Rozdział 10:"Nie zrobię ci krzywdy. "

152 16 6
                                    

Wtuliłam się w ojca, a on pogładził mnie po plecach. Nie pamiętałam co się dokładnie wczoraj zdarzyło, ale czułam, że coś jest ze mną nie tak. Nie miałam pojęcia dlaczego tak dziwnie się czuję. Co jakiś czas kręciło mi się w głowie, trudno mi było ustać prosto, ale to najwyraźniej z przemęczenia.

- Cassandro Elizabeth Mortel jeżeli jeszcze raz coś takiego zrobisz zostaniesz przywiązana do kaloryfera do końca twojego życia. Będziesz żyła tylko o chlebie i wodzie, rozumiesz?

- Powiedzmy.- odsunęłam się od taty i lekko się uśmiechnęłam. Wyglądał zabawnie kiedy się gniewał.

- Jestem na ciebie zły. Nie ciesz się jak głupia do sera.- zrobił poważną minę, a ja uniosłam brew.

- Wiesz co? Jestem głodna. Zamówisz pizze?- powiedziałam od niechcenia. W końcu nie miałam nic w ustach od wczoraj, a jest już pora obiadu.

Ojciec zmierzył mnie wzrokiem, który mówił "Dziecko co z tobą nie tak?" i poszedł w kierunku kuchni.

Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam po schodach do mojego pokoju. Zauważyłam, że jakoś się nie nudził pod moją nieobecność. Naprawił schody i podłogę w korytarzu, już nie wystawały deski, ani gwoździe. Nie było także żadnych śmieci na podłodze. Rozbawiła mnie obraz raczkującego ojca ze ścierką po podłodze. Zdziwiłam się, że ledwo po jednym dniu ten dom nie wygląda już tak źle jak przedtem. Popchnęłam drzwi do pokoju i poczułam jak ktoś mnie obejmuje.

- O mój Boże, Cassie ty idiotko!- brunetka potrząsnęła mną jak małym dzieckiem.

- O co ci chodzi, wszystko w porządku.- wywróciłam oczami .

- Ha ha bardzo zabawne.- odrzekła sarkastycznie.- Zniknęłaś od tak. Policja przeszukała całe Beacon Hills mimo, że akcję można prowadzić dopiero po upływie dwudziestu czterech godzin. Szeryf się ulitował i wysłał czterech ludzi. Szukali cię i szukali, a ty zapadłaś się pod ziemię. Twój ojciec zamartwiał się na śmierć. Był przekonany, że ktoś cie porwał, ponieważ mało osób cię tutaj zna. Chociaż osobiście uważam, że to mało prawdopodobne, bo Beacon Hills jest raczej spokojne. Wracając do tematu nie powinnaś znikać na tak długo. Co jeśli naprawdę coś ci się stało? Najpierw ja powinnam cię oprowadzić.

- Wszystko gra, przecież żyję i stoję przed tobą.- rzuciłam się na łóżko wtulając się w poduszkę.- Myślę, że niepotrzebnie od razu tata powiadomił policję, ale no cóż.

Callie usiadła na brzegu przyglądając się ścianom i nierównej podłodze z dziwnym wyrazem twarzy.

- Rusz się,nie mogę patrzeć na twój pokój. - powiedziała po chwili, a ja tylko mruknęłam w odpowiedzi. - Wstawaj trzeba to jakoś ogarnąć. Jak ty zamierzasz tu żyć?

Chyba zaczęłam ją irytować, bo zepchnęła mnie z łóżka i rąbnęłam o podłogę.

- To bolało, zwariowałaś?- potarłam łokieć.

Dziękuję za kolejny siniak, przecież jeden więcej nie zaszkodzi prawda?

Prawda, przecież liczy się ilość.

- Owszem. - schyliła się i zaczęła zwijać dywan.

Podniosłam się z podłogi i poszłam do łazienki po wiaderko z wodą i jakąś szmatkę. Wróciłam do pokoju po jakiś pięciu minutach, bo nie wiedziałam gdzie stoi płyn. Podłoga była niemalże idealnie równa.

- Co ty zrobiłaś z podłogą?- wytrzeszczyłam oczy.

- Jakby ci się chciało znaleźć młotek to byś wiedziała.

Mortel || Teen WolfWhere stories live. Discover now