najwięcej słów, pytając o ich zdrowie i prosząc, by wracały jak najczęściej. Jednak wyjątkową kategorią byli fanboye. Nieważne ile ich przyjedzie, zawsze będą się wyróżniać i zapamiętam jak wyglądają. A Pana Królika rozpoznawałem natychmiast, patrząc na zebrany tłum. Wyróżniał się, nie ma co ukrywać.

"Flash" - Kookmin, TaegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz