Kilka kolejnych dni przeżywają w całkowitej ciszy. Żadne z nich nie odzywa się do siebie. Ani Harry, wściekły na Aurorę, ani Rory, zła na Parkera, ani Peter, który nie do końca wie, jak powinien się zachować w obliczu takiej sytuacji. Zdaje sobie sprawę z tego, że słowa te zostały wypowiedziane pod wpływem bólu i żalu, które przecież on sam przeżył kilka miesięcy temu, wraz ze śmiercią wuja Bena. Wyklinał wtedy na cały świat, nie odzywał się do nikogo, do Osbornów, do cioci May; trwało to dopóki nie poukładał sobie wszystkiego w głowie, dopóki nie pogodził się z tym, co ofiarował, a raczej zabrał, mu świat. Dlatego zakłada, że to samo przeżywają obecnie jego przyjaciele, a przynajmniej Aurora. Przecież w naprawdę niekrótkim czasie dowiedziała się o tym, że Peter to po godzinach Spider-Man i jeszcze do tego doszedł wypadek Normana Osborna.
Pająk siedzi na dachu jednego z niższych budynków, leniwie jedząc czekoladowego loda. Dostał go od bardzo sympatycznego ulicznego sprzedawcy, więc może śmiało stwierdzić, że bycie przyjaznym superbohaterem z sąsiedztwa, ma czasami swoje plusy. Parker wodzi wzrokiem po okolicy, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Zanim wróci do domu na kolację, chce być pewien, że Nowy Jork jest bezpieczny, a przynajmniej Queens. Nigdy nie wiadomo, kiedy Goblinowi znów zabraknie rozrywki i postanowi wrócić do miasta, żeby jej poszukać.
– Hej, Pajączku! – krzyczy ktoś z dołu. Peter o mało nie upuszcza na wpół ugryzionego wafelka, a potem przenosi spojrzenie gdzieś w dół, na małą uliczkę, pomiędzy blokiem, na którego dachu siedzi a drugim, trochę wyższym.
– Harry?! – odpowiada zdziwiony i kończąc jeść, zjeżdża w dół na grubej nici. – Co ty tutaj robisz? I jak mnie znalazłeś?
– Wystarczyło przejść się po okolicy i trochę rozejrzeć. Rzucasz się w oczy tym swoim wdziankiem - śmieje się cicho blondyn, a potem niespodziewanie milknie. – Przepraszam za Rory – mówi w końcu, gdy na zbyt długo zapada między nimi nieco niezręczna cisza. – Jestem pewien, że nie mówiła tego na poważnie... wiesz przecież... Pete...
– Wiem – odpowiada spokojnie brunet. – Wiem, że nie miała, za dobrze ją znam, żeby tak pomyśleć.
– Dwa tygodnie temu zerwała z Abigail – ciągnie Harry – a do tego ten wypadek ojca... nie wytrzymała.
Parker dziękuje w duchu za to, że nie ściągnął maski w całości, bo teraz nie ma najmniejszego problemu z ukryciem swojego zdziwionego spojrzenia. Rory nie wspominała nic o Howard tamtego wieczoru, kiedy wyznał jej prawdę o Spider-Manie, ale po prostu w ostatnim czasie tyle się działo, że nawet nie zwrócił na to uwagi. Fakt, że nie powiedziała mu tego sama z siebie, jednocześnie go dziwi i nie – Aurora ma mnóstwo swoich małych sekretów, ale większością z nich zawsze dzieli się z nim i Harrym. Zwłaszcza z Harrym, który przecież dba o nią bardziej niż o siebie samego.
– Właśnie, a jak ma się wasz ojciec? – pyta Peter, chcąc szybko zmienić temat.
– Jeszcze z kilka dni potrzymają go na oddziale, żeby się upewnić, że pozbyli się całej tej przeklętej substancji z jego organizmu – odpowiada przyjaciel. – Potem zapewne każą mu odpoczywać przez parę tygodni, więc może nareszcie w trójkę spędzimy trochę czasu, chociaż myślę, że ojciec i tak znajdzie jakąś wymówkę, żeby wyjść z domu... Czasami myślę, że może lepiej by było, jakby... wiesz, nie przeżył tego...
– Cholera, Harry, nie mów tak. – Parker przerywa mu gwałtownie.
– Przecież wiem, że wciąż obwinia nas o śmierć matki i najchętniej wysłałby nas na drugi koniec świata, żeby tylko nie widzieć nas na oczy. – Osborn wzrusza ramionami, chociaż w jego głosie da się wyczuć wyraźny żal. – Norma.
YOU ARE READING
little lion man ∆ spider-man
Fanfiction« superhero /ˈsuː.pəˌhɪə.rəʊ/ - someone who has done something very brave to help someone else » Bycie superbohaterem jest męczące, a bycie superbohaterem i nastolatkiem jednocześnie jest już cholernie wycieńczające. Peter Parker coś o tym wie...