| 1.6.

1.7K 222 34
                                    

Maj jest dla Petera niczym Gwiazdka.

Pełen niespodzianek i spełnienia dziecięcych marzeń. Nigdy nie sądził, że takie rzeczy mogą mieć miejsce, że mogą dziać się naprawdę, a nie tylko w telewizji, filmach, gdzieś pomiędzy wyobraźnią pisarzy a wielkim światem, do którego dzieciak z Queens raczej nie powinien należeć, a przynajmniej nie ma na to większych szans. Dzień rozpoczynający tę szaleńczą podróż rollercoasterem, najbardziej zapadnie mu w pamięć, będąc dla niego tak ważnym wydarzeniem, jak choćby sama przemiana w Spider-Mana.

Swoją drogą, Parker i Watson spędzają ze sobą naprawę dużo czasu; dziewczyna zdaje się lubić go z dnia na dzień coraz bardziej, kiedy on z kolei przestaje się już tak denerwować i krępować w jej towarzystwie. Jak mówi Harry, zapewne za jakiś czas w końcu jego marzenia się spełnią i Peter nareszcie będzie szczęśliwym chłopakiem Mary Jane Watson, rudowłosej pani dziennikarz, za którą ugania się pół szkoły, a która wybrała, a raczej na pewno wybierze, Petera Parkera, jako swoją drugą połówkę.

Z najnowszym albumem Alt-J w słuchawkach, a dokładnie Left Hand Free, z odtwarzaczem pod pachą, wpada do domu, zadowolony jak rzadko kiedy. Dzień w szkole był naprawdę dobry: udało mu się uniknąć zamknięcia w szafce przez Flasha, zjadł lunch z Rory, Harrym i, uwaga, MJ, poza tym fenomenalnie napisał sprawdzian z algebry i jeszcze po drodze udało mu się zdobyć stary odtwarzacz DVD, praktycznie za bezcen.

Cholera, Peter naprawdę nie sądził, że ten dzień może być jeszcze lepszy.

– Cześć, ciociu May! – rzuca na powitanie, ruszając w stronę lodówki. Gorączka wiosennego popołudnia daje się we znaki. Po drodze zrzuca plecak na podłogę, a urządzenie kładzie na stole.

– Hej – odpowiada kobieta. Jej głos jest prawie niesłyszany przez Petera, wciąż rozkoszującego się trwającą piosenką. – Jak tam w szkole?

– Dobrze – stwierdza, odwracając się w stronę ciotki. – Świetne auto stoi na dole...

Parker milknie. Jego usta otwierają się szerzej, a on sam zaczyna się zastanawiać, czy czasem nie dostał udaru mózgu od tej gorączki na zewnątrz, bo przecież to nie jest możliwe, żeby to, co teraz widzi, było prawdziwe, żeby działo się naprawdę...

– Panie Parker.

Tony Stark. Mówi do niego Tony-Pieprzony-Iron-Man-Stark. Jak to możliwe, żeby Tony Stark był w jego domu, siedział na jego kanapie obok cioci May, jadł jej ciasto i... mówił do niego, zwracając się jeszcze do niego per pan? Jego bohater z dzieciństwa, ukochany Iron Man, jest tutaj i... Peter ma ochotę się uszczypnąć, ale coś mówi mu, że to wszystko jest jednak prawdziwe.

Chłopak ściąga słuchawki, podchodząc bliżej.

– Co...? Co pan tu...? – pyta zdezorientowany i jednocześnie podekscytowany. No hej, przecież Tony'ego Starka nie spotyka się na co dzień i to w takich okolicznościach. – Cześć, je... je... jestem Peter – mówi w końcu. Chcąc ukryć drżące ręce, krzyżuje je na piersi.

– Tony – odpowiada beztrosko mężczyzna. Parker dopiero teraz zauważa okropnego siniaka wokół jego prawego oka. W ostatniej chwili powstrzymuje swoją ciekawość i nie pyta, skąd ta rana się wzięła, bo przecież... no nie wypada, prawda?

– Co... co pana sprowadza? – Peter chyba zapomina, jak się oddycha, tak onieśmiela go widok Iron Mana w jego salonie; ciocia May również wydaje się być zachwycona.

– Najwyższa pora byśmy się spotkali. Dostałeś moje e-maile? – pyta Stark, mrugając do niego w jednoznaczny sposób. Chłopak w mig pojmuje, o co chodzi Tony'emu.

little lion man ∆ spider-manWhere stories live. Discover now