Rozdział 24

2.5K 259 30
                                    

Ten rozdział jest jakby dwoma opowieściami o Robercie - tak dla lepszego poznania postaci ^^

I tak, wiem, zajebista pora na wstawienie rozdziału xD W planach jest zarwać nockę, tak więc no...

Co do rozdziałów i częstotliwości dodawania - może jednak się wyrobię ;)

Ireth! Wąż dla ciebie pod rozdziałem i wyjaśnij mi sprawę z krajobrazem :D

Natomiast między 8.10 a 25.10 będzie przerwa w dodawaniu rozdziałów. Odwiedzam Polskę :3 Niestety bez laptopika, a to na nim znajduje się Tajemnica Lasu.

No cóż, miłego czytania! <3

Kramarzówna



- Kiedyś mało brakowało, a złapaliby Nadię, wiesz?

- Jak?

- To było zaraz przed narodzinami niedźwiadków...

- Jakich niedźwiadków?

- A no tak, przecież ty nie wiesz. Nadia ma dwójkę... dzieci. Znaczy małych niedźwiadków, nie dzieci. Wtedy, jakoś tydzień przed... ej, jak się nazywa poród niedźwiedzia?

Uniosłam brew.

- ...poważnie?

- No dobra, i tak w większości mówimy o Nadii jak o człowieku. Przed porodem była bardzo humorzasta, szlajała się tam i z powrotem po lesie. Raz za bardzo zbliżyła się do drogi. Jak ją kierowca zobaczył, mało nie spowodował wypadku. Zgłosił to gdzieś, nie wiem gdzie, ale podziałało. Apele w szkole i plotki wychodzące poza ludzkie pojęcie. Męczyli tego faceta o szczegóły tak bardzo, że w końcu powiedział, że widział tylko kawałek czegoś brązowego. Pewnie kłamał, żeby tylko dali mu już spokój. To było dzień przed wyruszeniem ekipy poszukiwawczej. Robert wtedy wpadł na... dziwny i szalony pomysł, ale jak coś jest głupie i działa, to nie jest głupie. Ukradł brązowy płaszczyk twojej cioci, bo jako jedyne ubranie w domu jako tako pasowało kolorem do futra Nadii, i założył na siebie.

Otworzyłam szeroko oczy.

- Co!?

- No. Najpierw miał powiesić je gdzieś obok drogi, żeby było że kierowca widział tylko i wyłącznie futro, ale było tam już parę osób i na pewno ktoś by powiedział, że wcześniej niczego tam nie było. No więc następnego dnia...

- Kiedy szukali Nadii?

- Tak, wtedy, nie przerywaj mi - przewróciłam oczami, ale posłusznie zamilkłam - Więc wtedy poszedł w niego ubrany, a raczej zarzucił tylko kaptur na głowę i zawiązał rękawy wokół szyi, bo był za mały; do lasu, tam, gdzie mieli zaczynać poszukiwania Nadii. Nie przewidział, że kiedy ludzie zobaczą "niedźwiedzia" - nakreślił palcami cudzysłów w powietrzu - zaczną strzelać środkami uspokajającymi. Dostał w nogę, padł na ziemię i został mianowany wariatem, który lata w ubraniach swojej żony. Ale to nic w porównaniu reakcji twojej ciotki. Myślałem, że padnie na zawał, kiedy zobaczyła swój ukochany płaszczyk w strzępach i uwalony błotem. Robert parę dni jeździł po różnych sklepach byle znaleźć podobny...

- A co z Nadią?

- Zabrałem ją daleko od ścieżek, głębiej w las, w razie gdyby plan się nie udał i czekałem na telefon od Roberta. To wtedy miałem takie dziwne uczucie, jakby ktoś przejeżdżał mi papierem ściernym po płucach. Jakby coś złego miało się stać. Tak jak wtedy kiedy dowiedziałaś się o śmierci Roberta. To rodzaj ostrzeżenia, na które natychmiast trzeba zareagować.

***

- A tak w ogóle, to jak się poznaliście z Robertem?

Twarz Eli rozjaśniła się w uśmiechu.

- W szkole.

- Liceum?

- Nie.

- Gimnazjum?

Uśmiechnęła się szerzej.

- Pierwszy dzień pierwszej klasy podstawówki.

- ŻARTUJESZ?

- Nie - zaśmiała się miękko - Jak wiesz, pierwszy dzień w szkole trzeba ubrać się na galowo. Spędziłam cały ranek na wybieraniu spódniczki. W szkole okazało się, że żeby nie stresować uczniów, czy coś takiego odwołali strój galowy. Informacja, oprócz mnie, nie dotarła do jeszcze jednej osoby. Moja teściowa ubrała swojego synka w garnitur. Od razu stanął koło mnie na podwórku szkolnym. Miałam białą spódniczkę i bluzkę, więc jeden chłopak rzucił hasło "państwo młodzi", a reszta to podłapała. Robert, oczywiście wielce urażony, zaczął przepychać się do niego przez tłum i przez przypadek popchnął mnie tak, że wylądowałam w piachu.

- Auć...

- Właśnie. A on, zamiast iść wykłócać się z tym chłopakiem, odwrócił się z przerażeniem w oczach i zaczął mnie przepraszać. Podniósł mnie na nogi i dał swoją marynarkę, kiedy grupka dziewczyn zaczęła wyśmiewać się z plamy na plecach. Potem powiedział do chłopaków, że nie są prawdziwymi mężczyznami, jeśli wyśmiewają się z kobiety i rzucił do swojej mamy: "Mamusia, chodź do domu", więc poniekąd odwiózł mnie do domu - uśmiechnęła się do wspomnień.

- Jakim cudem pamiętasz to tak szczegółowo?

- Pisałam pamiętnik przez całą szkołę. I wiesz co? Na ślubie przez cały czas miałam narzuconą na ramiona jego marynarkę. To był jego pomysł.




KarmazynTheQueen

Tak, wiem niepotrzebnie kolorowałam.... I nie bardzo żeczny, ale też nie bardzo mam talent ^^

 I nie bardzo żeczny, ale też nie bardzo mam talent ^^

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Tajemnica LasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz